REKLAMA

Google wpuszcza polityków do twojego Gmaila. Będą nietykalni

Osoby, które nie trawią wyborczej propagandy ubiegających się o urząd polityków, być może będą musiały szukać innego niż Google dostawcy pocztowego. Właściciel Gmaila uruchomił pilotażowy program dla polityków, których biuletyny informacyjne miałyby być dla filtrów antyspamowych absolutnie nietykalne.

Google wpuszcza polityków do twojego Gmaila. Będą nietykalni
REKLAMA

Niezależnie od politycznych preferencji prawdopodobnie większość wyborców zgodzi się z poglądem, że znaczna część kandydatów i ugrupowań obiecuje swoim wyborcom znacznie więcej, niż robi. Z popieranymi przez danego wyborcę politykami lub partiami politycznymi włącznie. Sezon przedwyborczy to wyścig na to, kto komu więcej obieca. W spotach telewizyjnych, na billboardach, podczas wystąpień publicznych czy w Internecie.

Google na dziś traktuje niezamawiane reklamy mailowe sztabów wyborczych polityków jak wszelkie inne biuletyny promocyjne. A więc jak spam, który jest stosownie kategoryzowany i który albo jest usuwany, albo też trafia do dedykowanej mu kategorii, w której użytkownik może przejrzeć w wolnej chwili. To jednak może się wkrótce zmienić. Wiele zależy od testów, jakie będą przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych.

REKLAMA

Czytaj też:

Reklamy od polityków to nie spam. A raczej to wyjątkowy rodzaj spamu w poczcie Gmail

Google nawiązał współpracę w Stanach Zjednoczonych z przedstawicielami partii Republikanów i Demokratów. W ramach testów niewielka liczba biuletynów promocyjnych obu stron zostanie dodana do listy wykluczeń w algorytmach chroniących użytkowników przed spamem. Innymi słowy, reklamy obu partii trafią do wszystkich użytkowników Gmaila, do których zostały wysłane. Google ich nie zablokuje.

Firma następnie będzie obserwować reakcje swoich użytkowników i słuchać ewentualnych skarg. Jak twierdzi, pomysł ma na celu zapewnienie większej przewidywalności dla stron nadających korespondencję. Zaznacza jednak, że jeżeli przepuszczenie reklam politycznych zarejestrowanych komitetów wyborczych wpłynie negatywnie na komfort użytkowania poczty Gmail, to testy zostaną zakończone. Korespondencja wyborcza będzie jednak skanowana pod kątem phishingu i złośliwego oprogramowania.

Kto może, a kto nie może omijać filtrów antyspamowych Gmaila?

Określenia polityk i sztab wyborczy są dość szerokie. Definiować może zarówno cieszących się szerokim społecznym poparciem polityków prawicy, lewicy i centrum, ale też i też reprezentujących skrajne postawy czy poglądy działaczy. Nawet w Polsce nietrudno natknąć się na aktywnie działających w przestrzeni publicznej polityków w niemal oczywisty sposób opowiadających się przeciwko nauce, zdrowemu rozsądkowi czy racji stanu reprezentowanego przez siebie suwerena. Niektórzy nawet zasiadają w Sejmie. Czy do Gmaila trafią broszury o szkodliwości szczepień, ideologii LGBT (sic!) czy rzekomej ukrainizacji Polski?

W Stanach Zjednoczonych, gdzie prowadzony jest pilotaż, Google nawiązał współpracę z Federal Election Commission (FEC), ciałem, które nie ma bezpośredniego odpowiednika w Polsce i Unii Europejskiej. Wspólnie z komisją opracował wytyczne dla komitetów wyborczych na temat formy i treści biuletynów. Niestety, jeszcze tych wytycznych nie znamy.

Jest coś niepokojącego w tym, że Gmail zaczyna uważać się za na tyle potężną siłę, że może mieć wpływ na wynik wyborów. Co gorsza, prawdopodobnie ma rację.

REKLAMA

Gmail jest wiodącą na świecie usługą poczty elektronicznej, na odległym drugim miejscu znajduje się Outlook. Trudno na dziś jednoznacznie oszacować istotność informacji otrzymywanych pocztą elektroniczną, te są zapewne znacznie mniej istotne od tych promowanych w social mediach i agregatorach newsowych. Nie zmienia to jednak faktu, że setki milionów internautów każdego tygodnia loguje się do Gmaila i przegląda pocztę.

Działania Google’a brzmią rozsądnie. Firma nie chce przypadkowo faworyzować żadnej strony politycznej, chce więc zapewnić wszystkim równy dostęp do wyborców korzystających z Gmaila. Nie chce też podejmować decyzji arbitralnie, nawiązała więc współpracę z przeznaczonym do tego celu federalnym urzędem. Między wierszami anonsuje jednak, że ma wystarczający wpływ na społeczeństwo, by móc wpływać na losy polityków i partii politycznych. I co gorsza, prawdopodobnie znów ma rację.

Zdjęcie główne: fot. Verconer/Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA