Kandydat obiecał mieszkańcom aplikację, ale nie sprawdził ważnej rzeczy. A nawet dwóch
Chcieliśmy żyć w przyszłości, no to żyjemy. Korporacje walczą za pomocą nowych technologii (tzn. dyskont wysyła nam reklamowe SMS-y), a kandydat na prezydenta Warszawy chce przyciągnąć do siebie aplikacją. Sęk w tym, że nowa raczej potrzebna nie jest.
„Moje pierwsze zobowiązanie wyborcze to aplikacja mobilna dla wszystkich warszawiaków WAVO” – poinformował w mediach społecznościowych kandydat na prezydenta Warszawy Tobiasz Bocheński. Pierwszy zgrzyt dotyczy samego nazewnictwa. Jak szybko wytknięto program o takiej nazwie już istnieje. I służy do... poznawania innych ludzi.
Łączenie jest łatwe. Nasza usługa pozwala poznawać ludzi online za darmo. Zainteresowany konkretnym chłopakiem lub dziewczyną? Polub ich profil, a jeśli uczucie jest wzajemne, możesz rozpocząć czat, trochę porozmawiać i umówić się na spotkanie. To może być data, która sprawi, że będziesz najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, ponieważ możemy pomóc Ci znaleźć miłość, a może nawet założyć rodzinę.
- czytamy w opisie oryginalnej aplikacji WAVO.
Niejednemu psu na imię Burek, więc nie ma co się czepiać. Inny problem to fakt, że mieszkańcy podobną aplikację już mają. I to od dawna.
Jak wyjaśnia Tobiasz Bocheński za pomocą Wavo Warszawiacy będą mogli znaleźć miłość brać udział w głosowaniach związanych z ich dzielnicą.
Zobaczycie, że mieszkacie przy jakiejś ulicy, dostaniecie od władz miasta pytanie: „jakie chcecie drzewa?”, „jaki chodnik?”, „czy chcecie skatepark?”, „czy chcecie rewitalizację parku i w jakim kształcie?”. Wszystko to będziecie mieli w swoim smartfonie, tablecie lub komputerze. Sprawi to, że będziecie mieli informację o Warszawie, jak funkcjonuje, ale jednocześnie każdego dnia będziecie decydowali o kształcie miasta, a nie raz na pięć lat.
- mówi w reklamowym spocie.
Warszawiacy przypominają, że podobny program funkcjonuje od lat – nazywa się Warszawa 19115
W opisie funkcji aplikacji Warszawa 19115 znajdziemy m.in. opcję „mapa zgłoszeń”, pozwalającą sprawdzić zgłoszenia innych użytkowników. „Na mapie wyświetla się kategoria, adres oraz nazwa procesu interwencyjnego”. Tak da się więc sprawdzić, co dzieje się w ich otoczeniu.
Jest też informacja na temat. budżetu obywatelskiego (pozwala sprawdzić na mapie projekty zgłaszane w ramach akcji, które już powstały lub są aktualnie realizowane; „Funkcjonalność ułatwia poznanie projektów realizowanych w okolicy”) oraz opcja... posadź drzewo.
Zakładka „Posadź drzewo” umożliwia Użytkownikowi wskazanie na aktywnej mapie m. st. Warszawy punktu, w którym powinno zostać zasadzone drzewo. Propozycja jest automatycznie kierowana do jednostki zarządzającej zielenią miejską, gdzie następuje analiza zgłoszeń i projektowanie nasadzeń.
Za pomocą aplikacji można też zgłaszać źle zaparkowane pojazdy.
Oprócz tego warszawiacy mogą też korzystać z aplikacji mobiWAWA
W niej udostępniane są „miejskie usługi cyfrowe oraz karty, które uprawniają użytkowników do korzystania ze zniżek i przejazdów środkami warszawskiego transportu publicznego, w tym tramwajami, autobusami oraz metrem”.
Złośliwie można by więc stwierdzić, że kandydat na prezydenta Warszawy nie do końca wie, z czego sami mieszkańcy już teraz mogą korzystać. Rzecz jasna sztab pewnie będzie przekonywał, że w Wavo chodzić będzie jednak o coś innego, bo to głosowania, inna forma demokracji, bardziej bezpośredni wpływ na życie miasta itd.
Wciąż zasadne będzie pytanie, czy nie lepiej byłoby wdrożyć zapowiadane funkcje w już istniejącym programie, z którego obywatele stolicy korzystają. I to od dawna. Mnogość programów wcale nie jest przejawem nowoczesności i cyfryzacji. Wręcz przeciwnie – dzisiaj wolimy mieć wszystko w jednym miejscu, czego dobrym przykładem jest mObywatel. A dowodem na to, że od przybytku głowa boli, była sytuacja związana ze spółkami PKP:
Nie chodzi o to, że czepiamy się konkretnego obywatela z konkretnego ugrupowania. To szerszy problem i zjawisko. Przed wyborami kandydaci wymyślają, jak usprawnić życie tych, którymi chcą rządzić, nie zdając sobie sprawy, jak ci ludzie już teraz funkcjonują. Stąd te wszystkie dość żenujące ustawki z jazdy komunikacją miejską czy chwalenie się, że odwiedziło się jakieś osiedle, mimo że przez pięć lat zapomniało się o jego istnieniu.
Teraz do tego wszystkiego dochodzić będzie technologia, która ma pokazać, że kandydat jest nowoczesny i postępowy
A że proponowane rozwiązania istnieją od dawna? Albo że narażają wyborców na cyfrowe niezbezpieczeństwo? Jakiś czas temu w Zabrzu kandydatka rozwiesiła banery z kodami NFC, dzięki którym zainteresowani zostaną automatycznie połączeni ze stroną internetową. Niby pomysłowe, niby inne, niby nowe, ale eksperci ds. bezpieczeństwa od dawna przestrzegają, żeby nie skanować kodów w przestrzeni publicznej, traktując je tak, jak linki od nieznanego nadawcy. I choć teoretycznie tutaj znaczek znajduje się na plakacie, to łatwo wyobrazić sobie scenariusz, że ktoś dokleja własny, prowadzący na podstawioną złośliwą witrynę.
Na problem kodów QR w przestrzeni publicznej zwracaliśmy uwagę, gdy te pojawiły się na łódzkich przystankach:
Technologia w polityce zaczyna pełnić funkcję wabika. Nic dziwnego – popularność mObywatela czy ostatnio usługi e-PIT pokazuje, że Polacy chcą korzystać z wygodnych rozwiązaniach w telefonach oraz komputerach. Tylko muszą być one wprowadzane z głową i sensem, a nie traktowane jak zwykła kiełbasa wyborcza. Czy raczej: e-kiełbasa.