PCLab.pl zniknął, bo się nie zmieniał. Czy Gazeta Wyborcza to widzi?
Rok po tym, jak ogłosili, że zamykają, wyciągnęli wtyczkę - PCLab.pl, legenda wśród serwisów o nowych technologiach w Polsce oficjalnie zakończył żywot po niecałych 20 latach istnienia. Adres pclab.pl przekierowuje dziś na strony Komputer Świata.
Co ciekawe, dalej działa forum przy PCLabie. Pewnie przynosi nieco ruchu RASP-owi, więc jeszcze je trochę przytrzymają online. Ot, takie tam wyciskanie ostatnich podrygów życia z trupa.
PCLab to serwis założony przez Pawła Pilarczyka we wrześniu 2002 r. Paweł ze swoją żoną fantastycznie wbili się w aktualne oczekiwania rynkowe - pisali głównie na temat hardware'u komputerowego. A że wtedy status komputerów PC był taki, jak status urządzeń mobilnych w latach powiedzmy 2012 - 2016 i rynek mediów internetowych absolutnie dziewiczy, szybko wystrzeliła popularność PClaba.
7 lat później Pilarczyk sprzedał serwis Onetowi za… kilka milionów złotych, zapewniając sobie pełną niezależność w rozwijaniu serwisu, utrzymaniu załogi oraz jego tematyki. Sam Pilarczyk został następnie wydawcą wszystkich treści technologicznych w Ringier Axel Springer, gdy ten w 2012 r. przejął Onet od TVN-u. PCLab pozostawał wciąż serwisem stricte nt. hardware'u komputerowego. Sam Pilarczyk odszedł z RASP-u w 2019 r. i od tego czasu rozwija nowy serwis ITbiznes.
Pawła Pilarczyka uwielbiam. To jedna z najwspanialszych postaci w branży dziennikarzy tech (prawdę mówiąc nie wiem, czy o kimkolwiek innym z tej branży mógłbym napisać wspaniały człowiek) - miły, uśmiechnięty, otwarty, niezawistny i zawsze pomocny. Ale - Pawełku, nie obraź się, błagam - w rozwoju PCLaba popełnił kardynalne błędy i pewnie dlatego dziś adres serwisu przekierowuje na serwery niegdyś konkurencyjnego Komputer Świata.
Spider's Web jest młodszy od PCLaba zaledwie o 6 lat, a mnie zawsze się wydawało, że oba te serwisy dzieli przynajmniej kilka generacji internetowych. Mentalnie PCLab nigdy nie wyszedł poza 2002 r., gdy powstawał. Nie chodzi tylko o hermetyczną tematykę serwisu (o tym za moment), lecz przede wszystkim o dizajn, konstrukcję i strukturę. Czy dacie wiarę, że przez długie lata layout PCLaba w ogóle nie był dostosowany do przeglądania na urządzeniach mobilnych? Dodam, że dziś oglądalność Spider's Web na smartfonach dobija do 90 proc.
PCLab zawsze wyglądał… staro. Dlatego, gdy skończyły się naturalny boom na tematykę hardware'u PC, serwis przykleił sobie łatkę portalu dla niechlujnych informatyków, co to obgryzają paznokcie wyciskając ostatnie poty z nowych kart graficznych. PCLab odpychał nieatrakcyjnym wyglądem, zalewem tysięcy niebieskich linków na stronie głównej (tzw. stare podejście do SEO), z którego na dodatek nie dało się wręcz korzystać na smartfonach.
To jednak tylko technikalia - mniej lub bardziej ważne. PCLab mentalnie pozostał w roku 2002 także, jeśli chodzi o tematykę, jaką poruszał. W roku 2007 r. umownie wybuchła era post-PC. Wraz z pojawieniem się pierwszego iPhone'a rozpoczął się totalny boom smartfonowy, który wypchnął komputery osobiste na peryferia nie tylko zainteresowania przeciętnych użytkowników, lecz przede wszystkim przesunął rynek biznesowo-reklamowy w kierunku nowych hitów na rynku tech. PCLab tego nie zauważał - wciąż klepał tysiące tekstów o komputerowym RAM-ie, czy wentylatorach. Najpierw uciekli więc użytkownicy - nawet ci hurtowo przerzucani ze strony głównej Onetu - a następnie uciekli reklamodawcy. PCLab dryfował, aż padł.
OK, to co ma do tego marka Wyborczej użyta w tytule?
Otóż od kilku dni trwa żenujący publiczny konflikt pomiędzy redakcją Gazety Wyborczej, a władzami koncernu Agora. Postawa tych pierwszych na myśl przywołuje mi właśnie zatwardziałą postawę szefostwa PClabu, którzy tak bardzo nie chcieli dostrzec zmieniającego się rynku mediów, że aż padli.
W skrócie o co chodzi w Agorze
Zarząd Agory od lat próbuje połączyć Gazetę Wyborczą z portalem gazeta.pl. Raz, że przeciętni odbiorcy nie rozumieją różnic pomiędzy Wyborczą a Gazeta.pl; dwa, że nigdy nie udało się stworzyć żadnej trwałej łączonej oferty reklamowej obu podmiotów (nawet w tak prozaicznych kwestiach jak formaty reklamowe). No i najważniejsze trzy - że redakcja Wyborczej, na czele z jej prominentnymi dziennikarzami, co to pamiętają czasy głębokiej komuny, uważa Gazeta.pl za ściek a ludzi pracujących w redakcji portalu za ułomów.
Gazeta Wyborcza jest więc takim państwem w państwie Agory, które uzurpuje sobie prawo do pełnej niezależności. Zarząd Agory uznał finalnie, że koniec z utrzymywaniem świątyni opozycji PRL-owskiej, czas zacząć na tym zarabiać, na co legendarni dziennikarze Wyborczej wytoczyli działa sentymentalne - zaprzęgli do wsparcia wiekowych celebrytów, apelują o działanie czytelników przeciwko władzom Agory.
Wyborcza popełnia typowy grzech pychy
Trudno oczywiście porównywać jeden do jednego serwis branżowy PClab z legendarnym dziennikiem ogólnotematycznym, ale mechanizm zaniechania jest podobny - w obu przypadkach nie bierze się pod uwagę zmieniającego się rynku medialnego i oczekiwań masowego odbiory, co prowadzi do poważnych problemów finansowo-organizacyjnych.
Redakcja Gazety Wyborczej nie chce zrozumieć, że prasa drukowana nieuchronnie zmierza do piachu i to nie tylko w formacie dystrybucji, ale także w sposobie konstruowania treści medialnych. Że internet pozwala na skuteczne połączenie treści popularnych i szybkich z tymi pogłębionymi, co pokazują sukcesy chociażby New York Timesa (na którego często powołują się dziennikarze GW), a także amerykańskiego Business Insidera.
Na marginesie - szefowie amerykańskiego Business Insidera (wg mnie absolutnie najlepsze internetowe medium informacyjno-publicystyczne) właśnie ustalili, że dziennikarze serwisu maja pisać artykuły zawierające do 600 słów. Okazuje się, że uwaga czytelnika znika gdzieś po 212 słowach, szczególnie jeśli dalej jest jeszcze ściana tekstu do przeczytania. Czy ograniczenie tekstów do 600 słów oznacza gorsze dziennikarstwo? Wręcz przeciwnie! Wspaniale ujął to Bono w słowach do piosenki U2 „Cedar of Lebanon” o pracy dziennikarzy wojennych:
The worst of us are a long drawn out confession
The best of us are geniuses of compression
(tłum. własne: Najgorsi z nas są ciągle w przeciągniętej do granic spowiedzi, Najlepsi z nas to geniusze kompresji)
Obyśmy nie musieli kiedyś pisać laudacji pogrzebowej dla Gazety Wyborczej, bo mimo wszystko szkoda by było - to w końcu kawał dobrego dziennikarstwa.
Panie i Panowie z Wyborczej - przejrzyjcie na oczy!