Obiecują zero cenzury i zero zasad. Dziwna ciężarówka reklamuje nową aplikację
"Będziesz chcieć więcej i więcej. Nie damy ci spokoju. Otrzymasz tysiące powiadomień" - tak reklamuje się VLOP, nowa aplikacja i platforma społecznościowa. Po ulicach Warszawy jeździ ciężarówka z ekranami, na których reklamy zachęcają do odwiedzenia VLOP-a.
Reklamy mogą zauważyć w poniedziałek (i, jak się dowiedzieliśmy, także we wtorek) warszawiacy. Ciężarówka z ekranami obrała sobie nietypową trasę, bo można ją było spotkać m.in. pod siedzibami polskich oddziałów Google'a, Facebooka i TikToka. Widać więc, że platforma ma zamiar od razu podważyć pozycję największych internetowych graczy.
Czym jest sam VLOP?
Jak można dowiedzieć się z reklam, to platforma społecznościowa, która do granic możliwości wykorzystuje wszystkie stosowane przez tego typu firmy chwyty. Obiecuje najlepszy algorytm, który wciągnie użytkownika tak, że ten nigdy nie będzie się nudził. Zapewnia, że regulamin jest krótki (i zapewne dziurawy). Co gorsza, wśród zachęt mają być też patostreamy bez cenzury, newsy bez weryfikacji i możliwość rejestracji bez limitu wieku, a więc także dla dzieci.
Przeczytaj także:
- Używasz jeszcze gifów? Jesteś boomerem
- Obudziliśmy się w nowej Europie. W takiej, w której możemy wypisać się z algorytmów Instagrama i TikToka
- Kasjerzy robią live'y na TikToku i pokazują światu dane kart płatniczych swoich klientów
Brzmi dramatycznie i niesmacznie, ale na szczęście... VLOP nie istnieje. To akcja reklamowa Fundacji Panoptykon i Grupy Nowy Ład. VLOP jest skrótem od Very Large Online Platforms, a więc nawiązuje choćby do wspomnianych wyżej czy do Instagrama, Twittera (X), YouTube'a...
Panoptykon chce w ten sposób zwrócić uwagę na akt o usługach cyfrowych (DSA), zgodnie z którym do 25 sierpnia wielkie platformy internetowe miały wdrożyć zmiany mające umożliwić użytkownikom korzystanie z lepszych feedów.
- Zmiany na platformach dotyczą m.in. algorytmów rekomendujących treści. Od 25 sierpnia platformy muszą nie tylko wyjaśniać logikę funkcjonowania swoich feedów, ale też proponować użytkownikom i użytkowniczkom możliwość wyboru przynajmniej jednego systemu doboru treści, który nie bazuje na śledzeniu (czyli nie wykorzystuje danych osobowych do rekomendowania nam treści). Platformy muszą także regularnie oceniać ryzyka związane z działaniem swoich algorytmów i wykazywać, jak starają się im zapobiegać
– tłumaczy Dorota Głowacka, ekspertka Panoptykonu.
Akt o usługach cyfrowych. Jak działa DSA?
DSA to szereg zasad, które ucywilizują działanie największych platform. Przepisy narzucają im m.in. jaśniejsze i bardziej spójne zasady moderacji treści, zakaz manipulowania interfejsami, ograniczenia dla śledzących reklam, zwiększenie przejrzystości działania algorytmów, a nawet ustala reguły współpracy firm internetowych z organami ścigania.
Sama reklama na ciężarówce celowo jest przejaskrawiona, ma bowiem uwypuklić działające już mechanizmy prawdziwych istniejących VLOP-ów. Algorytmy największych platform mają za cel przyciągnąć i jak najdłużej utrzymać naszą uwagę. Działają podobnie jak jednoręki bandyta, który co chwilę dostarcza nowych bodźców i szansy na wygraną, czyli strzał dopaminy. Scrollując feedy platform społecznościowych, człowiek wpada w automatyzm i bezmyślnie szuka jakiejkolwiek interesującej treści.
Najlepsze algorytmy - np. ten TikToka - potrafią w ciągu kilkunastu dni doskonale zrozumieć zainteresowania i potrzeby użytkownika, by wciągać go w scrollowanie na jeszcze dłużej. Nie przypadkiem to właśnie TikTok jest na miejscu pierwszym, jeśli chodzi o łączny czas spędzany w ciągu miesiąca na danej platformie.