REKLAMA

Totalnie bezprzewodowy iPhone jest coraz bliżej. Kupisz?

Według wszelkiego prawdopodobieństwa przyszłoroczny iPhone będzie wyposażony w gniazdo USB-C, które zastąpi przestarzały port Lightning. Ale… czy na pewno? Apple wcale nie musi implementować nowego standardu. Zastanawiam się, co by było, gdyby pojawił się iPhone, który nie potrzebuje żadnych kabli.

10.10.2022 04.53
iphone 14 pro max test aparat
REKLAMA

Na mocy przegłosowanych właśnie praw, na terenie Unii Europejskiej do końca 2024 r. wszelkie urządzenia mobilne będą musiały być wyposażone w złącze USB-C. Nad podobną legislacją dot. wspólnego standardu pracują też ustawodawcy w Stanach Zjednoczonych. Mogłoby się wydawać, że Apple nie ma wyjścia – albo porzuci przestarzałe, własnościowe złącze Lightning, albo nie będzie mógł sprzedawać telefonów na tych rynkach. Ale czy na pewno?

REKLAMA

Nie ma wielu obiektywnych wad porzucenia złącza Lightning. To przestarzały standard o żenująco niskiej szybkości (USB 2.0, 3.0 tylko w wybranych iPadach), którego jedyną zaletą od zawsze była „obrotowość” – czyli można wsadzić wtyczkę z dowolnej strony, a ta na pewno będzie działać. Czyli tak samo, jak od kilku lat ma to miejsce w USB-C. O ile więc w czasach microUSB przewaga złącza Lightning była zauważalna, tak od dobrych kilku lat ta przewaga przestała istnieć.

Opieszałość Apple’a we wdrożeniu USB-C skrytykował ostatnio nawet sam Tony Fadell, zwany też „ojcem iPoda”, gdyż nadzorował powstanie i produkcję pierwszych generacji odtwarzaczy, a potem pracował przy powstaniu pierwszego iPhone’a.

Tony Fadell zwrócił jednak uwagę nie tylko na to, że Unia Europejska po prostu zmusza Apple’a do tego, co od dawna powinno być zrobione, ale też na fakt, że kolejną logiczną zmianą jest nie inny typ fizycznego złącza, ale… jego brak. A przecież Apple od dawna ciąży ku bezprzewodowej przyszłości.

Totalnie bezprzewodowy iPhone. Kupisz?

Wizja iPhone’a kompletnie pozbawionego jakiegokolwiek fizycznego złącza jest już tak blisko, że na dobrą sprawę Apple mógłby pokazać taki sprzęt już za rok. W końcu wszystkie elementy układanki już tu są:

  • Gniazdo słuchawkowe zniknęło lata temu
  • Ładowanie bezprzewodowe ma prędkość zbliżoną do przewodowego (via MagSafe)
  • Popularność chmury i obecność AirDrop redukuje konieczność podłączania telefonu kablem do komputera
  • iPhone 14 Pro już dziś na niektórych rynkach pozbawiony jest fizycznego slotu SIM

Innymi słowy, iPhone nie potrzebuje już fizycznego wejścia na słuchawki, bo słuchawki Bluetooth są dostępne w każdym przedziale cenowym. Zgrywanie plików kablem przydaje się garstce zapaleńców, którzy filmują w ProRes i fotografują w RAW-ach, ale przy prędkościach oferowanych przez Lightning nawet dziś łatwiej jest zgrać tak duże pliki bezprzewodowo, niż kablem. MagSafe zniwelował największą wadę ładowania bezprzewodowego – niemożność chwycenia telefonu do rąk w czasie ładowania. Teraz możemy telefonu i wygodnie używać, i ładować bezprzewodowo jednocześnie. A skoro nawet na kluczowym dla siebie rynku Apple postawił w 100 proc. na standard eSIM, to tym samym wysłał wyraźny sygnał do operatorów na całym świecie, by przyspieszyli transformację i porzucili fizyczne karty SIM. I zapewne w bardzo nieodległej przyszłości tacka na karty SIM zniknie z iPhone’ów na dobre.

 class="wp-image-2426667"

Można się na taki stan rzeczy oburzać, ale im głębiej się nad tym zastanawiam, tym bardziej nie widzę, o co w zasadzie można być złym. Z mojej perspektywy, jedyną wadą iPhone’a pozbawionego złącz byłaby dziś niemożność podłączenia go do Apple CarPlay. Co prawda nowe auta dysponują już w dużej mierze bezprzewodowym CarPlay, ale jednak ludzie rzadziej zmieniają samochody niż telefony (przynajmniej większość ludzi), więc jeszcze przez dobrych kilka lat kabelek będzie potrzebny, by mieć dostęp do nawigacji, muzyki, etc.

Oprócz Apple CarPlay nie widzę jednak żadnego zastosowania dla przewodowego podłączenia iPhone’a. W prywatnym użytkowaniu kabelek podłączam już tylko w samochodzie i do ładowania, ale to ostatnie robię wyłącznie dlatego, że szkoda mi pieniędzy na kabel MagSafe, podczas gdy po domu wala się co najmniej kilkanaście przewodów Lightning i kilka ładowarek bezprzewodowych Qi. Zresztą, jeśli Apple faktycznie kiedyś zdecyduje się porzucić złącza ładowania, to kabel MagSafe będzie musiał się znaleźć w zestawie, więc problem ładowania okaże się niebyły. Zresztą – skoro firmy takie jak Xiaomi i Motorola już opracowały swoje maszyny do bezprzewodowej dystrybucji prądu, to w laboratoriach w Cupertino z całą pewnością też stoi taka maszyna. I w perspektywie kilku lat iPhone nie tylko nie będzie potrzebował fizycznego złącza, ale nie będzie też potrzebował ładowarki – czy to przewodowej, czy to bezprzewodowej, bo energię będzie uzupełniał „z powietrza”.

REKLAMA

Bezprzewodowy iPhone to przyszłość. Bliższa lub dalsza, ale przyszłość.

Nie mam żadnych wątpliwości, że pozbycie się fizycznego złącza ładowania z iPhone’a to tylko kwestia czasu. Raczej na pewno nie stanie się to wraz z premierą kolejnej generacji smartfonów Apple’a, ale za dwa lata? Kto wie. Jedno jest pewne – jesteśmy bliżsi w pełni bezprzewodowego iPhone’a, niż nam się wydaje. A gdy Apple wyda taki produkt, to w ślad za nim z pewnością podążą inni producenci. Lepiej już dziś być na tę przyszłość mentalnie przygotowanym.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA