Teraz albo nigdy - Microsoft ma jedyną szansę pokonać Google'a. Musi tylko przekupić Apple'a
Trzyletni deal Google'a z Apple'em, na mocy którego wyszukiwarkowy gigant płaci ok 15 mld dol rocznie za faworyzowane miejsce na iPhonie, kończy się w tym roku - donoszą analitycy Bernstein. To gigantyczna i może jedyna szansa dla Microsoftu. Taka w stylu: teraz albo nigdy.
Microsoft ma wreszcie świetny produkt internetowy. Bing z czatbotem od Open AI wydaje się być znacznie bardziej zaawansowanym narzędziem od wypuszczonego naprędce Barda od Google'a. Co więcej, działa też w językach lokalnych, w tym polskim, co daje Microsoftowi potężną przewagę w ujęciu globalnego biznesu. Teraz czas pójść va banque i zaoferować Apple'owi... 100 proc. przychodów z wyszukiwarki Bing na iPhonie.
Nierealna przesada?
Otóż jest to dokładnie to, co swego czasu zrobił... Google, gdy walczył o swoją pozycję na rynku. Jak wynika ze słów byłego szefa biznesu reklamowego Google'a, Sridhara Ramaswamy'ego, firma płaciła ponad 100 proc. za wyłączność swojej wyszukiwarki dla klientów AOL i prawie 100 proc. portalowi Yahoo! Tak, ponad 100 proc. - czyli nie dość, że oddawała całość przychodów z tego źródła, to jeszcze dodatkowo płaciła za sam fakt wyłączności - Właśnie tak wygrywa się rynek - mówi Ramaswamy.
Nie wiemy, jaki procent przychodów z wyników wyszukiwania na iPhone'ach stanowi 15 mld dol, które w ujęciu rocznym płaci Apple'owi Google. Można jednak zakładać, że nie jest to ani 100 proc., ani nawet 75 proc.
Oczywiście Google zrobi wszystko, by kontrakt z Apple'em przedłużyć. Pytanie, czy jest w stanie zaoferować Cupertino właśnie 100 proc. przychodów z wyszukiwań via Google na iPhonie. Na tym etapie rozwoju firmy, która przecież w 90 proc. żyje właśnie z reklam wyświetlanych przy wynikach wyszukiwań, może nie być to już możliwe.
Microsoft ma więc wielką szansę
Dla Redmond, Bing nie był i raczej nigdy nie będzie głównym źródlem przychodu i zarobku firmy. Microsoft zarabia na chmurze i oprogramowaniu. Na tych polach radzi sobie aktualnie najlepiej w historii. W przeciwieństwie do Google'a, na pewno byłoby stać Satyę Nadellę na to, by oddać Apple'owi całość przychodu Binga na iPhonie.
Są jeszcze przynajmniej trzy dodatkowe powody, dla których Apple mógłby się skusić na taki deal z Microsoftem
Doskonale wiemy, że regulatorzy antymonopolowi mocno naciskają na to, by rozbić współpracę Apple'a z Google'em na iPhonie. Dowodzą, że zabija on swobodną konkurencję właśnie poprzez wykluczenie innych mniejszych graczy. Inwestując w porozumienie z Microsoftem, Apple w łatwy sposób mógłby zdjąć z siebie presję urzędów.
Apple zawsze powtarza, że "daje swoim klientom najlepszy produkt z możliwych". Skoro aktualnie wyszukiwarka Google nie ma już takiej przewagi merytorycznej nad resztą stawki, a niektórzy stwierdziliby nawet, że Bing z czatbotem jest lepszy, to w naturalny sposób łatwo byłoby medialnie uzasadnić przejście na usługę Microsoftu.
Trzeci powód może być kluczowym argumentem - Siri, asystent głosowy iPhone'a, działa w większości na usługach Binga. Pełniejsza integracja z usługami Microsoftu nie tylko byłaby naturalnym poszerzeniem funkcjonalności Siri, ale także dałaby możliwość szybszego rozwoju tejże usługi na całym świecie. Chociażby w Polsce, gdzie wciąż nie doczekaliśmy się na debiut polskojęzycznej wersji Siri.
Wygranym będzie Apple
Apple lubi pieniądze - to wiemy nie od dziś. W obu scenariuszach: iPhone zostaje z Google'em, iPhone przechodzi na Binga, wygranym będzie Tim Cook i jego dział finansowy. Wiadomo, że Google będzie musiał zapłącić więcej, a Microsoft ma możliwość oddania 100 proc. przychodów Binga z iPhone'a.
Decyzja Apple'a może mieć wpływ na kształt całego rynku internetowego. I dlatego wkracza tutaj większa, globalna wręcz polityka - czy pozwolić na to, by Google naprawdę przestał być internetowym hegemonem lub czy pozwolić na to, by Microsoft znowu był dominującym graczem na rynku technologii konsumenckich?
Tim Cook ma nie lada ćwiczenie intelektualne do wykonania.
Zdjęcie główne: Koshiro K/Shutterstock