REKLAMA

Ten elektryczny rower nie potrzebuje typowej baterii, żeby wspomagać jazdę

Co jest największą zaletą, a jednocześnie wadą rowerów elektrycznych? Cóż – paradoksalnie właśnie bateria. Owszem, pomaga w jeździe, ale ma też swoje ograniczenia związane choćby z czasem ładowania i zasięgiem. Francuska firma ma nieco inny pomysł na e-rowery.

03.10.2023 09.17
elektryczny rower
REKLAMA

Pi-Pop naprawdę wygląda jak zwykły rower. Elektrycznym jednośladom też coraz bliżej do tradycyjnych pojazdów, bo akumulatory sprytnie chowane są w ramie, ale tu nie widać jakiegokolwiek systemu. To dlatego, że twórcy Pi-Pop zrezygnowali z typowej wielkiej i ciężkiej baterii. To w takim razie jak oferują wsparcie?

Kluczem jest superkondestator. Swego czasu pisaliśmy o rozwiązaniu w kontekście ładowania smartfonów, tłumacząc, czym jest.

REKLAMA

Podobnie jak akumulator [superkondestator] potrafi gromadzić ogromne ilości energii (jednak w dalszym ciągu o rząd niższe) i podobnie do tradycyjnych kondensatorów może w szybki sposób (ze względu na małą wartość oporu wewnętrznego) pobierać i oddawać spore wartości mocy (o wiele większe niż kondensatory)

- wyjaśnialiśmy na łamach Spider's Web.

Nad połączeniem technologii superkondensatorów i suchych elektrod pochyliła się również Tesla, ale na przejęciach firm się skończyło. Jak się okazuje, superkondensatory można wykorzystać w rowerach oferujących wsparcie jazdy. System ładuje się siłą ludzkich mięśni podczas jazdy na płaskim terenie i w trakcie hamowania. Ten zaś "oddaje" energię, kiedy jest potrzebna, czyli np. gdy trzeba podjechać pod górkę.

Według producenta Pi-Pop w 80 proc. europejskich miast są warunki ku temu, aby móc "ładować" pojazd na tyle efektywnie, by ten mógł gwarantować komfortową jazdę.

O nowych sposobach na ładowanie sprzętów piszemy na Spider's Web

Haczyk? Rower waży 21,7 kg, co oznacza, że nie jest pod tym względem alternatywą dla typowych e-rowerów. Nie jest też tańszy – a nawet wręcz przeciwnie, bo wyceniono go na 2450 euro, czyli ponad 11 tys. zł. Wysoka cena bierze się pewnie ze skali produkcji. Póki co francuska firma jest w stanie przygotować sto sztuk miesięcznie. W 2025 planuje podbój Europy, więc być może do tego czasu uda się poprawić te parametry.

Rower, którego nie trzeba ładować, a który może zapewnić nam wsparcie w bardziej wymagających momentach (lub po prostu gdy mamy na to ochotę) brzmi jak marzenie. Jednak póki co projekt, choć ciekawy, pokazuje możliwą przyszłość e-rowerów. Teraźniejszość to sprzęty z tradycyjnymi bateriami. I na tę rzeczywistość warto się otworzyć, bo wbrew obiegowej opinii elektryczne jednoślady to nie motory i nadal siła mięśni jest wykorzystywana.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA