Twój nowy iPhone będzie bardziej eko. Apple używa zaskakującej technologii
Jeśli chodzi o dbałość o środowisko naturalne w świecie elektroniki użytkowej, Apple jest jednocześnie niekwestionowanym liderem i... totalnym hipokrytą. Tym razem jednak firmie Tima Cooka należą się brawa. Sprzęty Apple'a będą bardziej ekologiczne.
Każda inicjatywa, która ma za cel ograniczenie zgubnego wpływu galopującego konsumpcjonizmu na środowisko, to dobra inicjatywa. Nie inaczej jest tym razem: Apple właśnie ogłosił, iż dzięki umowie podpisanej z firmą ELYSIS nowe sprzęty - począwszy od iPhone'a SE - będą wykonywane z aluminium, podczas produkcji którego nie wytwarza się dwutlenek węgla, lecz... tlen.
To element trzyczęściowej inicjatywy ekologicznej, zapoczątkowanej przez Apple'a w 2016 r., na którą Gigant z Cupertino wyda łącznie 4,7 mld dolarów. Ostatnia część inicjatywy rozpoczęła się w 2019 r. i obejmuje 50 projektów - w tym nowy proces produkcyjny w oparciu o wspomniane aluminium oraz m.in. stworzenie na całym świecie elektrowni OZE o łącznej mocy 700 megawatów. Łącznie ma to pozwolić oszczędzić blisko 3 mln ton metrycznych CO2 i pozwolić firmie osiągnąć neutralność klimatyczną do 2030 r.
Okazuje się jednak, że iPhone SE wcale nie jest pierwszym produktem, w którym użyto nowego procesu produkcji aluminium - Apple w 2018 r. dofinansował kanadyjską firmę ELYSIS, by stworzyć przełomowy proces wytapiania aluminium i w 2019 r. wykorzystał nowy materiał do produkcji 16-calowego MacBooka Pro. Można się spodziewać, że w nadchodzących latach nowy proces pozyskiwania aluminium będzie wykorzystywany we wszystkich procesach produkcyjnych nowych sprzętów i trzeba podkreślić, że Apple jest pierwszą firmą na świecie, wykorzystującą ten proces na skalę przemysłową.
Ekologia czy eko-ściema? Apple przyprawia nas o ból głowy.
Naprawdę chciałbym przyklasnąć firmie Tima Cooka za te wszystkie inicjatywy pro-ekologiczne. Nowy proces wytapiania, wykorzystywanie aluminium z recyclingu, recycling pozostałych na magazynie podzespołów od iPhone'a 6 do produkcji iPhone'a SE i szereg wielu innych działań, mających na celu ograniczenie śladu węglowego firmy - to wszystko chwalebne czyny, które nie tylko działają na rzecz wspólnego dobra, ale dają też dobry przykład innym. Wszak przykład idzie z samej góry i skoro Apple może zadbać o środowisko, to każdy inny gigant technologiczny również powinien być do tego zobligowany.
Jednocześnie ta sama firma podejmuje decyzje, które każą się zastanowić, czy aby na pewno chodzi im o dbałość o środowisko. Weźmy na przykład usunięcie ładowarek z opakowań telefonów; oficjalnie krok ten miał zredukować wielkość pudełek, a co za tym idzie ułatwić transport nowych iPhone'ów i emitować mniej CO2. Ta decyzja pozwoliła oszczędzić 2 mln ton CO2 rocznie. Tymczasem okazuje się, że Apple zarobił na swoim byciu "eko" 6,5 mld dolarów w niecałe dwa lata, sprzedając akcesoria do ładowania. To niestety nakazuje zakwestionować, na ile inicjatywa była pro-ekologiczna, a na ile pro-dochodowa.
Ta sama firma oferuje też monitor z przewodem, którego w razie awarii nie można samodzielnie wymienić i komputery za grube tysiące, które w razie usterki są często nienaprawialne i których w żaden sposób nie można rozbudować, by używać ich jak najdłużej. Choć Apple oczywiście powie, że nic się nie dzieje, bo nienaprawialny MacBook trafi do oficjalnego serwisu i zostanie poddany recyclingowi w ramach zamkniętego obiegu produkcyjnego. I może jest w tym jakaś logika.
Dlatego czasem myślę, że nawet jeśli Apple nie ma najczystszych intencji w swoich pro-ekologicznych inicjatywach, tak na koniec dnia wszyscy na nich wygrywamy. Apple wygrywa, bo zarabia. My wygrywamy, bo najbogatsza firma na świecie robi wszystko co w jej mocy, by przestać zatruwać planetę. Jeśli ceną za odwleczenie w czasie katastrofy klimatycznej jest konieczność godzenia się na przedziwną politykę Apple'a, to może warto ją ponieść.