REKLAMA

To urządzenie udowodniło mi, że cisza nie istnieje

Dawniej miejski hałas był czymś pożądanym. Gdy z oddali słyszało się dźwięki cywilizacji, można było odetchnąć z ulgą: jesteśmy bezpieczni, opuszczamy ciche i tajemnicze pustkowie. Dziś spokój odczuwamy jadąc w drugą stronę. Problem w tym, że od hałasu ucieczki nie ma. A jeden sprzęt pokazał mi, że nam tylko wydaje się, że jest głośno. Jest dużo, dużo gorzej.

hałas w mieście
REKLAMA

Po rozmowie z Łukaszem Suchym wiedziałem, że chcę nagrywać ptaki. Na grupie poświęconej nagraniom terenowym zapytałem o sprzęt dla amatora. Polecono kilka modeli, ale jedna recenzja szczególnie mnie przekonała: bierz Tascam DR-40X, bo jak się wkręcisz, to i tak będziesz chciał przejść na wyższą półkę, a to już całkiem niezły wstęp.

REKLAMA

Nie jest to najpiękniejszy sprzęt. Nie jest nawet specjalnie lekki – czuje się go w kieszeni plecaka, a do tej w spodniach nawet nie wejdzie. Ale on ma nie wyglądać, tylko działać. Nagrania zapisują się na kartę pamięci. Można dołączać zewnętrze mikrofony, ale póki co zadowalam się dwoma wbudowanymi. Nakładam na nie tylko "kotka", żeby wiatr nie zagłuszał dźwięków.

Idę do pobliskiego parku. Na miejscu podłączam słuchawki, klikam przycisk nagrywania i jestem w szoku.

Jak głośno!

Rejestrator może pracować w trybie nasłuchu i nagrywania dźwięku. Paradoksalnie najczęściej korzystam z tej pierwszej opcji. Chodzę po znanych i nieznanych mi miejscach i po prostu słucham. Park, miejsce, które zawsze było dla mnie przestrzenią wolną od hałasu, nagle jest gwarny. Czułość mikrofonu nastawioną mam na wysoką, więc słyszę rozmowy przechodzących ludzi, szczekanie psów, tramwaj przejeżdżający w oddali i nawet dzwony kościoła oddalonego w linii prostej o kilometr. Niby niewiele, ale pomiędzy są bloki, ruchliwa ulica, a mikrofon łapie dźwięk dzwonów wyraźnie, jakbym stał pod kościołem. Jestem zaskoczony, że brzmią tak pięknie.

- Wstawienie bodźca wizualnego- widok żywej zieleni - zmienia nasze odczucie dotyczące poziomu głośności. Sam fakt przebywania w zielonym otoczeniu sprawia, że dźwięki, które uznajemy za hałaśliwe stają się dla nas mniej uciążliwe – tłumaczy mi paradoks "głośnego" parku dr Justyna Anders-Morawska z Uniwersytetu Łódzkiego.

Wraz z dr. Michałem Sędkowskim w ramach projektu badawczego, realizowanego na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego, zajmuje się analizą pejzażu dźwiękowego miast. Naukowcy chcą, aby miasta brzmiały lepiej, przyjaźniej, bardziej adekwatnie do naszych potrzeb i preferencji.

Parki nie są tak głośne jak ruchliwa ulica, ale jednak po podłączeniu mikrofonu zaskoczył mnie fakt, że nie są też tak ciche, jak sobie wyobrażałem. Co więcej, teraz idąc do parku bez rejestratora dźwięku i słuchawek na uszach zauważam, że dźwięki ulicy nadal tu docierają. Wcześniej jednak mózg je jakby odcinał, bo przecież skoro jestem wśród zieleni, to znaczy, że na łonie natury. A tu musi być cicho.

Takich sztuczek może być więcej. Dr Justyna Anders-Morawska zwraca uwagę, że podobny efekt może wywołać fontanna albo po prostu przepływająca woda. I faktycznie – jadąc na spotkanie do Uniwersytetu Łódzkiego przejechałem przez niewielki skwer, gdzie oprócz drzew, ławek i roślinności była fontanna. Nagle miałem wrażenie, że wjechałem do innego, cichego świata, mimo że wokół toczyło się głośne życie miejskie. Tak właśnie działa maskowanie dźwięków ulicy odgłosami płynącej wody.

- Bardzo trudno jest projektować przestrzeń publiczną pod kątem dźwiękowym – zauważa naukowczyni. Wokół dźwięku mogą powstawać konflikty, raczej nie myśli się o uwzględnianiu parametrów akustycznych w projektowaniu stref wypoczynku w mieście, nie ma twardych wytycznych co do wykorzystywania materiałów polepszających parametry akustyczne nawierzchni dróg.  

Każdy z nas inaczej odbiera hałas i ciszę

Mieszkam w bloku, a pod nim mam myjnie samochodową. Nieopodal jest duży sklep – dźwięki rozładunku towaru czy komunikatów reklamowych docierają do mieszkania, gdy jest otwarte okno. Niedawno poznałem pana mieszkającego naprzeciwko Akademii Muzycznej. Kiedy  wychodzi na balkon, słyszy, jak studenci ćwiczą grę na fortepianie lub skrzypcach. Przyjemnie, darmowy koncert.  Poniżej ulica jest wąska, samochody nie jeżdżą szybko i na dodatek tylko w jednym kierunku. Z powodu toczących się nieopodal remontów systemu komunikacyjnego miasta nie jeżdżą tu też tramwaje. Z drugiej strony dla osób mieszkających w budynkach wielorodzinnych sąsiad muzyk może być źródłem dyskomfortu. Od ludzi zależy wtedy, jak ułożą sobie w takiej sytuacji relacje dobrosąsiedzkie.

Latem i ja, i ten pan mniej więcej tak samo odczuwamy upał. Zimą dokucza nam niższa temperatura czy przede wszystkim smog. Możemy mieć inne skale tolerancji, ale pewnie zgodzimy się, że jest za gorąco albo że śmierdzi. Hałas jest już jednak czymś zupełnie innym. Trzy bloki dalej ode mnie myjni pewnie nie słychać. Mój sąsiad powie więc, że mieszka w cichej okolicy. Ja się z nim nie zgodzę.

- Ciszy tak naprawdę nie ma. Cały czas jesteśmy zanurzeni w dźwiękach – dodaje dr Anders-Morawska. A jednocześnie zwraca uwagę, że o hałasie społecznym wcale się nie mówi.

Tymczasem za sprawą technologii wokół nas jest coraz głośniej. Popularne stają się przenośne głośniki o coraz większej mocy. Nawet małe, niepozorne urządzenie może generować donośnie dźwięki i zakłócać spokój innym. Na ulicach jest coraz więcej elektrycznych hulajnóg, które wydają przeraźliwy pisk, gdy się je ruszy bez pozwolenia. Paczkomaty, których na osiedlach jest mnóstwo, bzyczą, a ich użytkownicy trzaskają drzwiczkami.  

Dorzućmy do tego wszędobylski dźwięk powiadomień, które słychać w transporcie publicznym, kawiarniach, sklepach,  wideorozmowy czy nawet głośne stukanie w dotykową klawiaturę.

Ma to swoje plusy. Chodząc z rejestratorem dźwięku po osiedlu odkrywam, jak fantastycznie skrzypi stara brama otwierająca się automatycznie. Jakbym znalazł się na koncercie artysty dźwiękowego tworzącego w industrialnych klimatach. A to coś, co słyszymy na co dzień, ale odbieramy po prostu jako miejski zgiełk. Hałas, do którego musimy się przyzwyczaić - bo co innego zrobić?

Przez to wszystko cisza staje się luksusem

Jeżeli chcemy się odciąć, musimy kupić słuchawki z funkcją tłumienia dźwięków otoczenia. Im lepsze zagłuszanie, tym większa cena. W pociągach strefa ciszy jest limitowana – jest tylko wydzielona część miejsc - kto pierwszy, ten lepszy. I tak dobrze, że nie trzeba dopłacać.

Słuchając przez rejestrator dźwięku zauważyłem, jak głośne jest nie tylko miasto, ale i wieś. Oczywiście takiego natężenia hałasu jak w mieście nie ma, ale kiedy założyłem słuchawki uderzyło mnie, że sąsiedzi do siebie stale krzyczą. Słychać maszyny rolnicze, na wsi auta jeżdżą szybciej, bo drogi są puste, gdzieś gra radio – jakby cisza była czymś niepożądanym, niechcianym. Z czego to wynika?

Na przepięknym uroczysku, które wygląda jak fragment mazurskiego jeziora wklejonego w centrum Polski, nawet mewy nie chciały rywalizować z człowiekiem o to, kto będzie głośniej. Przyjechałem tam w słoneczną niedzielę, a w budce do podziwiania widoków kilka osób zrobiło sobie zakrapianą imprezę. Z odległości kilkudziesięciu metrów dalej dobiegał do mikrofonu ich głos.

Według mojej rozmówczyni kluczowa jest edukacja. Musimy być świadomi, że wpływamy na otoczenie. Edukacja kojarzy mi się z latami szkolnymi. A to właśnie w szkole pierwszy raz zetknąłem się z permanentnym, nieustającym wręcz hałasem. Zgadza się ze mną dr Anders-Morawska, która zauważa, że szkoła jest okropnym miejscem dla osób nadwrażliwych na dźwięki. Według szacunków to nawet 20 proc. populacji. Dopiero teraz w szkołach tworzy się miejsca, gdzie można w ciszy i spokoju przez chwilę posiedzieć. Czyli jeszcze długa droga przed nami, aby zdawać sobie sprawę, jak działa na nas hałas.

Moim marzeniem jest, aby dźwięki miasta przestały być traktowane jako rzeczywistość zastana, na którą nie mamy wpływu, lub jako odpad – zapowiadała badania dr Justyna Anders-Morawska.

Dr Justyna Anders-Morawska oraz dr Michał Sędkowski / Uniwersytet Łódzki

Tylko jak to zrobić?

REKLAMA

- Chciałabym mieć nadzieję, że w ścisłych centrach miast i na osiedlach mieszkaniowych będzie ciszej – mówi mi naukowczyni, gdy pytam, czy na przyszłość będzie jeszcze głośniejsza, czy może od hałasu wreszcie odpoczniemy - choćby dlatego, że technologie, które obecnie są bardzo drogie, będą taniały. Na dodatek jeżeli chcemy poważnie walczyć ze skutkami globalnego ocieplenia, sposób zarządzania przestrzenią musi się zmienić. Musi być więcej zieleni, ograniczenia dla transportu, ściany budynków muszą zacząć być wykorzystywane jako miejsce dla roślin – wylicza dr Anders-Morawska.

Osiągniemy dwa w jednym. Potrzebujemy zieleni, żeby się nie ugotować w miastach z betonu i żeby nie zalały nas ulewne deszcze. Drzewa i rośliny odpowiadają za retencję wody, gromadzą zanieczyszczenia, ale też zmniejszają hałas. To wszystko jest takie proste, ale jednocześnie tak trudne do wykonania. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA