REKLAMA

Zapytałem bota Binga o to, czy mnie zna. Powiedział, że zna i że już nie żyję. Tak że tego

ChatGPT i Bing AI ułatwiają użytkownikom życie przeczesując w ich imieniu zasoby internetu. To nie tylko problem dla twórców treści - ale też i dla samego Microsoftu i jego konkurencji. Wynalazek OpenAI może się ugiąć pod własnym ciężarem.

Bing AI reklamy witryny
REKLAMA

Bing AI to zupełnie nowe podejście do korzystania z wyszukiwarki internetowej. Do tej pory rolą wyszukiwarki było przedstawienie użytkownikowi listy stron na zadany przez użytkownika temat, sortowanych wedle stopnia powiązania danej witryny z wpisaną frazą. Użytkownik następnie odwiedza rzeczone witryny i z nich dowiaduje się potrzebnych mu informacji.

REKLAMA

Bing AI działa inaczej. Podobnie jak ChatGPT, z którego się zresztą częściowo wywodzi, wyszukiwarka Microsoftu w imieniu użytkownika odwiedza powiązane z frazą witryny, analizuje ich treść, wydobywa informacje których żądał użytkownik i prezentuje je użytkownikowi na ekranie. Wygodne, nieprawdaż? Nietrudno sobie wyobrazić, ile czasu pracy dziennie oszczędza taki Bing AI.

Microsoft jest tu przy tym postrzegany jako wiodący innowator, między innymi za sprawą swojego sojuszu z OpenAI. Można być jednak niemal pewnym, że co najmniej równie imponujące i użyteczne technologie wykorzystujące SI udostępnią Google i Meta. Być może ktoś jeszcze inny. Sztuczna inteligencja będzie się wyłącznie rozwijać. Czy to za sprawą Microsoftu, czy innej korporacji.

Bing AI stosuje przypisy. To jednak tylko zasłona dymna.

Powiedzmy, że nie pamiętam o czym właściwie była książka Krzyżacy, a tworzę materiał o lekturach szkolnych. Bingu, przypomnij mi proszę:

 class="wp-image-3323987"
Bing AI streszcza szkolną lekturę

Bing AI udzielił swoją odpowiedź. Zachęcam do wpatrzenia się w powyższy zrzut ekranowy i samodzielnej oceny jak wyczerpująca jest to odpowiedź. Jestem przekonany, że większość czytelników oceni ją jako wystarczającą. Bing AI dodaje przy tym klikalne przypisy, na wzór Wikipedii. Dzięki nim użytkownik może sprawdzić, czy Bing AI przypadkiem nie bredzi. No i, jeśli chce, może te przypisy wykorzystać, by rozszerzyć swoją wiedzę.

Cały czar Bing AI ma polegać jednak na tym, że w nic klikać już nie trzeba. No i tak na serio serio... po co? Przecież nikt nie chce godzinami zgłębiać wiedzy na każdy możliwy temat. Są informacje ciekawe i są informacje potrzebne. W kwestii tych drugich odpowiedź Binga nie wymaga żadnych działań ze strony użytkownika. To jednak rodzi pewien problem.

Prawdopodobnie większość internautów wie, z czego żyją darmowe serwisy internetowe i jak zarabiają. Między dziennikarsko-rozrywkowymi treściami znaleźć można reklamy opłacone klientów danego serwisu internetowego. Czasem klient płaci tylko za ich emisję, czasem premiuje każde kliknięcie reklamy przez czytelnika - umowy są różne. Bing AI, ChatGPT, Google Bard i podobne wynalazki owe umowy czynią bezwartościowymi. Przynajmniej dla klienta kupującego reklamy.

 class="wp-image-3084573"
ChatGPT od OpenAI

Unowocześnione przez interfejs konwersacyjny wyszukiwarki internetowe sprawią, że znaczna część odwiedzin przestanie być realizowana. Nie wszystkie, ale nie bez przyczyny za przykład wyżej w tekście podałem streszczenie lektury szkolnej. Tak zwane bryki nie wyeliminowały przecież książek - ale znacząco wpłynęły na ich czytelnictwo.

Rachunek jest prosty. Im mniej odsłon od żywych czytelników, tym mniej emitowanych reklam. To oznacza mniejsze wpływy. To z kolei oznacza redukcję kosztów. Przy czym mechanizm ten uderza we wszystkich. Bloger kulinarny? Pasjonat dokumentujący jakiś temat na niszowej witrynie? Duży serwis plotkarski? Portal pokroju Grupy Spider’s Web? Wszyscy internetowi twórcy muszą teraz znaleźć nowy pomysł na siebie, bo jeśli tego nie zrobią - mogą okazać się niepotrzebni. By móc dalej zarabiać, trzeba znaleźć taką kompetencję, w której sztuczna inteligencja jest bez szans.

Hej Bing AI, co było najpierw: jajko czy kura?

 class="wp-image-3323954"
Bing AI rozprawia się z odwiecznym pytaniem. Nie udałoby się to bez pracy autorów Wikipedii, Newsweeka i Naukawpolsce.pl.

Ktoś mógłby odebrać powyższe jako lament dorożkarza widzącego popularyzację samochodów, a zupełnie nie o to chodzi. Postęp technologiczny jest nieunikniony, próba jego powstrzymywania jest kontrproduktywna i skazana w dłuższym czasie na niepowodzenie. W przypadku ChatGPT i Bing AI powstaje jednak paradoks jajka i kury.

Bing AI jest tak mądry i użyteczny, bo pracuje na danych generowanych przez setki tysięcy ludzkich twórców. W momencie, gdy wyszukiwarka Microsoftu i jej konkurencja wymuszą fundamentalne zmiany na rynku internetowych treści - a jest to nieuniknione - paradoksalnie tego rodzaju narzędzia stracą na użyteczności. Bo stracą dostęp do danych.

