5 obserwacji po 2 latach mieszkania w smart domu
Wchodzę przez furtkę, światła zapalają się automatycznie, zamek otwiera się sam z siebie. W środku jest jasno, ciepło, a z głośników leci moja ulubiona muzyka. Ale nie zawsze jest tak różowo.
Zanim jednak przyjdzie czas na pełne podsumowanie tego, co się sprawdziło przez te dwa lata, co nie, z czego bym zrezygnował, a czego mi brakuje - 5 najważniejszych obserwacji na temat mieszkania w smart domu:
Nie ma powrotu
Absolutnie nie wyobrażam sobie możliwości, żebym kiedykolwiek wrócił już do mieszkania w "analogowym" domu. Nie ma na to najmniejszych szans. Komfort wynikający ze zautomatyzowania większości codziennych czynności w domu jest po prostu wart każdej kwoty.
Nie chodzi tu nawet o to, że jestem przesadnie leniwy albo ważę 200 kg i trudno mi wstać, żeby włączyć światło albo przestawić termostat. Chodzi po prostu o wygodę i odsunięcie od siebie czynności, które tylko niepotrzebnie zajmowałyby mi czas.
Przykładowo nie muszę się zastanawiać, na ile nastawiłem termostaty i czy wieczorem nie będzie mi za gorąco albo rano zbyt zimno. Jest harmonogram, który tym wszystkim steruje, uwzględniając nawet to, że w weekendy przeważnie lubię sobie poleżeć w łóżku trochę dłużej, więc nie ma co niepotrzebnie wygrzewać całego domu.
Rolety? Gdyby nie to, że również pracują w oparciu o harmonogram (i godziny zachodu/wschodu słońca), to pewnie po kilku tygodniach od instalacji przestałbym z nich korzystać, bo obskoczenie codziennie dwa razy 8-9 rolet po prostu by mi się znudziło. A tak wszystko działa automatycznie, zsynchronizowane z oświetleniem, żebym przypadkiem nie zamknął się w ciemnym bunkrze.
I tak właściwie ze wszystkim - z oświetleniem ogrodu, z wietrzeniem z wykorzystaniem okien dachowych, z oczyszczaniem powietrza, z odkurzaniem i masą innych rzeczy. Tak, mógłbym to robić sam, tak jak robiłem jeszcze jakiś czas temu. Ale skoro automat może mnie wyręczyć, to dlaczego z tego nie skorzystać?
Nie dam przy tym głowy za to, że to się opłaca, że oszczędza jakoś specjalnie pieniądze - szczególnie biorąc pod uwagę koszt całego tego osprzętu. Raczej kwestia tego, że jest wygodniej i przyjemniej.
Automatyzacja, nie smart
Tak po prostu - większość rzeczy, która samoczynnie dzieje się w moim domu, nie jest ani trochę smart. Jest zautomatyzowana - czasem harmonogramem, czasem z pomocą urządzeń wyzwalających (czujniki ruchu, temperatury, etc.), ale smart w tym nie ma zbyt wiele. Niespecjalnie te wszystkie systemy chcą się czegoś uczyć, niespecjalnie zachowują się faktycznie inteligentnie.
Wszystko, co się dzieje, jest po prostu zautomatyzowane, do tego według reguł, które sam musiałem wcześniej ustalić i zaprogramować. Nie ma czegoś takiego, że któraś scena tworzy i aktywuje się samoistnie, a ja tylko myślę wtedy "tak, tego mi było trzeba". Więc smart tutaj nie ma prawie w ogóle.
Jedyny zalążek smart, jaki widziałem, występował w przypadku termostatów Tado, które uczyły się tego, jak długo nagrzewa się pomieszczenie do zadanej temperatury, dzięki czemu jeśli ustawiliśmy 21 stopni o 8:00, to faktycznie o 8:00 było 21 stopni, a nie rozpoczynał się wtedy proces ogrzewania. Ale to tylko okruszek inteligencji i dalej jedynie dopieszczanie standardowej, zdefiniowanej przez użytkownika automatyzacji.
Problemy, o których istnieniu normalnie byś nie wiedział
Może nie tyle problemy, co dodatkowa obsługa. Przykładowo - kiedy ostatni raz ładowaliście głowicę termostatyczną? Albo kiedy nie mogliście znaleźć czujnika temperatury dla tej głowicy, bo jest malutki i nie wiadomo, gdzie się podział, a trzeba wymienić baterię? Albo kiedy po wkręceniu żarówki musieliście - zamiast po prostu zapalić światło - szukać w internecie, dlaczego akurat ta jedna nie chce się połączyć z internetem?
