YouTube chce być jak prawdziwa telewizja. W sensie reklam będzie tam więcej niż filmów
Myślicie, że YouTube ustał w wysiłkach, by przekonać nas do płacenia za premium? To źle myślicie. Serwis właśnie przykręca śrubkę jeszcze ciaśniej - bo może.
Nauczyłem się żyć z ciągłymi pop-upami i reklamami YouTube Premium na wszystkich urządzeniach. Choć od dnia debiutu płatnego abonamentu serwis robi, co może, by zachęcić użytkowników do subskrypcji (przede wszystkim: atakując reklamami ze wszystkich stron), osobiście uważam, że Premium oferuje zbyt małą wartość dodaną, bym chciał za niego płacić - i mówię to jako naprawdę intensywny użytkownik YouTube’a.
YouTube uznał jednak, że obecna liczba reklam (a nawet już ilość, bo kto by to zliczył), nie jest wystarczająca. I że użytkownikom można pokazywać reklamy częściej.
Reklamy na YouTubie w środku filmu będą ukazywać się częściej.
Dotychczas filmy poniżej 10 minut wyświetlały reklamy tylko przed filmem, jedną lub dwie, zależnie od życzenia twórcy kanału. Filmy powyżej 10 minut mogły zaś wyświetlić jeszcze jedną reklamę w środku filmu i tak co 10 minut. Jeśli np. wideo miało powyżej 20 minut, w środku mogły pojawić się dwie reklamy, etc.
Teraz YouTube skraca ten czas do 8 minut. Wystarczy, że film będzie miał więcej niż 8 minut, a już będzie można w nim wyświetlić 30-sekundową reklamę w środku odtwarzania, oraz dwie na początku.
Zmiana wejdzie w życie z końcem lipca i obejmie nie tylko nowe filmy, ale także wszystkie istniejące, które dotychczas nie mieściły się w ramach czasowych (miały więcej niż 8, ale mniej niż 10 minut).
Znając YouTube’a, znajdzie on skuteczny sposób, by zachęcić twórców do regularnego serwowania reklam swoich widzów. Np. punktując w algorytmie filmy o długości co najmniej 8 minut, w których zawarto reklamy.
YouTube twierdzi oczywiście, że to zmiana z korzyścią dla twórców i że większości odbiorców wcale nie przeszkadzają dodatkowe reklamy. I pewnie ma rację - w Polsce na przykład tak bardzo przywykliśmy do 20-minutowych bloków reklamowych na Polsacie czy w TVN, że wręcz cieszymy się ich obecnością, bo można zrobić przerwę na kawę i siusiu w trakcie oglądania.
YouTube wyświetla reklamy już tak intensywnie, że śmiało może rywalizować z prywatnymi stacjami telewizyjnymi. Daję im jeszcze kilka lat i coś czuję, że dojdzie do podobnej sytuacji jak w linearnej TV - reklamy będą trwały tyle samo albo i dłużej, co właściwe wideo.
Różnica między YouTube’em a Polsatem jest jedna.
Polsat, TVN, czy jakąkolwiek inną stację telewizyjną serwującą potężne bloki reklamowe możemy w każdej chwili zmienić na inny kanał.
Ostatecznie też… w reklamach nie ma nic inherentnie złego. Tak funkcjonuje współczesny świat, że abyśmy mogli dostać treść za darmo, musimy godzić się na zarabianie mediów na reklamach.
Nie jest jednak dobrą sytuacja, w której nie mamy wyboru. A w takiej sytuacji stawia nas YouTube.
Natężenie reklam w serwisie osiąga ostatnimi czasy masę krytyczną. YouTube jednak doskonale wie, że może sobie na to pozwolić, bo… nie ma rywala. Statystyczny widz YouTube’a nie ma drugiej platformy, na której znajdzie swoje ulubione treści. Musi się więc godzić na warunki stawiane przez YouTube’a, a ten rządzi i dzieli.
„Albo oglądasz reklamy, albo płacisz za Premium, albo do widzenia” - tak mówi YouTube. A nam pozostaje tańczyć tak, jak zagrają, lub obejść się smakiem i zrezygnować z tony wartościowych treści, na jakie trafimy w serwisie.
Gorąco kibicuję każdemu, kto próbuje przełamać monopol YouTube’a.
Niestety na horyzoncie nie widać ani jednego zawodnika, który mógłby podjąć uczciwą walkę.
Vimeo jest dziś cieniem samego siebie. Aż dziw, że platforma jeszcze dycha; i tak musiała zmienić focus z konsumenckiego na biznesowy, żeby przetrwać.
Twitch konsekwentnie trzyma się swojej niszy. Nie jest to już co prawda serwis wyłącznie dla graczy (livestreamy prezentują tam także artyści i - niestety - patostreamerzy), ale nadal nie ma tak szerokiego zakresu odbiorców, jak YouTube.
Instagram TV i Facebook Watch to karykatury. Nie mają nic do zaoferowania twórcom, a ci nie widzą w efekcie powodów, by na nie tworzyć. Finalnie serwisy wideo od Facebooka stały się jednym wielkim ściekiem reklam, fake newsów i śmiesznych kotów.
Ciekawie prezentuje się niedawno powstały serwis Nebula, zrzeszający kilkudziesięciu twórców z YouTube’a. Tyle że za Nebulę trzeba płacić i choć dostajemy w pakiecie dostęp do świetnego serwisu Curiosity Stream (taki Netflix z filmami popularno-naukowymi), nie jest to siła, która ma szansę jakkolwiek zagrozić pozycji YouTube’a.
A YouTube dalej testuje wytrzymałość swoich odbiorców i igra z twórcami.
Nawet najbardziej doświadczeni YouTuberzy nie wiedzą już, co się właściwie dzieje. Zrozumienie działania algorytmów serwisu wymaga od nich ustawicznego trzymania ręki na pulsie i błyskawicznego dostosowywania się do zmian, a i tak nie gwarantuje to sukcesu - jeden film ma dobre wyniki, drugi ma złe i nikt tak naprawdę nie wie, dlaczego.
Słabnące zasięgi zachęcają z kolei twórców do tego, by włączali w swoich filmach dodatkowe reklamy, tym samym kompensując spadki przychodów.
A odbiorca jest bombardowany reklamami tak często, że albo wychodzi z serwisu, albo kupuje Premium (na co YouTube liczy), albo… włącza AdBlocka.
I niestety mam wrażanie, że YouTube w swej niesłabnącej krucjacie, mającej nas przekonać do płacenia za Premium, sam strzela sobie w kolano, tylko zachęcając do korzystania z wszelakich blokerów reklam.
Chciałbym zakończyć ten felieton jakąś poetycko brzmiącą metaforą. Np. powiedzieć, że „psy szczekają, a karawana jedzie dalej, tylko że w końcu psy się zmęczą a karawana runie w przepaść”.
Tyle że nie mogę. YouTube to potęga na solidnych podstawach, z rwącym strumieniem treści i niesłabnącym zaangażowaniem użytkowników.
Dopóki któryś z gigantów nie zacznie podgryzać niezachwianej pozycji serwisu Google’a, dopóty nie możemy liczyć na jakiekolwiek zmiany. Dopóki YouTube nie będzie czuł na karku oddechu konkurencji, dopóty będzie szarżował ile będzie chciał.
Bo co tak naprawdę ma do stracenia? Ani twórcy ani ich odbiorcy nie mają dokąd pójść.
I ja naprawdę doceniam niezwykłą wartość, jaką tworzy YouTube. Doceniam tych wszystkich twórców, którzy sprawiają, że mogę za darmo nabywać wiedzę i cieszyć się rozrywką.
Niestety tak jak nawet najlepsze słodycze w końcu brzydną, tak pomału zaczyna brzydnąć monopol YouTube’a.