REKLAMA

Otwierasz okno, a tam okno sąsiada. Deweloperzy wcisnęli blok na małym podwórku

We Wrocławiu w miejscu niewielkiego budynku stanie kilkupiętrowy blok. Zamiast widoku na podwórko, starzy mieszkańcy w oknach zobaczą… nowych sąsiadów. Oto kolejny odcinek z cyklu „patodeweloperka” – choć akurat tutaj wszystko odbywa się zgodnie z prawem.

patodeweloperka
REKLAMA

Na działce przy ul. Reja 55 stał niewysoki budynek, w którym siedzibę miały Wrocławskie Mieszkania – relacjonuje serwis tuwroclaw.com. Trudno chwalić go za wygląd, ale przynajmniej był niewielki.

REKLAMA
 class="wp-image-1840816"
Tak wyglądał dawny budynek/wm.wroc.pl

Spółka jednak sprzedała działkę, a kupił ją inwestor, firma LC Corp (dziś Develia). Oczywiste było to, że nie po to ktoś wydaje 9 mln zł, by w tym miejscu posadzić kwiaty. Develia wyburzyła pustostan, a w zamian planuje postawić blok. I tu zaczyna się robić niewesoło.

Nowa inwestycja to bowiem „6-kondygnacyjny budynek mieszkalny na planie litery T”

 class="wp-image-1840819"
Podwórko jak widać trochę się zmieni

Część obiektu wejdzie na teren obecnego podwórka, zaś od strony ulicy wypełni „przerwę” pomiędzy budynkami. Co oznacza, że starzy mieszkańcy będą mieli zupełnie inny widok z okna niż dotychczas. O ile ci z widokiem na ulicę raczej niewiele stracą, tak już w przypadku podwórka sprawa wygląda nieco gorzej.

Deweloper broni się, zaznaczając, że „odległość od nowego budynku wyniesie od 12,90 do 13,6 metra”. Teoretycznie przerwa jest więc zachowana, ale nie zmienia to faktu, że nowy budynek w znaczący sposób zmieni okolicę.

Oczywiście wszystko jest zgodne z przepisami, wszak w innym przypadku nie doszłoby do pozwolenia na budowę. Argumenty przedstawiciela dewelopera również wydają się rozsądne, ale…

Wyobrażam sobie mieszkańców, którzy mieszkają w okolicznych kamienicach od dawna. Albo np. takich, którzy kupili nowe mieszkanie i skusił ich między innymi widok z okna na podwórko. A tu proszę – przychodzi firma, wykłada kasę i stawia blok. Jedni powiedzą, że to wolny rynek, inni, że jednak taki sposób planowania przestrzeni uderza w dotychczasowe sąsiedztwo.

Kiedyś było lepiej?

REKLAMA

W dyskusjach o różnicach pomiędzy współczesnym stylem budowania a tym za PRL-u bardzo łatwo o emocje i wciąganie historii oraz polityki. Nie da się jednak ukryć, że gołym okiem widać, że wówczas budowano inaczej. Sam korzystam z tego, że mój wieżowiec jest praktycznie jedyny w okolicy, nikomu nikt w okna nie zagląda. Pomiędzy mniejszymi blokami są przerwy – odgradza je trawnik, drzewa, taki mini park, z placami zabaw czy ławeczkami. Mieszka się przyjemnie, choć to przecież typowe osiedle.

Jednocześnie w okolicach, gdzie dawniej stały kamienice, które dziś są w kiepskim stanie, coraz częściej wyrastają w ich miejscach nowe bloki. Wygląda to momentami komicznie, gdy pomiędzy dwiema – całkiem ładnymi, mimo śladów zużycia – kamienicami staje śnieżnobiały blok, udający bardzo nowoczesny. Jeśli ktoś chce w nim mieszkać, proszę bardzo, nikomu taki widok nie przeszkadza. Tego samego nie da się jednak powiedzieć o sytuacji we Wrocławiu.

Czy na Podhalu – w Kościelisku powstaje rząd domów, jeden nad drugim. Piękny górski widok zostaje więc zaburzony czymś, co przypomina raczej typowo miejskie osiedla, ze sklonowanymi budynkami jednorodzinnymi.

Nie chodzi o to, aby nie budować. Można jednak doprowadzić do tego, aby działka nie była cytryną, którą się wyciska, żeby sprzedać jak najwięcej, jak najniższym kosztem. Wiem, to marzycielskie, utopijne podejście, ale wolę takie, niż niszczenie komuś okolicy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA