REKLAMA

Zatrzymała mnie policja. Pokazałem prawo jazdy w smartfonie. Wtedy się zaczęło

mPrawo Jazdy kontra polska rzeczywistość. Przekonałem się, że dokumenty w telefonie nie wszystkim ułatwią życie.

Prawo jazdy w telefonie w praktyce. Zatrzymała mnie policja i wtedy się zaczęło
REKLAMA

Od kilku tygodni biorę udział w pilotażowym programie testów elektronicznego prawa jazdy w aplikacji mObywatel. Jako że mam tam również dowód osobisty, a za wszystko płacę przy użyciu Apple Pay, mój portfel z fizycznymi dokumentami i kartami płatniczymi coraz częściej zostaje w domu.

REKLAMA

Tak się złożyło, że nie wziąłem go ze sobą również wczoraj, jadąc na wieczorny spacer z psem nad morze. Nie przewidziałem tylko, że w drodze powrotnej zatrzyma mnie policja.

Kontrola drogowa kontra mPrawo Jazdy.

Jechałem przepisowo, auto miałem w 100 proc. sprawne. Pech chciał, że zostałem zatrzymany w ramach rutynowej, wyrywkowej kontroli. Zdarza się.

Zjechałem grzecznie na placyk, przy którym stał radiowóz i wtedy przypomniałem sobie, że nie mam portfela. Przyznaję - gul podjechał mi do gardła, gdy funkcjonariusz drogówki poprosił o dokumenty. Ostatecznie w świetle prawa do 5 grudnia powinienem mieć ze sobą fizyczne prawo jazdy, a policjant miał pewne prawo bez zbędnych ceregieli wlepić mi 50 zł mandatu za brak dokumentów potwierdzających uprawnienia do prowadzenia pojazdu.

Policjanci, którzy mnie zatrzymali, byli jednak bardzo wyrozumiali. Wytłumaczyłem, iż biorę udział w pilotażowym programie testów mPrawa Jazdy i okazałem dokument w aplikacji. Policjanci pokiwali głową ze zrozumieniem, mandatu nie dostałem, ale historia nie skończyła się w tym momencie.

Jako że elektroniczne prawo jazdy nie jest jeszcze oficjalnie wdrożone, funkcjonariusze musieli potwierdzić moje uprawnienia w systemie teleinformatycznym. Jeden z policjantów poszedł do auta po tablet i spisał numer PESEL z mojego mPrawa Jazdy.

W czasie gdy system „mielił” bazę danych w poszukiwaniu moich danych osobowych, nawiązaliśmy rozmowę o nadchodzących zmianach w przepisach i braku konieczności wożenia ze sobą dokumentów.

- Teraz dopiero się zacznie - mruknął jeden z policjantów. Gdy dopytałem, co miał na myśli, wyjaśnił. - System działa, jak sam pan widzi. Internetu na wsiach nie ma, a jak nie ma internetu, to nie ma jak sprawdzić danych. Jakby miał pan plastik, to już mógłby pan jechać do domu, a tak musimy stać i czekać.

I czekaliśmy. Minutę. Trzy. Pięć. Po chwili policjant poprosił, bym podyktował mu PESEL, bo przy pierwszej próbie system niczego nie znalazł. Zrobiłem jak prosił. Policjant wpisał PESEL na tablecie, dotknął wirtualnego przycisku i… tablet się zawiesił.

Wyrozumiały funkcjonariusz machnął ręką, zerknął jeszcze raz na moje mPrawo Jazdy i kazał jechać. Życzyliśmy sobie nawzajem miłego wieczoru i wróciłem do domu.

mPrawo Jazdy nie takie wygodne, jak by się chciało.

Zaznaczę, że powyższa sytuacja nie musi być dokładnym odzwierciedleniem tego, jak rzeczywiście będą wyglądały kontrole drogowe, gdy już nikt nie będzie musiał wozić ze sobą prawa jazdy - ani tego plastikowego, ani elektronicznego. Systemy teleinformatyczne nie są jeszcze w pełni gotowe, policjanci nie są jeszcze przeszkoleni na wypadek nowych okoliczności. Do grudnia zostało jeszcze kilka miesięcy i niewykluczone, że porzucenie dokumentów drogowych pójdzie gładko.

Niewykluczone również, że czeka nas mały koszmarek.

Krótka rozmowa z policjantami uświadomiła mi, jak pozornie wygodne dla nas rozwiązanie może przysporzyć kłopotów mundurowym.

Dla jasności - absolutnie jestem za dokumentacją cyfrową i zostawianiem portfeli w domu. Tyle że rozwój cyfryzacji w jednym obszarze musi się niestety zderzyć z brutalną rzeczywistością w innym.

Choć operatorzy zasadniczo wykonują świetną robotę, jeśli chodzi o pokrycie Polski zasięgiem sieci, tak w wielu miejscach wciąż występują problemy z połączeniem. Od grudnia tempo przeprowadzenia kontroli i możliwość sprawdzenia dokumentów przez policję będą zależne od tego, czy na danym obszarze jest łączność internetowa.

Skuteczność kontroli będzie też zależna od tego, jak złośliwe będą w danej chwili rzeczy martwe. Próbowałem ustalić, jakimi konkretnie tabletami posługuje się polska drogówka i w warunkach przetargu na wzmacniane tablety znalazłem zamówienie na urządzenia z Windowsem 10, wyposażonymi w 2 GB RAM-u i 32 GB miejsca na dane. Na własne oczy mogłem zobaczyć, jak taki tablet działa po - jak się domyślam - latach codziennej służby. Trudno oczekiwać płynnej i bezproblemowej kontroli drogowej, gdy policjant zmuszony jest pracować na urządzeniu o responsywności pierwszych smartfonów z Androidem.

REKLAMA

Do tego dochodzi jeszcze rzecz tak prozaiczna, jak… znajomość własnego numeru PESEL. O ile dane właściciela pojazdu policjant będzie mógł odszukać wpisując numer rejestracyjny do systemu, tak dane kierowcy poruszającego się nie swoim pojazdem wymagać będą podania numeru PESEL. A przecież nie każdy ów numer pamięta (choć powinien).

Dodajmy jeszcze niemal pewne, okazjonalne problemy z połączeniem z bazą danych i mamy przepis na kontrole drogowe pełne stresu i nerwów. Nie dziwię się policjantom, którzy patrzą na tę zmianę niezbyt przychylnym okiem. Wszystkie gromy spadną na nich, a każda nerwowa kontrola będzie w oczach kierowców ich winą i to oni najedzą się najwięcej stresu w imię naszej wygody.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA