Pluton krwawi. Na powierzchni byłej planety odkryto kriowulkany, które toczą ciekłą wodę z lodem
Naukowcy analizujący zdjęcia powierzchni Plutona, kiedyś dziewiątej planety Układu Słonecznego, dostrzegli na jego powierzchni bardzo młode obszary, które mogą wskazywać na bardzo niedawną aktywność wulkaniczną. Możliwe, że wulkany wciąż wybuchają na tym fascynującym globie.
Czternastego lipca 2015 roku sonda New Horizons, która wystartowała z Ziemi niemal dekadę wcześniej przeleciała w odległości zaledwie 12 500 km od Plutona. Z uwagi na to, że prędkość sondy podczas przelotu wynosiła ponad 13 km/s w momencie maksymalnego zbliżenia sonda nie kontaktowała się z Ziemią, bowiem skupiona była na wykonywaniu jak największej ilości zdjęć zarówno Plutona, jak i jego księżyca Charona. Dopiero kilka dni po przelocie pierwsze zdjęcia zaczęły spływać na Ziemię. Ostatecznie dostarczenie całej serii zdjęć Plutona na Ziemię zajęło ponad 11 miesięcy.
W ciągu tego jednego dnia nasza wiedza o zewnętrznych rejonach Układu Słonecznego została całkowicie zrewolucjonizowana. Nikt chyba nie przypuszczał, że Pluton okaże się tak fascynującym globem. Na powierzchni planety karłowatej naukowcy dostrzegli całą paletę różnych form geologicznych: gładkie rozległe równiny przechodzące nagle w pasma sięgających na 5 kilometrów gór składających się z lodu wodnego pobudziły wyobraźnię niejednego planetologa i niejednej planetolożki. Nie mówiąc już o trzech potężnych okrągłych kraterach, które sonda zauważyła na kilka dni przed przelotem w pobliżu planety.
Od tego czasu minęło już niemal siedem lat, a mimo to w danych przesłanych przez sondę New Horizons naukowcy wciąż odkrywają nowe, fascynujące fakty o Plutonie.
Wulkany na Plutonie? Teraz?
Mowa tutaj oczywiście o kriowulkanach, w których erupcji na powierzchnię planety wydostaje się mnóstwo lodu wodnego zmieszanego z ciekłą wodą. Wszystkie dane wskazują na to, że wnętrze Plutona było gorące znacznie dłużej niż się do niedawna wydawało, a same kriowulkany powstały zaledwie kilkaset milionów lat temu lub nawet jeszcze później.
Co ciekawe jednak, w otoczeniu wulkanów nie widać żadnych kraterów uderzeniowych. To z kolei może oznaczać, że obszar ten wciąż może być odświeżany przez świeżą materię uwalnianą z wulkanów. To z kolei oznaczałoby, że Pluton nie jest tylko zmrożonym głazem w zewnętrznych rejonach Układu Słonecznego, a wciąż ekscytującym aktywnym globem, na którym od czasu do czasu dochodzi do erupcji kriowulkanów. Jeżeli tak faktycznie jest, to naukowcy z pewnością będą mieli spory problem do rozwiązania. Wszystkie modele wskazują, że obiekt taki jak Pluton powinien już dawno mieć zimne wnętrze, które uniemożliwiałoby jakąkolwiek aktywność geologiczną.
Może trzeba wysłać jeszcze jedną sondę do Plutona?
Jak najbardziej. Jest jednak jeden poważny problem. Odległość między Słońcem a Plutonem to 5 miliardów kilometrów. Oznacza to, że jeżeli wyślemy sondę w kierunku tej planety z możliwie największą prędkością, lot potrwa około dekady, ale w momencie dotarcia do planety sonda będzie miała za dużą prędkość, aby wejść na orbitę, a tym samym po raz kolejny ograniczymy się do zdjęć z jednego przypadkowego przelotu.
Alternatywą jest wysłanie sondy, która mogłaby wejść na orbitę wokół Plutona i zbadać jego powierzchnię dokładnie. Oczywiście da się to zrobić, ale trzeba to zrobić tak, aby sonda dotarła na miejsce z prędkością na tyle małą, aby stosunkowo słaba grawitacja Plutona była w stanie ją przechwycić. To z kolei oznacza, że lot sondy do Plutona zająłby nie 10, a na przykład 50 lat. I tu pojawia się problem – wszak za realizację misji zapłacić trzeba teraz. Ci, którzy mają na to środki, najprawdopodobniej nie dożyliby owoców takiej misji, więc wizja płacenia za nią nie jest dla nich najatrakcyjniejsza.
Miejmy zatem nadzieję, że w najbliższych latach i ten problem da się rozwiązać i jeszcze za naszego życia jakaś sonda prześle na Ziemię zdjęcia erupcji wulkanicznej na Plutonie.