Z telefonami są problemy, więc czas na gierki. Huawei chce rywalizować z Xboxem i PlayStation
Sankcje nałożone na Huaweia i związany z tym brak możliwości współpracy z Google’em to dla tego koncernu nie lada wyzwanie, by utrzymać wysoką pozycję na rynku telefonów komórkowych. Chiński gigant ma jednak nowy plan na rynek konsumencki.
Według informacji pozyskanych przez redakcję Huawei Central Huawei chce odważnie wkroczyć na rynek gier wideo. Póki co szczegóły są dość niejasne, jednak ten plan – biorąc pod uwagę coraz większe inwestycje chińskich koncernów w rynek gier wideo – ma szansę wypalić. Zwłaszcza że Huawei częściowo już dziś mógłby go realizować przynajmniej z formalnego punktu widzenia.
Pierwszym krokiem ma być wejście w rynek notebooków dla graczy. Do tej pory Huawei oferował na rynku globalnym tradycyjne laptopy i biznesowe ultrabooki – świetne do mobilnej pracy, ale raczej mało użyteczne dla graczy. Mógł dalej mieć je w ofercie, mimo nałożonych na firmę sankcji, za sprawą dołączenia Microsoftu do tak zwanej listy wyłączeń. Innymi słowy, Huawei nie może już wykorzystywać Androida w swoich urządzeniach, jednak nadal może kupować licencje na Windowsa.
Notebooki dla graczy od Huawei mają pojawić się jeszcze w tym roku. W planach jest też konsola do gier. Ale… co z grami?
O tym, co sobą ma reprezentować konsola do gier od Huaweia, nie wiemy w zasadzie nic. Ze źródeł Huawei Central wynika tylko, że sprzęt ma się pojawić za kilka lat oraz że ma stanowić konkurencję dla konsol Xbox i PlayStation. Każdego choć nieznacznie zorientowanego w tym, jak działa konsola gier wideo powinna od razu zacząć frapować pewna wątpliwość: co z grami wideo?
W kwestii gamingowych laptopów sprawa wygląda jasno. To normalne komputery z Windowsem, a więc użytkownik będzie mógł pozyskiwać gry z wielu platform, w tym Xboksa, Steama czy Epica. Konsole do gier to coś zupełnie innego. Model biznesowy producentów konsol nie polega na zarabianiu na sprzęcie – ten często sprzedawany jest z minimalną marżą, a czasem i ze stratą. Zarobek leży w pobieraniu opłat za własne gry i usługi oraz czerpanie prowizji za korzystanie z tych od partnerów. A przecież lwia część studiów odpowiedzialnych za topowe gry ma swoje siedziby w Stanach Zjednoczonych.
Tyle że amerykańskie firmy bardzo chcą zarabiać na Chińczykach i z Chińczykami. Robią to od dawna – a nie pod wpływem Huaweia.
Szymon Radzewicz w swoim niezwykle wnikliwym materiale dobitnie zilustrował stopień inwestycji chińskich koncernów – w szczególności Tencenta – w tak zwane rynku zachodnie. Działa to oczywiście w dwie strony. Tencent nie tylko wprowadza na światowy rynek własne produkcje, ale też pośredniczy w dystrybucji gier w Państwie Środka. Zwróćcie proszę uwagę na najświeższe dane dotyczące popularności gier wśród chińskiej publiczności. Amerykańskie gry i… odpowiedzialny za nie chiński wydawca.
Taka sytuacja zupełnie nie dziwi. Z punktu widzenia prawa amerykańskie firmy nie mogą wydawać gier wideo na chińskim rynku – stąd umowy z chińskimi koncernami. To oczywiście nie oznacza wprost, że chiński wydawca może takową grą dowolnie dysponować. Trudno jednak sobie wyobrazić sytuację, w której amerykańskie studio odmówi chińskiemu wydawcy możliwości negocjacji z Huaweiem. Nie tylko z uwagi na fakt, że chińscy wydawcy i tak dysponują zespołami deweloperów odpowiedzialnych za modyfikacje wydawanych tam gier do chińskich standardów i wymogów prawnych.
Coraz więcej amerykańskich firm związanych z gamingiem składa się w dużej mierze z chińskiego kapitału. Udziały są zazwyczaj mniejszościowe, by nie wpływać wizerunkowo na tożsamość takowej firmy. Warto jednak zauważyć, że 40 proc. udziałów takiego Epic Games – znacie ich z Epic Games Store, Unreal Engine czy Fortnite’a – należy właśnie do Chińczyków.
Nie możemy dobitnie stwierdzić, że ta sieć powiązań gwarantuje Huaweiowi możliwość pozyskania amerykańskich gier na jego konsolę (choć nie zapominajmy też, że nie jedne Stany Zjednoczone produkują gry wideo). Nie da się jednak ukryć, że chińscy akcjonariusze mogą tę całą operację znacząco uprościć.
*Współpraca: Szymon Radzewicz