Nowe zalety, te same wady. Surface Pro 8 - recenzja
Testuję i uwielbiam komputery z linii Surface Pro od czasów czwartej generacji i za każdym jednym razem piszę o nich mniej więcej to samo, bo… przez blisko pięć lat Surface Pro niemal w ogóle się nie zmienił. Surface Pro 8 w końcu przeszedł bardzo potrzebny lifting, ale czy to znaczy, że zmieniło się wiele?
Surface Pro 8 to taki Surface Pro, o jakim zawsze marzyłem. Microsoft w tej generacji wykorzystał „budę” z nieudanego eksperymentu pt. Surface Pro X i stworzył najlepszą hybrydę w swojej historii. Gdy jednak przymknąć oko na smuklejsze ramki i nieco bardziej obłe kształty, łapię się na tym, że znów chwalę go za to samo i karcę za dokładnie to samo, za co chwaliłem i karciłem poprzednie generacje.
Surface Pro 8 - co nowego?
Zacznijmy jednak od omówienia tego faceliftingu, bo wprowadza on kilka naprawdę pożądanych zmian. Pierwszą z nich jest wyświetlacz, którego już nie okalają grube na centymetr ramki, zaś dzięki ich odchudzeniu udało się zmieścić znacznie większy, 13-calowy panel (poprzednie generacje miały 12,3”). Ekran Surface Pro 8 robi wrażenie; co prawda nie jest to ani OLED, ani miniLED, ale jak na ekran IPS mamy do czynienia z naprawdę solidnym wyświetlaczem o rozdzielczości 2880 x 1920 px, adaptacyjnym odświeżaniu 120 Hz i - co najważniejsze - proporcjach 3:2, dzięki którym ten ekran tak znakomicie sprawdza się w pracy biurowej.
Zmiana towarzysząca ekranowi, której w specyfikacji nie widać, to nowe głośniki. Są fe-no-me-nal-ne, niemal tak dobre, jak w Surface Laptop Studio i bliższe iPadowi Pro niż kiedykolwiek. Mimo tego, że obudowa ma zaledwie 9,3 mm grubości, głośniki grają głośno, bardzo wyraźnie i z zaskakującą głębią. To zaś w połączeniu z wyświetlaczem czyni Surface’a Pro 8 fantastyczną maszynką do oglądania filmów i seriali. Obejrzałem na nim dwa sezony Supernatural i nie mam dość. Mam też wrażenie, że usprawnieniu uległa kamera internetowa; nadal ma ona 5 Mpix, ale rozpoznawanie twarzy Windows Hello działa natychmiastowo, a jakość podczas wideokonferencji ustępuje wyłącznie MacBookom Pro 14 i 16.
Zmienił się też układ przycisków na obudowie - teraz zamiast być ulokowane na górnej krawędzi, są rozlokowane w górnych częściach prawej i lewej krawędzi, co moim zdaniem nie jest najszczęśliwszą decyzją, bo gdy chwycimy tablet pionowo, trudno jest zarówno zablokować tablet, jak i sterować głośnością. Do tego jednak da się przywyknąć.
Spore zmiany zaszły pod maską; sercem Surface’a Pro 8 są układy Intel Core i5 oraz i7 11. Gen. W przypadku mojego egzemplarza testowego był to Intel Core i7-1185G7, wspierany przez 16 GB RAM-u, grafikę Intel Iris Xe i 256 GB SSD. W parze z nowym procesorem idzie też z dawna oczekiwana zmiana dostępnych portów. Nadal jest ich bardzo mało, ale Microsoft przynajmniej przestał się w końcu zasłaniać „bezpieczeństwem” i nie dość, że zaoferował dwa porty USB-C, to jeszcze są to porty Thunderbolt 4, umożliwiające podłączenie do komputera stacji dokujących i szeregu akcesoriów, w tym np. eGPU. Zastosowanie Thunderbolt 4 umożliwia też ładowanie komputera ładowarką USB-C, choć osobiście wciąż preferuję magnetyczne złącze Surface Connect.
Jedną zmianą, co do której mam nieco wątpliwości, jest zastosowany materiał obudowy. Historycznie tablety Microsoftu zawsze były robione ze stopów magnezu, który był jednocześnie trwały, ale też szalenie elegancki i bardzo przyjemny w dotyku. Tym razem Microsoft postawił jednak na aluminium, które nie dość, że jest cięższe, przez co tablet waży odczuwalnie więcej od poprzednika (780 vs 900g), to jeszcze zbiera odciski palców i nie jest tak miłe w dotyku, jak obudowa poprzedniej generacji Surface’a.
W końcu zmieniła się też klawiatura; nie zmienił się jej fizyczny rozmiar i kształt, ale zmieniła się nieco konstrukcja, która teraz skrywa nową generację pióra Surface Pen. Gdy klawiatura jest ustawiona pod kątem, piórko jest schowane. Aby je wyjąć, wystarczy odpiąć jeden z magnesów i ułożyć klawiaturę „na płasko”.
To oczywiście patent, który zadebiutował wraz z Surface Pro X, ale miło go widzieć i tutaj. Wiem, że wielu użytkowników nie może się przyzwyczaić do relatywnie niewielkiej i dość „giętkiej” odłączanej klawiatury, ale osobiście korzystam z takiej klawiatury w Surface Pro 4 od blisko pięciu lat i preferuję ją ponad większość klawiatur w smukłych i lekkich laptopach.
Skoro jednak mowa o klawiaturze, to dobry moment, by wytknąć największą wadę Surface’a Pro 8.
Surface Pro 8 jest stanowczo za drogi.
Od zawsze największym zarzutem względem Surface’a Pro 8 był fakt, że trzeba do niego dokupić klawiaturę, bo tej nie ma w zestawie. Tablet sam w sobie zawsze był kosztowny, a konieczność dopłaty 500 zł do klawiatury i 300-400 zł do piórka jeszcze podnosiła tę cenę. Teraz zaś Microsoft kompletnie poszalał z ceną, bo nowa klawiatura, która - umówmy się - jest niezbędnym elementem do obcowania z tym komputerem, kosztuje 1200 zł.
Czyli jeśli kupiłbym testowaną konfigurację, musiałbym zapłacić 7699 zł za samiutki tablet, a potem jeszcze dorzucić 1199 zł na akcesoria, które wcale nie są opcjonalne, tylko niezbędne. To daje blisko 9000 zł - a to więcej niż za iPada Pro z tą samą ilością miejsca na dane i takimi samymi akcesoriami. A warto dodać, że choć iPad Pro teoretycznie nie jest pełnoprawnym komputerem, jak Surface Pro 8, to jest od Surface’a nieporównywalnie bardziej wydajny, ma lepszy ekran, dłużej pracuje na jednym ładowaniu i patrząc na to, co Microsoft zrobił z niezbędną specyfikacją Windowsa 11, iPad Pro będzie też dłużej wspierany przez swojego producenta.
Nie miałbym nic przeciwko wysokiej cenie Surface’a Pro 8, gdyby w parze z nią szła wysoka wydajność, a nie tylko unikalny format, ale niestety…
Surface Pro 8 jest tak samo wolny jak każdy poprzedni Surface Pro.
Osobiście zawsze myślałem o Surface’ach Pro w kategorii „drugiego komputera”. Ok, ludziom pracującym w biurze, z pakietem Office, z pewnością wystarczy on do codziennej pracy z nawiązką, ale dla nich z kolei jest to sprzęt po prostu za drogi w stosunku do możliwości; taką samą kombinację mobilności i wydajności zapewniają o połowę tańsze laptopy, choć oczywiście nie można od nich odłączyć klawiatury.
Ci, którzy potrzebują komputera do pracy wymagającej większej mocy obliczeniowej, ponownie będą srodze zawiedzeni; może nawet bardziej niż w poprzednich generacjach. Osobiście nie jestem w stanie zrobić na Surface Pro 8 wiele więcej niż pisać, korzystać z przeglądarki, czy obrobić kilka zdjęć z aparatu z matrycą 24 Mpix. Gdy próbowałem obrabiać zdjęcia z mojego głównego aparatu o matrycy 42 Mpix, z którego pliki RAW ważą po 120 MB sztuka, Surface Pro 8 błyskawicznie „klękał”. Mam wrażenie, że nawet szybciej niż Surface Pro 7. Nie wiem, czy to kwestia percepcji, nowego materiału obudowy czy rzeczywistych braków w konstrukcji, ale Surface Pro 8 grzeje się bardziej niż którykolwiek z poprzednich Surface’ów Pro i niestety bardzo szybko przez to grzanie zaczyna zwalniać. Nie ma mowy o dłuższej pracy na wysokich obrotach - ten sprzęt zwyczajnie się do tego nie nadaje, choć kosztuje tyle, co niejeden wydajny laptop.
Surface Pro 8 to mój wymarzony drugi komputer.
Gdy jednak pogodzić się z faktem, że nie zmontujemy na tym sprzęcie filmu w 4K bez proxy i nie obrobimy dużej biblioteki zdjęć na raz, zostajemy z bardzo drogim, nieszczególnie wydajnym, ale nadal… rewelacyjnym sprzętem.
Surface Pro 8 to klasa premium. Sprzęt, z którym obcowanie daje poczucie dobrze wydanych pieniędzy. W czasie trzech tygodni testów napisałem na nim kilkanaście artykułów, przeczytałem niezliczoną ilość treści w internecie, obejrzałem blisko 40 odcinków serialu i nie powiem jak wiele filmików na YouTubie. Ten sprzęt towarzyszył mi też poza domem, gdy robiłem na nim notatki czy nanosiłem odręcznie poprawki na projekty nowo budowanego domu. Podpisałem kilka dokumentów i nawet od czasu do czasu coś pogryzmoliłem w aplikacji Whiteboard, choć mój „talent” plastyczny zatrzymał się na umiejętności szkicowania patyczaków.
Ta przyjemność wynika z faktu, że Microsoft w ósmej generacji Surface’a Pro dopieścił niemal do perfekcji fundamenty, na których opiera się obcowanie z komputerem. Ekran jest świetny, zarówno jako narzędzie do oglądania, jak i wprowadzania treści; w końcu uporano się z irytującym efektem paralaksy, który trapił poprzednie generacje i dziś piórko Surface Pen jest niemal tak dokładne, jak Apple Pencil na iPadzie Pro. Niemal, bo wciąż czuć różnicę klas, ale nie jest już tak widoczna, jak w poprzednich modelach.
Klawiatura jest bardzo dobra, tak samo jak niewielki, ale bardzo responsywny gładzik. Fantastyczne są głośniki. To wszystko w szalenie mobilnym opakowaniu, które zmieści się do przeciętnej torby-listonoszki, a sam nosiłem tablet Microsoftu w niewielkiej torbie fotograficznej, do której nie zmieściłby się żaden laptop.
Surface Pro 8 zachwyca też czasem pracy na jednym ładowaniu. 8-10 godzin pracy biurowej i w przeglądarce było normą; tablet nie cierpiał też na przypadłość poprzedniej generacji i nie drenował akumulatora w trybie czuwania, podobnie jak nie uciekała mu energia podczas oglądania seriali, co jest problemem trapiącym wiele laptopów. Zwykle obejrzenie jednego odcinka serialu na Netfliksie czy Amazon Prime Video oznaczało góra 10 proc. utraty energii.
Dla kogo jest Surface Pro 8?
Cóż, na pewno nie dla biedaka ani dla kogokolwiek, kto rozpatruje zakupy sprzętu przez pryzmat stosunku ceny do możliwości. Ok, możliwości Surface Pro 8 może ma ogromne, ale mowa raczej o jego elastyczności i zmiennokształtności, a nie o tym, co możemy zrobić na komputerze. To de facto niezbyt wydajny ultrabook, zamknięty w innowacyjnej obudowie, którą albo się kocha, albo się nienawidzi.
Ja kocham, więc wciąż marzę o dniu, w którym Surface Pro 8 zastąpi mojego wysłużonego Surface’a Pro 4 w roli drugiego komputera, którego zawsze będę mógł mieć przy sobie. Jeśli jednak ktoś upatruje w Surface Pro 8 jedynego komputera, musi mieć dużo wolnej gotówki i relatywnie niewielkie potrzeby sprzętowe. Brzmi jak idealny sprzęt dla przeciętnego CEO, prawda?