REKLAMA

Podróż na Marsa będzie koszmarem. Astronauta mówi, dlaczego nie chciałby polecieć

Już w październiku NASA rozpocznie program Artemis, którego ukoronowaniem ma być powrót człowieka na powierzchnię Księżyca. Z pewnością obserwowanie tego procesu będzie interesujące, jednak wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że Księżyc nie może być celem, a jedynie przystankiem w drodze na Marsa. Ludzie, którzy zasmakowali kosmosu przekonują jednak, że fajnie to tam nie będzie.

Astronauta: nie chciałbym polecieć na Marsa. To byłby istny koszmar
REKLAMA

Dotarcie na powierzchnię Księżyca pół wieku temu zajęło ludziom niemal 10 lat. Powrót na powierzchnię Księżyca pół wieku później, w dużo bardziej rozwiniętym świecie zajmuje już 11 lat i wciąż potrzebuje jeszcze kilku dodatkowych lat. Ewidentnie z czasem lot na Księżyc nie zrobił się łatwiejszy.

REKLAMA

Zarówno jednak NASA, jak i firmy z sektora prywatnego - szczególnie SpaceX - spoglądają już znacznie dalej, w stronę Marsa. Oczywiście na chwilę obecną lot na Czerwoną Planetę jest całkowicie niemożliwy. Naukowcy mają przed sobą lata opracowywania nowych technologii, które za jakiś czas umożliwią nam bezpieczny lot, bezpieczne lądowanie oraz przeżycie na czerwonym globie.

Kilka miesięcy temu CEO SpaceX Gwynne Shotwell przekonywała, że pierwsi ludzie staną na powierzchni Marsa jeszcze przed końcem obecnej dekady. Elon Musk natomiast przekonuje, że do 2050 roku na Marsie może już istnieć cała kolonia. Patrząc na tempo rozwoju programu księżycowego można jednak założyć, że daty te będą z czasem ulegały poważnej modyfikacji.

Astronauta: Mars? Nie, dziękuję.

 class="wp-image-1313827"

W kwestii załogowych lotów marsjańskich wypowiedział się kilka dni temu jeden z amerykańskich astronautów. 57-letni Stanley Glen Love, naukowiec i astronauta, który w 2008 roku poleciał na orbitę na pokładzie wahadłowca Atlantis odpowiedział na kilka pytań o Marsa amerykańskiemu wydaniu dziennika The Sun.

Choć Love jest twierdzi, że lot na Marsa będzie możliwy do zrealizowania, to jednocześnie jest przekonany, że nie będzie to przyjemna wyprawa. Uzasadniając swoją opinię przywołuje doświadczenie, jakie wyciągnął z pobytu na Antarktydzie. Podczas trwającego zaledwie sześć tygodni pobytu na Antarktydzie bazę odwiedzały jedynie samoloty z zaopatrzeniem. Dostarczane tam wtedy jabłka, nawet te nieatrakcyjne i wielkością przypominające piłeczki do ping-ponga, wydawały się mieszkańcom bazy najlepszymi jabłkami pod słońcem. Jak zresztą dodaje astronauta, nie tylko normalnego jedzenia brakowało na Antarktydzie. Jest to po prostu środowisko nieprzyjazne człowiekowi. Nic zatem dziwnego, że po powrocie do cywilizacji, Love doceniał zapach ziemi, a trawa i rośliny wyciskały mu łzy z oczu.

Można tutaj stwierdzić, że Love nieco przesadza ze swoimi emocjonalnymi reakcjami. Sześć tygodni można przy odpowiednim nastawieniu spędzić w każdych warunkach. Warto w jego wypowiedzi zauważyć coś innego.

Przebywanie w kilka osób na Antarktydzie z pewnością stanowi spore obciążenie zarówno fizyczne jak i psychiczne. Jednokolorowe środowisko, brak cywilizacji, brak roślinności, bardzo niskie temperatury, długie dni lub noce polarne - to wszystko niekorzystnie oddziałuje na zegar biologiczny, na odporność, na równowagę psychiczną. Zamknięcie z pozostałymi uczestnikami misji w niewielkim budynku bazy, czy też wręcz w namiotach z pewnością nie pomagają. Jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że zbyt długo nie można tam wytrzymać.

REKLAMA

W tym punkcie należy sobie uświadomić, że w porównaniu do Marsa, Antarktyda jest hawajską plażą z drinkami z palemką. Brak świeżej żywności, brak roślinności, brak jakiegokolwiek życia w promieniu kilkuset milionów kilometrów, brak możliwości zaciągnięcia się świeżym powietrzem (albo sztuczne w habitacie, albo w skafandrze), inne przyciąganie grawitacyjne, konieczność życia pod ziemią ze względu na szkodliwe promieniowanie kosmiczne, brak źródła świeżej wody to tylko część wyzwań stojących przed potencjalnymi pierwszymi marsonautami.

Jeżeli zatem chcemy lecieć na Marsa - jak wskazuje Love - najpierw powinniśmy stworzyć na Antarktydzie bazy, w których ludzie będą żyli jak w kolonii, na stałe: będą uprawiać roślinność, będą hodowali zwierzęta, rodzili dzieci, itd. Dopóki ludzie nie będą w stanie zamienić sobie Antarktydy w dom, nie powinniśmy myśleć o tworzeniu kolonii na Marsie, bo to po prostu się nie uda.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA