Jestem oburzony. Kabel w monitorze Studio Display to wyjątkowy przykład bezczelności Apple'a
Apple Studio Display zbiera tęgie baty od chwili premiery - i słusznie. Tyle że zbiera je z bardzo złych powodów. Bo to tak naprawdę świetny monitor, którego nikt rozsądny nie powinien kupić, z powodu nadspotykanej bezczelności jego wytwórców.
W świecie technologii użytkowej nie istnieje chyba druga firma, która tak dobrze uosabiałaby "przerost formy nad treścią". Apple od zawsze stawia na pierwszym miejscu estetykę, design i piękno, nawet jeśli odbywa się to kosztem funkcjonalności, wydajności, czy po prostu rozumu i godności człowieka.
Nie inaczej jest w przypadku Apple Studio Display. To fantastyczny monitor, o jakości wykonania i designie niespotykanym w świecie tego typu urządzeń. Spójrzcie na dowolny inny monitor za 8 tys. zł - zobaczycie grubaśne ramki i morze trzeszczącego plastiku, zwykle połączone z chybotliwą podstawką. Studio Display to klasa premium.
Aby jednak osiągnąć taką konstrukcję, Apple zastosował rozwiązanie, które jest wręcz oburzające. Kiedy ostatnio widzieliście kabel przymocowany na stałe do monitora? Bo ja jakieś 20 lat temu, gdy jeszcze istniały monitory CRT.
Kabel od Apple Studio Display da się odłączyć. Ale robisz to na własną odpowiedzialność.
W pierwszych recenzjach pojawiły się głosy, iż przewodu od nowego monitora Apple'a nie da się odłączyć. To nie do końca prawda - Nilay Patel z The Verge i Linus Sebastian z Linus Tech Tips udowodnili, że jak najbardziej można to zrobić, tyle że… nikomu tego nie polecamy.
Jak widać na załączonym wyżej wideo, kabel jest wsadzony do obudowy monitora w taki sposób, by nie dało się go wyjąć w prosty sposób. Trzeba użyć naprawdę ogromnej siły, by go wyszarpnąć z obudowy i gdy już się to uda, okazuje się, iż nie jest to uniwersalny przewód, który można łatwo wymienić w razie usterki, lecz własnościowy kabel Apple'a, z wtyczką uformowaną pod kątem.
Apple jednak na stronie pomocy technicznej przestrzega, że przewodu zasilającego nie można odłączyć od wyświetlacza. I słusznie przestrzega, bo ten kabel ewidentnie nie był zaprojektowany tak, byśmy go samodzielnie wyjmowali.
Studio Display nawet przyjeżdża do klienta z kablem podpiętym do monitora, zaś próba wyjęcia go siłą - co widać wyraźnie na zamieszczonym wyżej nagraniu - może się skończyć uszkodzeniem wyświetlacza, bo cała konstrukcja się wygina pod wpływem ciągnięcia kabla. Wykwalifikowana pomoc techniczna Apple'a może usunąć kabel specjalnym ustrojstwem, które… można sobie też samodzielnie wydrukować w 3D. Choć oczywiście nie jest to zalecane, bo skoro Apple przestrzega przed wyjmowaniem przewodu, to jego wyjęcie z całą pewnością stanowi naruszenie warunków gwarancji, co przy monitorze wartym od 8 do 10 tys. zł może nas później słono kosztować, jeśli dojdzie do jakiejkolwiek naprawy.
Skoro zaś o tym mowa, to Apple kolejny raz pokazuje, że w nosie ma to całe prawo do naprawy.
Jestem oburzony. Kabel do Studio Display to wyjątkowy pokaz bezczelności Apple'a.
Dopiero co okazało się, że Apple blokuje na poziomie firmware'u możliwość rozbudowy miejsca na dane w Macach Studio, choć fizycznie byłoby to możliwe. Sam Mac Studio - przypomnijmy, profesjonalna stacja robocza kosztująca od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych - jest też nienaprawialny we własnym zakresie. Nawet wentylatorów nie można wyczyścić, a sądząc po tym, że w środku nie ma żadnej siatki ochronnej, takie czyszczenie będzie konieczne w krótkim czasie po zakupie.
Teraz zaś okazuje się, że Apple - zapewne ze względów estetycznych, bo przecież nie praktycznych - nie pozwala na samodzielną wymianę przewodu w monitorze kosztującym kilka tysięcy złotych. Bo przecież nie jest tak, że nie dało się tej wtyczki zaprojektować inaczej; Apple ma w swoim portfolio dwa produkty, które pokazują, że da się - Pro Display XDR i iMac 24 są równie smukłe co Studio Display, a mimo to mają odłączane przewody zasilające, iMac nawet magnetycznie. Ale nie, tym razem Apple musiał zastosować wtyczkę zwieńczoną korkiem do zlewu, której samodzielne wyjęcie może skończyć się uszkodzeniem ekranu i utratą gwarancji. Toż to absurd!
Dla tych, którzy nie rozumieją, o co całe to halo, spieszę z wyjaśnieniami: otóż przewód zasilający to potencjalnie najbardziej narażony na uszkodzenie element monitora. Dyndający kabel jest też nieporęczny podczas przenoszenia urządzenia, nie mówiąc o tym, że czasem potrzeba dłuższego przewodu zasilającego - odłączany, uniwersalny kabel pozwala po taniości wymienić fabryczny przewód na inny.
Przyjmijmy, hipotetycznie, że ktoś ma kota, lubującego się w gryzieniu kabli. Koty lubią gryźć kable, podobnie jak króliki i chomiki, więc nie jest to znowuż taka niespotykana sytuacja. Jeśli kot/królik/chomik przegryzie nam przewód w zwykłym monitorze, wystarczy odłączyć kabel, wydać 50 zł na nowy kabel i voila, po problemie.
Jeśli jednak zwierzątko przegryzie kabel w kosztującym 8 tys. zł. monitorze Apple'a, trzeba ten monitor zapakować i odesłać w całości do serwisu, który może - ale nie musi - wymienić nam przewód na nowy (choć znając Apple'a, to pewnie wymieniliby cały monitor…). I nawet jeśli serwis ma możliwość wymiany samego kabla, to cała procedura jest logistycznie upierdliwa i potencjalnie kosztowna, podczas gdy w każdym innym monitorze na planecie wystarczy wymiana taniego jak barszcz przewodu zasilającego.
Sytuacji, gdzie może dojść do potencjalnego uszkodzenia, jest przecież znacznie więcej. Można się potknąć o kabel. Dziecko może szarpnąć przewód i zrzucić monitor z biurka, jeśli to stoi np. na środku gabinetu. Może dojść do skoku napięcia, który w normalnych warunkach prawdopodobnie uszkodziłby sam przewód, a w Apple Studio Display może spowodować konieczność wysyłki całego monitora na serwis.
Apple tyle mówi o dbaniu o środowisko, ale - jak słusznie zauważa Linus - przecież taki kabel staje się bezużyteczny, gdy monitor przestaje się nadawać do użycia. Nie podłączymy go do niczego innego, podczas gdy kabel od większości urządzeń możemy stosować wymiennie w innych sprzętach. A wszystko w imię… w sumie nie wiadomo czego. Zarabiania na serwisowaniu? Zarobku na sprzedaży Apple Care? Bo na pewno nie w imię prawa do naprawy, które Apple poniekąd obiecał stosować, otwierając własny sklep z częściami zamiennymi w ubiegłym roku.
Dziś wiemy, że wszystkie kroki Apple'a w stronę umożliwienia użytkownikom naprawy i konserwacji własnych urządzeń służyły tylko temu, by regulatorzy się nie czepiali. I osobiście jestem oburzony, bo zarówno w przypadku Maca Studio, jak i w przypadku Studio Display, mamy do czynienia z nieprawdopodobną bezczelnością i hipokryzją. Oto firma, która ze sloganami o ekologii na ustach radośnie sprzedaje sprzęty dedykowane profesjonalistom i entuzjastom, za grube pieniądze, które w razie usterki można albo wysłać na serwis (generując niepotrzebny ślad węglowy) albo wywalić na śmietnik (generując elektrośmieci). Nie istnieje żadne racjonalne wytłumaczenie, dla którego nie można rozbudować pamięci Maca Studio czy samodzielnie wymienić kabla w Studio Display. To czysty absurd i buta. Amazing.
Apple nigdy nie krył, że chodzi o kasę.
Z całej wielkiej czwórki big techów, Apple zawsze był tym, któremu ufałem najbardziej. Gigant z Cupertino zapracował na to zaufanie, nie sprzedając naszych danych i nie udając, że próbuje zmieniać świat na lepsze za darmo - zawsze chodziło o pieniądze.
Im jednak jestem starszy, tym bardziej czuję obrzydzenie na widok korporacyjnych praktyk, zwłaszcza Apple'a, którego działania nijak się mają do napompowanego balonika marketingu. Hipokryzja i bezczelność, jaką ta firma przejawia w ostatnich latach sprawia, że choć uwielbiam ich produkty, naprawdę coraz mniej mam ochotę z nich korzystać. Szczerze? Od kilku dni mam Maca Studio w koszyku i silnie rozważam zakup. Ale po ostatnich odkryciach jakoś mi się odechciało.