Nie są to wprawdzie sytuacje nagminne, ale trzeba się z tym pogodzić - jeśli coś jest zasilane z akumulatora i/lub podłączone do internetu, to w pewnym momencie się rozładuje i/lub coś może pójść nie tak, jeśli chodzi o łączność ze światem. Szczęśliwie ominęły mnie problemy w rodzaju "zamek nie działa, nie mogę wejść do domu", ale już zastanawianie się, dlaczego w garderobie jest jakieś 25 stopni - już nie. Gdyby ktoś pytał, to winna była głowica, która rozładowała się i tym samym zablokowała w pozycji mocno otwartej...
Czasem trzeba kombinować
Bo po prostu niektórych rozwiązań jeszcze nie ma na rynku, nie mamy technicznej możliwości ich instalacji albo nie działają tak, jakbyśmy tego chcieli.
Przykład? Chciałem ustawić system tak, żeby po otwarciu furtki zapalało się światło pod domem. Teoretycznie wystarczyłby zwykły czujnik otwarcia/zamknięcia, ale dostępność takich urządzeń przystosowanych do warunków zewnętrznych jest kiepska, albo wymagają dodatkowego zastosowania. Rozwiązanie? Przykleiłem na furtce od strony ogrodu... zewnętrzny czujnik ruchu Hue, który przez HomeKita przekazuje informacje do kamery z lampą i LED-owego pasa zamontowanego przy domu.
Działa? Oczywiście - w końcu otwieranie furtki powoduje, że czujnik Hue wykrywa ruch. Może nie taki ruch, jaki przewidywali jego twórcy, ale efekt jest dokładnie taki, jakiego oczekiwałem. Co jednak nie zmienia faktu, że trochę w tym kombinowania i ryzyka - zamawiając czujnik nie miałem pojęcia, czy całość zagra tak, jak trzeba.
Kilka różnych systemów? Spoko
Początkowo byłem przekonany, że wszystko w domu powinno być wpięte do jednej centrali, a już najlepiej, gdyby pochodziło od jednego producenta. I początkowo tak było - cały mój smart dom pracował pod kontrolą Fibaro.
Z czasem jednak - z różnych powodów - mój smart dom zaczął się rozrastać i coraz więcej elementów należało do innych systemów. Tutaj trochę HomeKita, tutaj trochę bardziej w kierunku Alexy, trochę żarówek i lampek od Hue (tak, działają z Fibaro, ale nie steruję nimi do końca z tego systemu), tam trochę żarówek od Ikei, kamera jeszcze od innego producenta, czujniki ruchu jeszcze z innego systemu.
I co? I przekonałem się, że absolutna jednolitość wcale nie jest wymagana, bo nie wszystkie elementy muszą komunikować się ze wszystkimi pozostałymi. Przykładowo żarówka w salonie wcale nie musi dogadywać się z kosiarką, bo żadne z tych urządzeń nie ma informacji, które przydałyby się drugiemu.
Owszem, pojawiły się z czasem pewne luki w łączności, ale te udało się bezboleśnie uzupełnić dwoma rozwiązaniami. Pierwszym z nich jest Alexa - przykładowo, kiedy poproszę, żeby zgasiła światła w salonie, bezproblemowo gasi zarówno światła od Hue, jak i te podpięte pod Fibaro. Na dobrą sprawę nie pamiętam już, które są które - nie muszę się tym przejmować.
Drugim łącznikiem jest IFTTT. I tutaj przykładowo mam w Fibaro ustawioną scenę Dobranoc, która gasi wszystkie światła w domu (i nie tylko). Kilka kliknięć i do aktywacji sceny Fibaro została podpięta podobna komenda dotycząca świateł Hue. Nie muszę odpalać dwóch aplikacji, nie muszę osobno gasić świateł.
W sumie to nie muszę w ogóle uruchamiać aplikacji, bo wszystko robię jednym, fizycznym przyciskiem.
Co zresztą pozostaje dla mnie nadal wyznacznikiem tego, jak dobrze jest przygotowany smart dom. Jeśli do wszystkiego trzeba sięgać po telefon i odpalać aplikację - nie udało się, porażka, przykro mi. Jeśli natomiast większość dzieje się automatycznie, ewentualnie można coś aktywować głosowo albo fizycznym przyciskiem - jest dobrze. I mam wrażenie, że udało mi się przez te dwa lata dojść właśnie do tego drugiego poziomu i po prostu cieszyć się domem... w którym niewiele muszę robić samemu.