Sony Bravia XR A80L - wspaniały telewizor z przesadną dopłatą do marki. Recenzja
To jeden z najmądrzej i najlepiej skonstruowanych telewizorów, jakie testowałem. Sony po raz kolejny użył swojej magii i zaczarował komponenty średnio-wysokiej klasy tak, by działały niczym z urządzenia istotnie droższego. Szkoda tylko, że cena jest również w efekcie istotnie wyższa.
Sony to, subiektywnie, moja ulubiona marka telewizorów. Wynika to jednak z dekad historii - jeszcze nawet w czasach telewizorów kineskopowych były Sony Trinitron i była cała reszta. Firma zresztą bardzo zgrabnie przeszła w świat płaskich telewizorów, rzadko kiedy mając słabszy sezon - Sony Bravia to marka reprezentująca jakość i klasę. Niewielu będzie to kwestionować.
To jednak rodzi pewien problem. Sony nie jest już od dawna jedynym producentem telewizorów zapewniającym doświadczenia premium. Konkurencja z Korei i Chin nadrobiła lata temu zaległości w kwestii cyfrowego przetwarzania obrazu i dźwięku. I w przeciwieństwie do Sony, zamiast sugerować już samą ceną prestiżowość danego produktu, stawiają na niskie marże i wysoki wolumen. Czy są lepsze czy gorsze od odpowiadających im telewizorów Sony?
Różnie bywa, trzeba jednak przyznać, że Sony rzadko kiedy ma się czego wstydzić. Problem w tym, że w zamian ceni się od kilkunastu do czasem nawet i kilkudziesięciu procent drożej. Nie jest to nic niezwykłego - całkiem sporo lepszych marek z premedytacją podbija cenę swoich produktów. Nie jestem jednak pewien, czy biorąc pod uwagę ofertę konkurencji i postępującą inflację jest to najlepsza ze strategii.
Recenzowany tu Sony Bravia XR A80L to wydatek 9500 zł za wersję 55-calową i 12 500 zł za 65-calową. Czyli raptem kilkaset złotych taniej od zeszłorocznego, o klasę lepszego (i ogólnie absolutnie genialnego) modelu A95K. I aż o dwa tysiące drożej od technicznie konkurującego z nim LG OLED C21. No ale może warto?
Sony Bravia XR A80L - cechy i wyposażenie. Piękno tkwi w prostocie, choć funkcji zdecydowanie nie brakuje.
Bardzo lubię wzornictwo przemysłowe Sony, bo bardzo lubię prostą, niewyróżniającą się formę. To rzecz gustu i niektórzy preferują elegancję wyrażoną chromowanymi ornamentami czy innymi wykończeniami. A80L to zwykła, nudna symetria i ograniczenie do minimum widocznych i niepotrzebnych elementów obudowy. Ekran, smukła ramka wokół niego, dyskretnie umieszczone nóżki, a na rewersie telewizora prosta maskownica dla systemu audio.
Swoją drogą, owe nóżki można ustawić na kilka sposobów, w zależności od szerokości stołu lub blatu, na którym będzie stał odbiornik - w tym można regulować wysokość, co jest przydatne dla osób, które chcą ustawić soundbar bezpośrednio pod ekranem.
Sercem telewizora jest procesor obrazu Cognitive XR najnowszej generacji. Wrócimy jeszcze do niego, bo jest zaiste niezwykły. Za obsługę telewizora i warstwę aplikacyjną odpowiada platforma Google TV, poddana gruntownym modyfikacjom przez Sony. Poza dodaniem usługi Bravia Core, strumieniującej filmy w jakości Blu-ray i deklasującej pod względem tejże jakości jakąkolwiek streamingową konkurencję, znacząco zmieniono menu podręczne i ustawienia. Jest bardzo, bardzo wygodny i czytelny.
A80L obsługuje standard Dolby Vision, nie obsługuje jednak HDR10+. To na szczęście bardzo mała strata - na polskim rynku i tak niemal wszystkie treści są kodowane w HDR10 bądź Dolby Vision, a te nieliczne w HDR10+ (najczęściej w usłudze Prime Video) mają też swoje odpowiedniki w formacie Dolby. A80L świetnie też dochodzi do porozumienia z urządzeniami Apple’a, oprócz tych zgodnych z Google Home. Obsługuje AirPlay 2 i HomeKita, oczywiście też pozwala na dostęp do usługi Apple TV+.
Nieco większym problemem dla niektórych może być fakt, że A80L wyposażony jest w tylko dwa złącza HDMI 2.1 (reszta w starszym standardzie), na dodatek jeden z nich to złącze HDMI-eARC. To oznacza, że po podłączeniu soundbara wysokiej klasy i konsoli do gier trudno podłączyć kolejną konsolę - można oczywiście skorzystać ze złącza w starszym standardzie, ale wówczas owa konsola nie będzie emitować sygnału w pełnej jakości. Trochę słabo jak na firmę, która akurat o konsolach wie niemal wszystko.
Na szczęście w kwestii gamingu A80L nie ma się czego wstydzić. Jego Tryb Gry wpływa na jakość obrazu w sposób w zasadzie niezauważalny, co oznacza, że gry na tym ekranie będą wyglądać równie pięknie, co filmy i seriale. Sam input lag jest bardzo niski, VRR jest oczywiście obsługiwany (w tym G-Sync!), dostępny jest też Pasek Gry. Telewizor doczekał się nawet trybu dedykowanego do PlayStation, tego jednak nie testowaliśmy. Z konsolą Xbox dochodził do porozumienia idealnie, poza trybem w Dolby Vision Gaming, który na dziś nie działa poprawnie w zasadzie na żadnym telewizorze (oznacza bowiem rezygnację z VRR i znaczące zwiększenie input laga).
Przyciemnij światło, usiądź na kanapie, weź pilota do ręki. A80L przypomni o klasie, jaką zapewnia Sony.
A80L został wyposażony w matrycę OLED typu WOLED, co nieco ostudziło mój entuzjazm przed testami. Konkurujące z WOLED-ami matryce QD-OLED zapewniają lepsze rezultaty. Głównie w kwestii kolorów i jasności. A80L na dzień dobry nie ma szans z telewizorami Sony A95K i Samsung OLED. No ale to raptem cztery modele telewizorów włącznie, nikt inny jeszcze nie stosuje QD-OLED. Sony modelem A80L przypomina, że sama matryca - choć niewątpliwie będącą jednym z najważniejszych, kluczowych elementów telewizora - to jeszcze nie wszystko.
Sony od wielu lat stosuje algorytmy sztucznej inteligencji i uczenia maszynowego w swoich procesorach obrazu. Wraz z (niedoszłą) rewolucją telewizji 8K, z konieczności inwestować też zaczął w to Samsung, z fantastycznymi zresztą rezultatami. Dziś czołówkę stawki gonią też Philips i TCL. Tym niemniej to Sony jako pierwszy opracował skuteczny mechanizm rekonstrukcji obrazu, prostujący wady wywołane kompresją kodeka czy innymi problemami. A jego procesor nowej generacji... to coś zupełnie innego.
Zacznijmy jednak od problemów. Sony nie złamało praw fizyki i nie wycisnęło z matrycy WOLED więcej, niż ta technicznie pozwala. Inżynierowie odpowiedzialni za A80L wykoncypowali zatem, że nie będzie to jeden z najjaśniejszych telewizorów na rynku. Uznali, że dynamika koloru i szczegółowość obrazu są od tego istotniejsze. Co to oznacza?
A80L to telewizor stworzony do wieczornych seansów przy przygaszonym świetle. W takim scenariuszu sprawdzi się rewelacyjnie (czemu? o tym za chwilę), świeci jednak z maksymalną jasnością około 740 nitów. Obraz w ciągu jasnego dnia jest jak najbardziej czytelny i zdecydowanie nie męczy wzroku - można i w takim układzie korzystać z odbiornika. To jednak wyraźnie sprzęt, z którego ma się korzystać z namaszczeniem - co samo w sobie nie jest niczym złym, ale należy być świadomym, dla jakiego klienta przeznaczony jest to sprzęt. A80L stawia na koneserów.
W zamian jednak otrzymujemy obraz klasy nieodległej perfekcji. Bez żadnej fachowej kalibracji, wyłącznie w trybie kinowym, A80L nie ma problemu w zasadzie z żadnym elementem sceny. Niezwykle sprawnie wyciąga szczegóły nawet ze scen stanowiących szczególne wyzwanie.
Przykładem takiej sceny może być kadr z usługi streamingowej, w którym dużo szczegółów znajduje się w ciemnych miejscach, ale też nieopodal jest jakiś jasny obiekt. Testowany telewizor za sprawą swojego procesora jak mało który pięknie usuwa wszelkie artefakty kompresji, przywraca utracone detale, poprawia przejścia tonalne i gradienty tak, jakby obraz pochodził z płyty Blu-ray UHD. Nie jest to przy tym agresywny remastering (choć i ten jest dostępny, tryb Żywy podkręca jasność i kolory w imponujący sposób, choć inne telewizory robią to lepiej), a udana próba przywrócenia jakości do tej referencyjnej. Jest to aż niezwykłe. Do tego perfekcyjny kontrast i niemal perfekcyjne pokrycie palety barwnej DCI-P3 (99 proc., na granicy błędu pomiaru). Upłynniacz obrazu również działa świetnie, jak nigdy wcześniej u Sony i na poziomie równym, co w sztandarowych modelach Philipsa. Wnioski?
Dalej nie jestem pewien, dlaczego ten telewizor istnieje w bieżącej sytuacji, skoro łatwo w sklepach znaleźć model A95K za raptem kilkaset złotych więcej. Zapewni on jeszcze lepszy obraz, w szczególności w kwestii kolorów o wysokiej luminancji, będących poza zasięgiem matrycy WOLED, tym samym zapewniając bardziej przekonujący efekt HDR. Tyle że zeszłoroczny model niebawem zniknie z półek sklepowych, a tegoroczny A95L prawdopodobnie będzie istotnie droższy.
Tym niemniej jestem pod ogromnym wrażeniem nowego procesora Sony. Myślę, że pod pewnymi względami (szczegóły, tekstury, gradienty) za jego sprawą obraz z A80L mógłby okazać się lepszy od konkurencji z QD-OLED. Choć również gdybym miał wybierać, a cena nie grałaby roli, jednak wolałbym telewizor z matrycą QD. A80L jest kandydatem (i niemal pewniakiem) na najlepszy telewizor WOLED roku, między innymi z uwagi na obraz. Co i tak jest wyróżnieniem i automatycznie umieszcza ten model w rynkowej czołówce.
Osobny akapit o dźwięku się należy. Bo w kwestii dźwięku telewizory Sony mają niewielką konkurencję.
Niemal każdą recenzję telewizora uzupełniam o przeklejany pomiędzy tekstami akapit o bardzo marnym poziomie systemów dźwiękowych wszystkich telewizorów. Wynika to z dużego popytu na smukłe telewizory - a im smuklejszy odbiornik, tym mniej miejsca, by móc zmieścić porządny system dźwiękowy. W efekcie telewizory nawet za kilkadziesiąt tysięcy złotych potrafią brzmieć żałośnie - i niemal wymagać dokupienia soundbara lub kolumn, by móc cieszyć się dźwiękiem w wysokiej jakości.
Bardzo niewiele firm realnie próbuje ten problem rozwiązać, jeszcze mniej skutecznie. Sony jest tu bezsprzecznym liderem. W modelu A80L wykorzystano wynaleziony przez Sony i sprawdzony już w kilku generacjach telewizorów OLED mechanizm, który wykorzystuje fakt, że tego typu matryce są bardzo cienkie - a więc mogą funkcjonować jako gigantyczna membrana, wzbudzana odpowiednimi siłownikami.
To nadal nie jest to samo, co porządny zestaw 2.1 (i lepszy). Nie należy się spodziewać głębokich basów zastępujących subwoofer, a i iluzja dźwięku przestrzennego jest dość ograniczona. Tym niemniej prawie zawsze piszę, że nawet tani soundbar istotnie poprawi przyjemność używania recenzowanego telewizora - w tym przypadku tani sprzęt zapewni gorsze wrażenia, lepiej korzystać z wbudowanego systemu, jest tak dobry. Choć i tak uważam, że do kinowego telewizora tej klasy warto i tak dokupić porządne głośniki.
Sony A80L - czy warto? Wspaniały telewizor dla fanów sztuki filmowej i gier, którzy nie liczą każdej złotówki. Reszcie sugeruje poczekać na promocje.
Problem wysokiej ceny jest w przypadku tego telewizora nie do obejścia. Zwłaszcza że nie mówimy tu o nieznacznej dopłacie, którą można by przełknąć jako podatek od gwarantowanej jakości Sony - a o różnicach w cenie sięgających tysięcy złotych. W tej cenie można kupić bardzo dobry telewizor z Ambilight lub niewiele dopłacić i być posiadaczem sprzętu best of the best. Na dodatek telewizor ten mógłby oferować lepszy HDR i większą liczbę złącz pod nowe konsole do gier.
Tym niemniej, jeżeli na chwilę zapomnimy o tej cenie, to trudno A80L nie polecać. Zapewnia piękny obraz, rewelacyjny (jak na system wbudowany) dźwięk, doskonale się nadaje dla graczy z uwagi na niskie opóźnienia i sprawny Tryb Gry. Jego procesor obrazu wyznacza konkurencji nowe standardy, a nawet system operacyjny został odpicowany na coś lepszego i wygodniejszego, niż ma konkurencja z Google TV. To telewizor premium w każdym calu i każdy klient oczekujący tego rodzaju doświadczeń nie poczuje się rozczarowany. Bravia XR A80L jako serce pokoju, w którym fan kinematografii i telewizji fabularnej przychodzi wieczorem z rodziną lub gośćmi, rozstawia przekąski, przygasza światło i przenosi wszystkich w inny świat, sprawdzi się doskonale.
Moją rolą jednak jako recenzenta jest wybudzenie nas z tego świata fantazji. Jeśli nie masz pieniędzy, to i tak na A80L cię nie stać - zaś jeśli je masz, Sony A95K lub Samsung OLED będą lepszym wyborem, na który przecież też cię stać. Gdzie to pozostawia A80L? Przyznam szczerze, że nie jestem pewien.