REKLAMA

Naukowcy pokazują, co zostało po satelicie zniszczonym przez Rosjan

Temat poniedziałkowego testu broni antysatelitarnej nie schodzi z czołówek portali. Analizą zdarzenia zajmują się instytucje i obserwatoria na całym świecie, dzięki czemu codziennie poznajemy nowe szczegóły dotyczące incydentu na orbicie.

19.11.2021 19.01
smieci kosmiczne
REKLAMA

Od czterech dni naukowcy zajmujący się mechaniką orbitalną oraz śledzeniem satelitów na orbicie pracują 24 godziny na dobę, starając się zidentyfikować jak najwięcej odłamków powstałych w zderzeniu pocisku z satelitą Kosmos 1408 oraz oszacować trajektorię ich lotu. To niezwykle ważne zadanie, bowiem dopiero na podstawie tych danych będzie można ustalić, kiedy i które odłamki znajdą się na kursie kolizyjnym z satelitami lub którąś ze stacji kosmicznych znajdujących się obecnie na orbicie. To z kolei pozwoli z wyprzedzeniem zaplanować wszelkie manewry orbitalne pozwalające uniknąć zderzenia.

REKLAMA

Warto zauważyć, że mowa tutaj jedynie o największych odłamkach, które są na tyle duże, że da się je zidentyfikować za pomocą radarów lub teleskopów. Tysiące mniejszych - choć równie niebezpiecznych - odłamków pozostaje poza zasięgiem naukowców i nie wiadomo, gdzie i kiedy się pojawią. Badacze już teraz przyznają, że jak na razie dysponują jedynie wstępnymi danymi, a na pełen obraz sytuacji będzie trzeba poczekać od kilku tygodni do kilku miesięcy.

Wstępne informacje pozwoliły jednak na stworzenie pierwszych wizualizacji całego zdarzenia i ewolucji chmury odłamków powstałej w jego wyniku. Wizualizacje tego typu chyba najlepiej pozwalają zrozumieć powagę sytuacji. Na orbicie, po której poruszał się satelita Kosmos 1408, porusza się teraz coraz większa chmura odłamków, które w najbliższych latach będą zagrażały zderzeniem z większością satelitów znajdujących się na niskiej orbicie okołoziemskiej. Część odłamków będzie przechodziła także przez płaszczyzny, na których porusza się rosnąca liczba satelitów należących do tworzonej przez Elona Muska konstelacji Starlink. W ciągu najbliższych kilku lat dzisiejsze 1700 Starlinków może zamienić się nawet w 12 000 satelitów. Ryzyko zderzeń między nimi a szczątkami Kosmosa tym samym znacząco wzrośnie.

Gdyby natomiast do takiego zderzenia doszło, powstaną kolejne setki odłamków, które będą nadal zagrażały pozostałym satelitom. To niezwykle niebezpieczna sytuacja, która grozi reakcją łańcuchową, w której powstające szczątki kolejnych satelitów będą zderzały się z kolejnymi satelitami, tworząc kolejne śmieci kosmiczne. Czy to niebezpieczne? Astronomowie przekonują, że gdyby doszło do takiej reakcji łańcuchowej, moglibyśmy się pożegnać z eksploracją przestrzeni na dziesiątki lat. Nie można byłoby w takiej sytuacji wysłać na orbitę niczego, ani sondy badawczej, ani satelity obserwacyjnego, ani satelity Starlink, ani astronautów. Zbyt duże bowiem byłoby ryzyko zderzenia z milionami powstałych śmieci kosmicznych, których nijak z Ziemi nie da się kontrolować.

Poniższe wizualizacje stworzone przez sieć SST (Space Surveillance and Tracking) oraz firmę AGI bardzo dobrze pokazują powagę sytuacji. Sami zresztą zobaczcie.

Nie lepiej to wygląda na wizualizacji stworzonej przez prof. Hugh Lewisa z Uniwersytetu w Southampton, zajmującego się zawodowo śmieciami kosmicznymi.

REKLAMA

Opisywana powyżej sytuacja pokazuje, z jakimi konsekwencjami muszą się liczyć wszystkie podmioty korzystające z przestrzeni kosmicznej, decydując się na taki test. Na orbicie nie ma granic, a odłamki okrążają całą Ziemię w ciągu zaledwie 90 minut. W ten sposób zagrażają interesom także państwa, które zdecydowało się strącić swojego satelitę. Miejmy nadzieję, że nikt więcej tego błędu nie popełni.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA