Starducks, DonMak, CFC - Rosja niebawem stanie się światowym centrum podróbek i piractwa
Sankcje na Rosję nałożyło już tyle firm, że niebawem jedynym fast foodem dostępnym w kraju będzie grochówka polewana prosto z gara przy chodniku. Putin ma jednak plan i pozwoli lokalnym biznesom kraść zagraniczne patenty. Jak to będzie wyglądać w praktyce? Wystarczy spojrzeć na Krym.
Coca-cola, McDonalds, Pepsi, Starbucks, KFC – to tylko niektóre z kilkudziesięciu wielkich zachodnich firm, które zawiesiły swoją działalność w Rosji. Powiedzieć, że sytuacja Rosjan jest dramatyczna, to nic nie powiedzieć; wkrótce zostaną oni kompletnie odcięci od światowych dóbr, do których przywykli.
Rosyjska Duma zamierza się jednak bronić wszelkimi możliwymi sposobami przed sankcjami zachodu. Ministerstwo Rozwoju Gospodarczego planuje zniesienie wszelkich ograniczeń w korzystaniu z własności intelektualnej dla towarów, których import został ograniczony. Innymi słowy, w Rosji niebawem będzie można bezkarnie wykorzystywać cudzą własność intelektualną i kopiować zachodnie rozwiązania do bólu, jak niegdyś robiły to Chiny. Co więcej, Putin zapowiada, iż znajdzie sposób na przejęcie lokalnych oddziałów międzynarodowych firm działających w Rosji, by utrzymać pracę zakładów produkcyjnych i zachować miejsca pracy.
Jak miałoby to wyglądać w praktyce? Cóż, Rosja ma spore doświadczenie w byciu odciętą od dóbr globalizacji, zwłaszcza w sektorze gastronomicznym. Doskonale widać to na Krymie.
Starducks, DonMak, CFC – takie rzeczy tylko na Krymie.
Po bezprawnej aneksji Krymu w 2014 r. na teren półwyspu również nałożono sankcje, które skutecznie ograniczyły działalność wielu zachodnich korporacji na terenie rzekomej Rosji. Mieszkańcy Krymu i Donbasu nie mogą się stołować w McDonald’s czy KFC, ani wypić kawy w Starbucks. A może mogą?
W Donbasie znajdziemy np. restauracje DonMak, do złudzenia przypominające McDonald’s. Ba, źródła donoszą, że niektóre z lokali sieci powstały na bazie istniejących Maców, przejmując po nich dosłownie wszystko – receptury, maszyny i ludzi.
Zamiast Kentucky Fried Chicken, czyli popularnego na całym świecie KFC, mieszkańcy Krymu mogą się raczyć w sieci Crimean Fried Chicken, czyli CFC, o łudząco podobnym wystroju i menu do amerykańskiej sieciówki.
Kolejnym przykładem kreatywnego podejścia do własności intelektualnej jest sieć restauracji Starducks, imitująca oczywiście popularnego Starbucksa. W samym Sevastopolu, największym mieście rejonu krymskiego, funkcjonuje 8 placówek z uroczą kaczuszką w logo.
Jak podaje serwis Emerging Europe, z kreatywnego brandingu korzystają nie tylko sieci imitujące zachodnich gigantów, ale także rosyjskie biznesy, chcące ominąć międzynarodowe sankcje. Przykładem takiej sieci jest największa rosyjska sieć pizzerii, Dodo Pizza, która na Krymie została przemianowana na… Lolo Pizza.
Patrząc na krymskie doświadczenia, można poniekąd zobaczyć, czego mogą spodziewać się Rosjanie w najbliższej przyszłości, jeśli zbrodniczy reżim Putina nie zaprzestanie bestialskich działań wojennych.
Rosja już dziś jest z podróbkami za pan brat.
Pod względem ilości podrabianych produktów z Rosją konkurować mogą chyba tylko Chiny. Swoista kultura podróbek na terenie Federacji Rosyjskiej sięga czasów Związku Radzieckiego, kiedy to zagraniczne dobra nie były dostępne, więc kwitł rynek podróbek pożądanych zachodnich towarów; i tak jest do dziś. Dotyczy to szczególnie świata mody i marek luksusowych, w tym także zegarków. Szacuje się, że co roku w Rosji sprzedaje się podróbki o łącznej wartości 43 mld dol.; problem jest tak dotkliwy, że sam Putin zapowiedział w 2017 r. utworzenie cyfrowego systemu etykiet, który miałby powstrzymać tę plagę. Miał on wejść w życie do 2024 r., ale sądząc po tym, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach, projekt zostanie skasowany, a Rosjanie będą mogli kupować podróbki do woli, podobnie jak czerpać z zachodniej własności intelektualnej bez ponoszenia konsekwencji prawnych.
Rosjanie zostali w końcu odcięci nie tylko od zachodnich towarów fizycznych, ale także dóbr cyfrowych, w tym filmów i gier komputerowych. Od 2015 r. w Rosji obowiązuje ustawa zakazująca piractwa, która ma zostać uchylona w odwecie za blokadę zagranicznych korporacji technologicznych. Już przed napaścią na Ukrainę Rosjanie piracili na potęgę; sam piracki rynek VOD wyceniany jest tam na 59 mln dol., a w ubiegłym roku ilość nielegalnie pobranych treści wzrosła o 24 proc. względem roku poprzedniego. Teraz, gdy Putin da obywatelom zielone światło na nielegalne pobieranie gier, filmów czy muzyki, Moskwa może stać się światową stolicą piractwa.