Apple ma w nosie twoje prawo do naprawy. Maca Studio nie rozbudujesz
Apple pozostaje Apple'em. Kupujesz komputer za najmarniej 10 tys. zł i nie możesz w nim samodzielnie wymienić ani jednego komponentu, choć fizycznie byłoby to możliwe. Mac Studio jest absolutnie niemożliwy do samodzielnej naprawy i rozbudowy.
Gdy tylko Mac Studio trafił do pierwszych recenzentów, okazało się, że - czysto teoretycznie - można w nim wymienić SSD, który nie jest przylutowany do płyty głównej. Ba, teoretycznie można by nawet dodać drugi SSD w tańszych modelach, gdyż warianty 512 GB/1 TB/2 TB wykorzystują tylko jeden slot, podczas gdy wewnątrz komputera jest jeszcze drugi slot - modele 4 TB i 8 TB najpewniej wykorzystują go w konfiguracji Raid 0.
W praktyce jednak… Apple pozostaje Apple'em, a jeśli chcesz mieć więcej pamięci w swoim Macu Studio, musisz za nią zapłacić na starcie.
Mac Studio jest niemożliwy do rozbudowania. To już pewne.
Skrupulatne sprawdzenie potencjału tego rozwiązania zawdzięczamy Luke'owi Mianiemu, który rozebrał dwa Maki Studio i spróbował przełożyć SSD z jednego do drugiego.
Jak widać na wideo, każda z prób zakończyła się fiaskiem. Nie da się ani dołożyć pamięci, ani samodzielnie wymienić dysku na inny. Nie da się nawet przenieść dysku z jednej maszyny do drugiej, bo najwidoczniej Apple blokuje firmware dla konkretnego nośnika, który jest montowany fabrycznie. Pocieszające jest, że w razie potrzeby serwis Apple'a jest w stanie wymienić samą pamięć, zamiast wymieniać całą maszynę, ale sam fakt, że może to zrobić wyłącznie serwis, wskazuje na to, że… Apple tak naprawdę w nosie ma całe to "prawo do naprawy".
Apple obiecał poprawę. Nic się nie zmieniło.
W listopadzie ubiegłego roku Apple zszokował wszystkich, ogłaszając uruchomienie własnego sklepu z częściami zamiennymi i umożliwiając klientom oraz niezależnym serwisom samodzielną naprawę własnego sprzętu, czego firma do tej pory skrzętnie zabraniała. Słusznie jednak patrzyliśmy wówczas na postawę Apple'a z przymrużeniem oka, bo sytuacja z Makiem Studio - jak słusznie zauważa Luke Miani - wyraźnie pokazuje, że był to krok poczyniony wyłącznie w celu zapewnienia firmie zgodności z nowymi regulacjami, narzucanymi przez Kongres USA i Komisję Europejską.
Kto wie - być może za jakiś czas Apple zaoferuje wymienne SSD do Maca Studio i odblokuje możliwość ich wymiany, ale nawet jeśli, to… nagranie Mianiego pokazuje, iż wymienić można wyłącznie SSD. Cała reszta jest kompletnie nienaprawialna, a do tego ewidentnie niedostosowana do samodzielnej rozbiórki.
Dla przykładu, zasilacz Maca Studio jest kompletnie odkryty. Jest spora szansa, że zdejmując dolną pokrywę uszkodzimy któryś z tranzystorów, bo Apple - zapewne w imię lepszego przepływu powietrza - pozostawił wszystkie elementy zasilacza na wierzchu. Co prawda doceniam, że nawet tak prozaiczny element jak zasilacz w wydaniu Apple'a jest małym dziełem sztuki, ale tutaj odbywa się to kosztem bezpieczeństwa i możliwości serwisowania. A to nie jest akceptowalne w maszynie za grube pieniądze, która w dodatku jest stacją roboczą do zarabiania pieniędzy.
Brak możliwości rozbudowy był głównym powodem, dla którego profesjonaliści narzekali na pokazanego w 2013 roku Maca Pro, znanego także jako "kosz na śmieci", ze względu na swój nietypowy kształt. Oddając Apple'owi co apple'owe - ten Mac Pro też był dziełem sztuki. Dokonaniem niemożliwego, mieszcząc potężną wydajność w kompaktowej, choć… kompletnie nienaprawialnej i nierozszerzalnej konstrukcji. Niezadowolenie z tego faktu było tak ogromne, że kolejna generacja Maca Pro była co prawda większa, ale też kompletnie modularna. Teraz zaś, wraz z przejściem na własną architekturę, Apple znów powraca do niechlubnej tradycji, którą po angielsku można nazwać "what you buy is what you get". Innymi słowy, zapomnij o rozbudowie - dostajesz takiego Maca Studio, jakiego kupujesz, bez możliwości samodzielnej wymiany lub naprawy czegokolwiek.
Kompromis, który może nie być wart zachodu.
Mac Studio to bez wątpienia maszyna wyjątkowa. Wykręcająca wyniki na poziomie potężnych pecetów, zużywając od nich wielokrotnie mniej prądu, pracująca z absolutną ciszą i zajmująca na biurku ułamek miejsca, jakie zająłby komputer z procesorem Intela czy AMD o porównywalnej wydajności. Tyle tylko, że osiąga to wszystko kosztem całkowitej niemożności rozbudowy, więc gdy przyjdzie dzień, w którym zacznie niedomagać - a nawet dla tak potężnej maszyny przyjdzie taki dzień - jedynym, co będzie można z tym fantem zrobić, będzie wymiana komputera na nowe i sypnięcie dolarami w stronę Tima Cooka.
Gdy stacja robocza z Windowsem niedomaga, można wymienić w niej konkretny element, który nie daje rady. A to wsadzić mocniejszą kartę graficzną, to wymienić procesor na nowy, a nawet w razie potrzeby podmienić całą płytę główną, bo dlaczego nie. Stacja robocza Apple'a nie oferuje żadnej z tych możliwości i choć bez wątpienia Mac Studio będzie oferował podobnie bezawaryjną pracę, co dotychczasowe Maki Pro, tak niemożność rozbudowy jest policzkiem dla wszystkich nabywców nowego komputera i kompromisem, na który trzeba się zgodzić, by czerpać korzyści z topowego Apple Silicon. Jednak na pytanie, czy warto zdecydować się na ten kompromis, każdy musi odpowiedzieć sobie sam.