W jaki sposób dokładnie? Trudno dziś przewidzieć. Być może twórcy internetowi wrócą do modelu sprzed dekad, w ramach którego dostęp do ich treści będzie dostępny za paywallem, a więc za opłatą, co tym samym wyklucza zawartość płatnej witryny z indeksu Binga czy Google’a. Może wręcz choć raz prawo nadgoni za rozwojem technologii - i zostanie stworzone swego rodzaju płatne API, z którego Microsoft, Google i im podobni mogą w ograniczony sposób korzystać i za opłatą?

Nie ma co marnować czasu na zgadywanie. Faktem jest jednak to, że Microsoft wspaniałością Binga AI może doprowadzić do zaduszenia najważniejszego składnika, który owego Binga czyni wspaniałym. A więc źródeł danych, z których korzysta. Bing AI utrudnia możliwości zarabiania przez twórców treści - i zginie, jeśli twórcy treści zmienią branżę.

Temat porusza nawet Satya Nadella, prezes Microsoftu, w bardzo ciekawym wywiadzie udzielonym dla The Verge. Twierdzi, że musi zostać zachowana delikatna równowaga pomiędzy użytecznością Binga a interesami twórców treści - właśnie z uwagi na powyższe. Niestety nie definiuje na czym ta równowaga miałaby polegać.

Humor nieco poprawia fakt, że Bing AI to na razie jełop.

Znaczy się, to absolutnie przełomowa technologia, która znacząco wpłynie na kształt naszej cywilizacji. Kto jeszcze wątpi w istotność sztucznej inteligencji powinien się obudzić. Mamy szczęście żyć w przełomowym dla ludzkości czasie. Coraz więcej zawodów i prac, w tym coraz więcej tych intelektualnych, będzie automatyzowana i zastępowana przez roboty i algorytmy. Tak jest szybciej i taniej. Co najwyżej może się okazać, że Bing AI to jednak niewypał i że to Google (lub ktoś jeszcze inny) zrobi to poprawnie. Sama technologia działa, udowodnił to OpenAI.

Bing AI cierpi jednak na problemy wieku dziecięcego. Zresztą dokładnie tak samo było z wyszukiwarkami internetowymi, na samym początku ich istnienia, gdy zastępowały katalogi stron WWW (kto pamięta?). Ileż razy na pierwszej stronie wyników wyszukiwania Google czy Binga Windows Live Search pojawiały się bzdury kompletnie niepasujące do wpisanego zapytania. Bing AI też wymaga szlifów.

 class="wp-image-3323945"
Maciej Gajewski nie żyje.

Dla przykładu, polecam uwadze powyższy zrzut ekranowy. To odpowiedź Binga na pytanie, które podpowiedział mi jeden z czytelników. Zapewniam, że żyję. I że z Dziennikiem Bałtyckim mam niewiele wspólnego. Bing AI bredzi (lub, jak fachowo się mówi o SI, halucynuje). Pomieszał dwie osoby. Widoczny zrzut ekranowy musiałem wyciągnąć z komentarzy pod jednym z tekstów z zeszłego tygodnia. Czemu?

 class="wp-image-3323948"
Maciej Gajewski żyje.

Tak wygląda odpowiedź dziś. Nie zgłaszałem poprzedniej jako błędną zespołowi technicznemu Microsoftu. W przeciągu kilkudziesięciu godzin Bing AI został dopracowany w jakiś sposób i udzielił w efekcie znacznie lepszej odpowiedzi. Bot Microsoftu nieustannie ewoluuje. Tak jak zresztą nieustannie ewoluują wyszukiwarki internetowe. Istnieje cała, warta miliardy gigantyczna branżą, jaką jest SEO - a więc usługi optymalizacji stron pod wyszukiwarki internetowe, których algorytmy są nieustannie dopieszczane. Bing AI jutro będzie lepszy. Pojutrze jeszcze lepszy. A pewnie za jakiś czas pojawi mu się konkurent podnoszący poprzeczkę jeszcze wyżej. Halucynacje, tak jak głupie wyniki w wyszukiwarkach, znikną.

Dobrze by było zakończyć ten tekst pointą. Rozwiązaniem. Opinią eksperta mądrzejszego w danym temacie od dziennikarza.

Problem w tym, że OpenAI a później Microsoft zaskoczyli cały świat. Dyskusje, które powinny być przeprowadzone wiele lat temu i z których powinny wynikać konkretne przepisy prawne dopiero teraz są podejmowane. W czasie, gdy Microsoft, Meta i Google myślą już o wprowadzeniu kolejnej Wielkiej Rzeczy, czymkolwiek ona by miała nie być.

Satya Nadella, twarz bieżącej rewolucji, w mediach zgrabnie i ładnie wypowiada się o tym problemie, przekonując przepytujących go dziennikarzy, że Microsoft jest świadomy tego problemu i że ów Microsoft definiuje ów problem jako fundamentalny, stanowiący dla tej całej rewolucji nie lada wyzwanie.

REKLAMA

Czuję się jednak bardzo nieswojo, gdy jedna z najpotężniejszych korporacji na świecie obiecuje, że zadba o dobro ogółu. I myślę, że owo poczucie podziela każdy, kto miał jakąkolwiek styczność z cyberpunkiem. A więc nurtem science-fiction opisującym dystopijną przyszłość, w której wielkie korporacje przejmują kontrolę nad światem, a prawa narodowe nie mają już praktycznego zastosowania. Brzmi znajomo?

*Ilustracja otwierająca: Rokas Tenys / Shutterstock.com

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA