REKLAMA

Powiedzieli "nie" hulajnogom i nie żałują. Miasto mówi, jak skorzystało na tym, że ich nie ma

Poczekajmy, co będzie po 1 września i zobaczymy, jak brak hulajnóg przełoży się na nastroje. Na wnioski jeszcze przyjdzie czas – mówili Spider’s Web przedstawiciele polskich firm oferujących hulajnogi na wynajem. Ban na te pojazdy w Paryżu zdążył się „przegryźć”, więc czas na pierwsze podsumowanie. I raczej nie będą to dobre wiadomości od operatorów.

paryż
REKLAMA

Paryż od dawna był na wojennej ścieżce z hulajnogami. Już wiosną swoje usługi mogły oferować raptem trzy firmy, podczas gdy w 2019 pojazdy wypożyczało 19 przedsiębiorstw. Chociaż liczba hulajnóg się zmniejszyła to mieszkańcy i tak na nie narzekali. Anne Hidalgo, mer Paryża, zdecydowała się zorganizować referendum, a Paryżanie w znacznej większości (89 proc.) opowiedzieli się za wycofaniem hulajnóg na wynajem z miastach. Frekwencja może nie dopisała – do urn poszło 7,5 proc. uprawnionych – ale było to pierwsze lokalne referendum od 2003 roku, co najlepiej pokazuje, jak wiele emocji wśród mieszkańców musiała wywołać obecność hulajnóg w mieście. Po 1 września Paryż stał się pierwszą europejską stolicą, która powiedziała głośne nie tym jednośladom.

REKLAMA
Jeszcze przed zakazem hulajnogi mogły stać wyłącznie w wyznaczonych miejscach

Kiedy pytałem przedstawicieli operatorów działających na polskim rynku, czy nie obawiają się przybycia rewolucyjnego wichru z Paryża, odpowiadali raczej spokojnie. Pożyjemy, zobaczymy – być może paryżanie sami przekonają się, że ich decyzja była pochopna, brzmiały ich reakcje.

Zapytałem Monikę, Polkę mieszkającą od 8 lat w Paryżu, jak miejscowi radzą sobie po 1 września

- Nie znam nikogo, kto narzekałby na brak hulajnóg – mówi wprost.

Jak dodaje, gdy hulajnogi były obecne, powszechnie słyszało się głosy oburzenia. Zagradzały drogę, powodowały kontuzje. Owszem, teraz ich brak jest dostrzegalny, ale nie w taki sposób, jak chcieliby tego operatorzy.

W miejscu, gdzie zwykle zostawiałam rower, był parking, ale tylko dla hulajnóg. Rower trzeba było zostawić po drugiej stronie dużej ulicy. Teraz hulajnóg nie ma, więc jest więcej miejsca dla rowerów.

- opowiada Polka mieszkająca w Paryżu.

Najlepszym dowodem na to, że rewolucja się udała, są zamiary mer Paryża. Anne Hidalgo po tym, jak pozbyła się hulajnóg i nie wzbudziło to wśród mieszkańców większych emocji, chce zorganizować podobne referendum na temat wielkich SUV-ów wjeżdżających do miasta.

Na Spider's Web piszemy o problemach z hulajnogami na wynajem:

Pomysły wydają się z polskiej perspektywy szalone, ale są logiczne, biorąc pod uwagę fakt, że Paryż od dawna stawia na pieszych czy rowerzystów, odsuwając się od samochodów i właśnie hulajnóg. Gdy na wiosnę byłem w stolicy Francji zaskoczyło mnie, jak dobrze po Paryżu się chodzi. Już wtedy dało się zauważyć, że los hulajnóg jest przesądzony – a referendum dopiero miało się odbyć:

Im dłużej obserwowałem ruch uliczny w Paryżu, tym bardziej miałem wrażenie, że sukces tkwi w odstawieniu elektrycznych hulajnóg. W sobotnie, ciepłe przedpołudnie próbowaliśmy przejść przez niewielką ulicę. Nie dało się, bo co chwila zza zakrętu wyłaniały się kolejne rowery, zajmujące całą szerokość. Gdyby jednak dołożyć do tego hulajnogi, widok z imponującego stałby się już irytujący, tym bardziej, że hulajnogi jeździłby zapewne nieco szybciej. (…) Pewnie gdy hulajnóg przez krótki czas było więcej, nagle okazało się, że jeżdżących na drogach jest za dużo i dopiero teraz zaczyna się robić niebezpiecznie, a idealny system się sypie. Stawiając na rowery, można było przez lata doprowadzić do ich asymilacji i mimo wszystko bezkonfliktowej obecności najpierw obok samochodów, a w niedalekiej przyszłości: pewnie zamiast. Ale hulajnogi? Ze swoją prędkością, niewielkim rozmiarem i ewentualnym nagromadzeniem w krótkim czasie? Tego byłoby za wiele.

W Paryżu odcięcie się od hulajnóg nie było więc zaskoczeniem, populistyczną reakcją, czymś gwałtownym i nieprzemyślanym. Była to raczej logiczna konsekwencja podejmowanych wcześniej - i wciąż - decyzji.

Z tego powodu trudno wyobrazić sobie, by w Polsce dało się odejść od hulajnóg tak łatwo

Nie oznacza to, że można zaakceptować obecny stan rzeczy. Chociaż na wiosnę przez polskie miasta coraz głośniej wybrzmiewała dyskusja na temat hulajnóg – i która faktycznie miała swoje pozytywne konsekwencje, jak w Krakowie – tak ich problem dalej jest aktualny. Pisaliśmy niedawno, że w Legnicy pojazdy są rozkradane i traktowane po prostu jak śmieci.

Niestety zdarza się, że miasta jedynie udają, że chcą walczyć ze źle używanymi hulajnogami. W Łodzi pojazdy jednego z operatorów stoją na środku wejścia do odnowionego pasażu, stając się centralnym punktem krajobrazu. Wypożyczająca firma czuje się bezkarna, bo miasto przymyka oko.

Według uzyskanej przez nas informacji ZDIT nie prowadzi również żadnych rozmów z operatorami ani nie pracuje nad innymi rozwiązaniami. Zapowiadana wojna ugrzęzła w okopach - a łodzianie cały czas potykają się o poparkowane byle jak i jak popadnie hulajnogi.

- zwracali uwagę miejscy aktywiści z Łódź Cała Naprzód.
REKLAMA

Paryż pokazuje, że kwestie hulajnóg można uregulować. I pewnie nie zawsze musi skończyć się ich wypędzeniem. Operatorzy muszą jednak pamiętać, że przy rozsądnie prowadzonej polityce mieszkańcy wcale nie muszą zatęsknić za tymi pojazdami. Lepiej więc zawczasu doprowadzić do tego, by dobrze wpasowały się w miejskie życie. W Polsce ciągle jest z tym spory problem. Pytanie, czy czara goryczy w końcu się przeleje.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA