Nie chcesz kupić YouTube Premium po dobroci? No to Google wepchnie ci go do gardła siłą
Jak daleko posunie się YouTube, żeby zachęcić nas do płacenia za YouTube Premium?
Subskrypcja YouTube Premium miała przynieść użytkownikom wiele dobrego. Ekskluzywne treści od ulubionych twórców, oryginalne seriale, aplikacja muzyczna w pakiecie, odtwarzanie w tle na urządzeniach mobilnych i wisienka na torcie – brak reklam.
Gdy zakończyłem okres próbny po wejściu usługi do Polski, pomyślałem, że mimo wszystko subskrypcja oferuje za mało, bym chciał za nią płacić. Ekskluzywne treści w większości okazały się bardzo niskich lotów, podobnie jak oryginalne seriale. Aplikacja muzyczna YouTube Music może figurować w słowniku synonimów tuż przy słowie „porażka”, a bez odtwarzania w tle można żyć.
Żyć można też z reklamami, więc zachowam te 24,99 zł miesięcznie na inne wydatki.
Tak pomyślałem ja, i tak pomyślało zapewne wiele innych osób. Nie da się bowiem inaczej wytłumaczyć tego, jak nachalne stały się reklamy w YouTubie, odkąd pojawiła się subskrypcja Premium.
Użytkownicy zgłaszają, że od startu Premium w Polsce liczba reklam wzrosła co najmniej dwukrotnie. Sam pisałem w felietonie, że nagromadzenie reklam jest tak irytujące, że czuję się, jakby Google mnie szantażował i wciskał YouTube’a Premium do gardła.
Zwiększenie liczby reklam to jednak dla Google’a za mało.
Oprócz zwiększenia ich liczby, YouTube postanowił zmienić także ich rozmiar. O wprowadzeniu nowego typu reklam pisaliśmy we wrześniu – wtedy to YouTube w swym niezmierzonym geniuszu wymyślił, że skoro miliony par oczu oglądają serwis na telewizorach, to trzeba te gałki oczne zaatakować stosowną reklamą. Taką, która zajmie 3/4 ekranu, naturalnie z autoplayem.
Reklamy typu Masthead znamy dobrze z komputerów osobistych i telefonów. Przyklejone na samym szczycie strony głównej kreacje tam jednak nie rzucają się w oczy aż tak, jak na ekranach telewizorów.
Koledzy z redakcji, którzy posiadają smart TV, zgłaszają, iż nowy format reklam już działa. I irytuje jak cholera.
Jak zresztą ma nie irytować, skoro na dzień dobry atakuje użytkownika z całą mocą, zajmując ogromną część wyświetlacza?
Dla tych, którzy nie wiedzą o jaki typ reklamy chodzi: proszę bardzo. Tak wyglądałaby potencjalna reklama typu masthead Spider’s Web TV, gdybyśmy wpadli na pomysł wykorzystania tego typu promocji:
Z punktu widzenia reklamodawcy i YouTube’a taka reklama to złoto. Z punktu widzenia użytkownika – koszmar.
Reklamodawcy z pewnością zacierają już ręce. YouTube okupuje pozycję lidera w kategorii serwisów wideo oglądanych na telewizorach. Każdego dnia użytkownicy serwisu spędzają w ten sposób łącznie 250 mln godzin, a to potężny tort do pokrojenia. YouTube dodatkowo zachęca reklamodawców wynikami eksperymentu, wg którego efektywność reklamy w serwisie jest o 10 proc. wyższa niż w przypadku reklam w tradycyjnej telewizji, wyświetlanych przecież na tym samym telewizorze.
Jest oczywiście prosty sposób, by tych reklam nie oglądać: kupić abonament YouTube Premium.
Nie chcesz po dobroci? To Google wepchnie ci YouTube Premium do gardła siłą.
Żeby było jasne: nie mam nic przeciwko reklamom. Nasze medium również żyje dzięki nim w głównej mierze, więc byłoby przejawem skrajnej hipokryzji, gdybym napisał tu, że reklamy to zło.
Jak mówi nam jednak starożytna filozofia i znane polskie porzekadło: co za dużo, to niezdrowo.
YouTube bombarduje nas reklamami w sposób absolutnie niestrawny i robi to wszystko tylko w jednym celu: by nakłonić nas do zakupu subskrypcji Premium.
I nawet jeśli mu się to nie uda, YouTube i tak jest wygrany – bo przecież zarobi na reklamie, którą zaserwuje niepłacącym odbiorcom.
I tak, ja wszystko rozumiem: serwis musi zarabiać. YouTube nie jest instytucją charytatywną, a utrzymanie i rozwój kosztuje.
Jeśli jednak chodzi o zachęcanie użytkowników do płacenia, gorszymi januszami paywalla są tylko ludzie z naszej rodzimej Wyborczej. Chyba wolę reklamy od fałszywych komunikatów, że wykorzystałem już darmowy limit artykułów w tym miesiącu… (choć w danym miesiącu jeszcze niczego tam nie przeczytałem).
Podejście typu „zasypmy użytkowników reklamami, zablokujmy działanie adblocków, to zaczną nam płacić” jest straszliwie nietrafione. Nikt na to nie pójdzie. Ci, którzy chcą dalej oglądać za darmo, będą to robić niezależnie od tego, jakim syfem stanie się YouTube. Ci zaś, którzy mogą zapłacić, woleliby zachętę w postaci wyższej jakości usługi, a nie reklamowego szantażu.
YouTube w ostatnim czasie do tego stopnia irytuje swoim modelem biznesowym także samych twórców, że ci zaczynają się rozglądać za alternatywą. Let’s playerzy masowo przenoszą się na Twitcha. Gro dużych kanałów naukowych wystawia swoje treści w nowopowstałej platformie Nebula, która jest częścią serwisu Curiosity Stream – VOD z filmami dokumentalnymi.
Oczywiście żaden z tych konkurentów nie jest w stanie zagrozić pozycji YouTube’a przy jego obecnej skali. Jednakże odpływ najbardziej wartościowych twórców z platformy może w perspektywie czasu sprawić, że tym bardziej nikt nie będzie chciał za nią płacić.
W czym tak naprawdę tkwi problem?
Dlaczego Facebook i Instagram nie są jeszcze zamknięte za blokadą finansową? Bo wstępne badania wśród użytkowników pokazały, że… nikt by nie zapłacił. Nikt nie chce płacić za serwisy, których używa miliard użytkowników z całego świata! Znakomita większość respondentów nie uważa Facebooka i Instagrama za produkty na tyle użyteczne, by za nie płacić. A może też po części… przywykliśmy do nich tak bardzo, stały się tak integralną częścią naszego internetowego jestestwa, że po prostu traktujemy je jako coś oczywistego. Coś, za co się nie płaci.
Niestety wygląda na to, w podobnej sytuacji jest YouTube. Skoro YouTube tak nachalnie wciska nam reklamy, oznacza to tylko jedno – Premium się nie przyjęło. Nie mamy na to twardych statystyk, oczywiście, bo YouTube takowych nie udostępnia, ale łatwo dodać dwa do dwóch.
Osobiście nieco się dziwię, że nikt nie chce płacić za YouTube’a. Sam wynoszę z serwisu naprawdę wiele. Zwykle mówi się o „uniwersytecie YouTube’a” w sposób pejoratywny, ale dla mnie to prawdziwa kopalnia wiedzy, za którą… pewnie w końcu i tak zapłacę, skoro YouTube nie pozostawia mi żadnego innego wyjścia.
Wartościowe treści to jednak zaledwie promil ogólnej zawartości YouTube’a. Spośród setek milionów godzin wideo uploadowanych do serwisu każdego dnia większość stanowią filmiki o niczym, a też te co bardziej popularne „jakościowe treści” to zazwyczaj pseudo-śmieszne wyzwania pt. „czy YouTuber X wypije wodę z kibla [NIE UWIERZYSZ, JAK SMAKUJE]”.
W skali micro YouTube (podobnie zresztą jak Facebook i Instagram) mogą być źródłami wiedzy i rozrywki na naprawdę wysokim poziomie. W skali macro jednak… to po prostu rynsztok, za który nikt normalny nie zapłaci.
Moja propozycja: YouTube Premium jako osobny serwis.
Drogi YouTubie, mam propozycję. Zrób z Premium zupełnie osobną sekcję swojego serwisu. Taką, gdzie twórcy będą weryfikowani przed przyłączeniem. Gdzie nie będzie patostreamerów, „czelendży” i nagrań z wideorejestratorów, ale wyłącznie treści najwyższej jakości od najlepszych twórców.
Niech istnieją obok siebie dwie wersje serwisu: jedna zapaćkana reklamami i jedna, za którą trzeba będzie zapłacić, ale która w zamian odfiltruje cały ten syf, przez który YouTube ma dziś tak wielki problem z przekonaniem ludzi, że warto za niego płacić.
Za to zapłacę z pocałowaniem ręki. Za serwis bez reklam, z odtwarzaniem w tle, gdzie obejrzę filmy od najlepszych twórców publikujących na YouTubie.
Dopóki jednak w ramach YouTube Premium będę oglądał tę samą zakładkę „na czasie”… nawet jeśli zapłacę, nie zrobię tego z przyjemnością.