REKLAMA

Czy można pozwać za słabą ocenę w Google Maps? Otóż można. W Lublinie rusza ważny proces

W Lublinie rozpoczęła się sądowa batalia między restauratorem oraz jego klientką. Sprawa nie dotyczy jednak bezpośrednio jakości oferowanych usług, a oceny wystawionej w Google. Właściciel lokalu czuje się zniesławiony, a wszystko rozbija się o gwiazdki w internetowej wizytówce.

Czy można pozwać za słabą ocenę w Google Maps? Otóż można. W Lublinie rusza ważny proces
REKLAMA

- Czy pozwana wystawiła dwie gwiazdki firmie powoda, korzystając z internetowej wizytówki Google? - być może w ten sposób zwrócił się sędzia sądu rejonowego w Lublinie do kobiety, która rozpętała burzę w Internecie, mierząc się w jej konsekwencjami na sądowej wokandzie. Powodem jest natomiast restaurator, który czuje się zniesławiony, zarzucając pozwanej świadome kłamstwo oraz hejt.

REKLAMA

Czy w Polsce można kogoś pozwać za słabą ocenę w Google Maps? To właśnie się dzieje.

O całej sprawie jako pierwsza napisała Agnieszka Kasperska z Dziennika Wschodniego. Z redakcją DW skontaktowała się kobieta, która opisała swoją historię. Z jej relacji wynikało, że została pozwana przed sąd za swoją ocenę restauracji, wzmocnioną krytycznym komentarzem. Ocenę negatywną, wyrażoną w formie dwóch gwiazdek na pięć. Internautka napisała pod wizytówką restauracji:

Obiekt na zewnątrz dość ładny, w środku już trąci starością. Brałam udział w zorganizowanej imprezie ze śladową ilością jedzenia, którym na dodatek zatrułam się. Żurek sprzed tygodnia lub nieświeża kiełbasa na ognisku. Nie było też najciekawszych atrakcji, za które zapłaciliśmy. Zamiana zjazdu na tyrolce i quadach na konkurs hula hop to lekka przesada. Koszt 100 zł od osoby, nie uważam za aż tak niski. Te dwie gwiazdki tylko za obiekt zewnątrz reszta do kitu więc jak ktoś nie ma ochoty zatruć się jedzeniem, nie polecam!

Gdy restaurator odpisał, że komentarz zawiera nieprawdę i poprosił o jego usunięcie, internautka opublikowała kolejny wpis:

Moja opinia jest oparta na doświadczeniach w państwa lokalu. Posiadam zdjęcia i filmy z imprezy, w której brałam udział. Jakość usług świadczonych przez lokal to totalne dno. Brałam udział w zorganizowanej imprezie ze śladową ilością jedzenia, którym na dodatek zatrułam się. Oferta dotycząca jedzenia i atrakcji dla całej grupy była zupełnie inna. Podano małą miseczkę żurku z resztkami wędliny, kiełbasę wątpliwej jakości i świeżości na ognisku, kilka malutkich porcji sałatek, troszkę wędliny i kilka plasterków sera dla ponad 40 osób. Pstrąga z przedstawionej oferty nikt nawet nie zobaczył. Tak samo jak grzybowej z łazankami. Nie było też najciekawszych atrakcji, za które zapłaciliśmy. Zamiana przez organizatora oferty zjazdu na tyrolce i quadach na konkurs hula hop to żenada. Koszt 100 zł od osoby, a było nas ponad 40 osób uważam za mocno wygórowany (…).

Redakcja Dziennika Wschodniego wykazała się zawodowym profesjonalizmem, zgłębiając sprawę na własną rękę. DW skontaktował się z restauratorem oraz jego pełnomocniczką, chcąc poznać ich wersję historii. Uzbrojona w nowe fakty oraz inny punkt widzenia, redakcja skonfrontowała to z opowieścią kobiety. Ta zmieniła swoje podejście, domagając się, by porzucić zaproponowany przez nią temat. Powódka zabroniła także cytowania swoich wcześniejszych wypowiedzi.

Prawda Internetu kontra prawda biznesu. Z perspektywy restauratora wygląda to zupełnie inaczej.

Kobieta funkcjonuje w licznej grupie znajomych, którzy regularnie podejmują wspólne aktywności. Osoba z najciekawszą inicjatywą zostaje organizatorem wydarzenia, na opłacenie którego zrzucają się wszyscy chętni. Pozwana zorganizowała spotkanie w restauracji na terenie województwa lubelskiego, połączone z ogniskiem oraz takimi aktywnościami jak jazda na quadach i zjazd na tyrolce. Łącznie w wydarzeniu wzięło udział ponad 40 osób, zrzucając się po 100 złotych każda.

Tyle tylko, że za taką kwotę lokal nie oferował quadów i tyrolki ani nawet pełnego wyżywienia. Restaurator wyraźnie zaznaczył w rozmowie telefonicznej z kobietą, że dla 40 osób nie wystarczy potraw w liczbie zamówionej przez klientkę. Przykładowo, w skład zamówienia wchodziło 18 koreczków bankietowych, 18 porcji wędlin i 38 porcji sałatek, co w żaden sposób nie pokrywa się w liczbą uczestników wydarzenia. Zamówienie nie uwzględniało także ciepłych napojów takich jak kawa czy herbata.

Co do samej świeżości produktów, restaurator poinformował, że odwiedził go sanepid. Możliwe, że na skutek powiadomienia od wspomnianej klientki. Kontrola nie wykazała jednak żadnych nieprawidłowości. Do tego pracownicy sanepidu odnotowali, że produkty są zamawiane bezpośrednio przed planowanymi imprezami. Z tej perspektywy zarzuty w komentarzu internautki nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości.

Właśnie ruszył proces o dwie gwiazdki w Google Maps.

Paweł Maretycz z Android.com.pl poinformował o rozpoczęciu rozprawy w lubelskim sądzie rejonowym. Wstępna rozprawa miała miejsce w połowie lutego, a teraz rusza pełnoprawny proces. Jego rozstrzygnięcie będzie rezonować na całą polską sieć, stanowiąc istotny punkt odniesienia dla kolejnych rozpraw tego typu.

REKLAMA

Zazwyczaj komentarze w wizytówkach Google były batem na nieuczciwych i niesolidnych usługodawców. Jeśli jednak system jest wykorzystywany w oparciu o kłamstwo i półprawdy, przedsiębiorcy powinni mieć prawo do obrony. Nie tylko u administracji Google, ale również w takich instytucjach jak sąd. Dlatego jestem niezwykle ciekaw, jak będzie wyglądało orzeczenie w tej konkretnej sprawie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA