Elon Musk dużo mówi, a Chińczycy robią. To oni pierwsi wyślą człowieka na Marsa
Jak dotąd swoje niezwykle ambitne plany wysłania ludzi na powierzchnię Czerwonej Planety ogłaszali mistrzowie PR-u tacy jak Elon Musk czy NASA. Ten czas jednak dobiegł końca. Swoje marsjańskie plany ogłosiły właśnie Chiny. A nie od dzisiaj wiadomo, że oni słów na wiatr nie rzucają.
Podczas konferencji sektora kosmicznego GLEX odbywającej się w tym roku w Petersburgu dyrektor Chińskiej Akademii Technologii Rakietowych (CALT) przedstawił mapę drogową, której celem jest dostarczenie pierwszych astronautów na powierzchnię Marsa.
Zważając na fakt, że na konferencji nie pojawił się osobiście, a jedynie przez połączenie internetowe, można byłoby założyć, że Wagng Xiaojun jedynie roztacza bliżej nieokreśloną wizję przed uczestnikami konferencji. Warto jednak pamiętać, że Chiny raczej nie bawią się w zagrywki PR-owe i jakoś szczególnie nie dbają o oprawę medialną swoich planów i osiągnięć kosmicznych.
Przez ostatnie lata mogliśmy wielokrotnie obserwować jak Chiny dokonywały czegoś naprawdę donośnego, np. lądowania łazika na niewidocznej z Ziemi stronie Księżyca, wejście sondy Tianwen-1 na orbitę wokół Marsa czy lądowanie łazika Zhurong na Marsie, które miały bardzo marginalną oprawę medialną. Obserwatorzy zagraniczni chcąc się dowiedzieć jak przebiega kulminacyjna faza tej czy innej misji, zmuszeni byli do śledzenia przeróżnych kont internetowych na chińskim portalu Weibo, czy śledzenia relacji w chińskiej telewizji, czy prasie, i to i tak tylko ci obserwatorzy, którzy posługują się językiem chińskim, bowiem poszukiwanie informacji w języku angielskim zazwyczaj kończyło się na niczym.
Biorąc powyższe pod uwagę, można przypuszczać, że gdy Chiny ogłaszają, że chcą wysłać ludzi na Marsa, to oznacza, że właśnie nad tym pracują.
Jak? Gdzie? Kiedy?
Okazuje się, że Chińczycy myślą o wysłaniu ludzi na Marsa już od jakiegoś czasu, a cały proces przygotowań do realizacji tej misji jest już rozplanowany i został podzielony na trzy kluczowe etapy.
W pierwszym etapie w kierunku Marsa polecą sondy i lądowniki, w tym także sonda, której zadaniem będzie przywiezienie na Ziemię próbek gruntu marsjańskiego. W międzyczasie sondy będą poszukiwały i analizowały szczegółowo najlepsze miejsca, w których mogłaby powstać baza na Marsie. Po zakończeniu tej sondy na Marsa polecą ludzie, których zadaniem będzie stworzenie stałej bazy na powierzchni. Dopiero gdy baza powstanie, w trzeciej fazie w kierunku Marsa rozpocznie się masowy ruch transportowców, które będą dostarczały do bazy niezbędne materiały zarówno dla załóg jak i dla rozbudowy bazy. Pierwszy Chińczyk na Marsie miałby stanąć już w 2033 r.
Trzeba przyznać, że ten projekt brzmi niezwykle ambitnie. Wysyłanie całych flot statków, załóg, materiałów na Marsa to zadanie dużo trudniejsze od którejkolwiek misji kosmicznej dotychczas zorganizowanej przez Chiny. Z tego też powodu naukowcy z Państwa Środka poszukują sposobów na obniżenie kosztów misji. Wśród takich pomysłów znajduje się inny, równie ambitny projekt. W swojej prezentacji Wang Xiaojun wspomniał m.in. o Drabinie do nieba. Choć nie uściślił na czym ten projekt miałby polegać, to komentatorzy przypuszczają, że Chiny rozważają budowę windy kosmicznej, która miałaby wynosić ładunki i załogi na orbitę okołoziemską, skąd statkami zasilanymi jądrowo mogłyby kierować się one w stronę Marsa.
Czy zatem Chiny mają to wszystko już opracowane? Ciężko powiedzieć. Być może misja na Marsa okaże się tą pierwszą, w której Chiny będą musiały zrewidować po drodze swoje ambitne plany. Po drugiej stronie świata mamy z kolei do czynienia z ludźmi, którzy także robią ogromne postępy w drodze na Marsa (w ciągu kilku miesięcy możemy spodziewać się pierwszego orbitalnego lotu Starshipa), ale znani są z przesadnie ambitnych terminów, które następnie są wielokrotnie przesuwane. Kto zatem pierwszy stanie na Marsie? Nie wiadomo. Pozostaje jedynie zaopatrzyć się w odpowiedni zapas popcornu i obserwować.