Football Manager to nie gra, to życie
W swoim życiu napisałem sporo słabych tekstów, wiele średnich, dużo dobrych i kilka wybitnych.
Gdybym został zapytany o mój ulubiony tekst z Bezprawnika, pewnie wskazałbym polemikę z Marysią Sadowską, gdzie rozprawiam się nie tylko z mitami na temat ACTA 2, ale też tym dlaczego artyści mają niskie emerytury czy generalnie kwestią wartości rynkowej muzyki w XXI wieku. To taki tekst z gatunku tych, gdy nawet najwięksi przeciwnicy piszą "no, tym razem mu się udało".
Oczywiście, pewnie po namyśle sprostowałbym swój wybór na przykład na tekst o tym, jak napisała do mnie Anna z Warsaw Media House. Albo artykuł o tym, jak po tym tekście, Cisowianka zwolniła tę przegenialną agencję. A może wskazałbym jeszcze kilka, jeśli nie kilkanaście innych felietonów?
Jeśli chodzi o Spider's Web, wybór jest zdecydowanie prostszy. Gdybym miał komuś pokazać czym jest dla mnie Spider's Web i czym ja jestem dla tego serwisu, odesłałbym go do tekstu Jak w trzy sezony zostać królem Europy? Poradnik dla początkujących menedżerów piłkarskich. Może nie był to mój najważniejszy, ani nawet najmądrzejszy tekst w serwisie, ale za to mój ulubiony.
Opisałem tam w formie czegoś na kształt opowiadania moją krótką karierę w jednej z minionych części Football Managera. Takich opowieści było jednak w moim życiu wiele, ponieważ to już będą ze dwie dekady, kilka tysięcy godzin, jak co roku, najdalej raz na dwa lata, zaczynam od nowa nową przygodę i staram się potem pamiętać jej strzępy, trofea i przede wszystkim - nazwiska.
Dopiero niedawno, w przypływie odpowiedzialności, definitywnie wykasowałem sejwy z mojego Football Managera 2019, gdzie po siedmiu sezonach spędzonych we Florencji (6x Serie A, 3x Liga Mistrzów) na trzynaście lat przeniosłem się do czerwonego Manchesteru, zdobywając 12x Premier League, 12x Ligę Mistrzów, wyprzedając równocześnie niemal co sezon piłkarzy o wartości ponad pół miliarda euro, tworząc rezerwę budżetową liczoną w miliardach euro (parszywie rozkradaną na dywidendy) i zasilając budżet Zjednoczonego Królestwa tak intensywnie, że to na powrót kupiło sobie Indie.
Wspaniała przygoda, ale to nie tylko moja przygoda. Jest na świecie, w tym również w Polsce, grupa ludzi, na których tego typu historie nie robią większego wrażenia - sami przeżywają i tworzą je co kilka lat w swoich nie mniej imponujących karierach. "Football Manager to moje życie" to książka o mnie. I, skoro dotarłeś do tego akapitu, najprawdopodobniej także o Tobie. Skoro mogą powstawać książki o Minecrafcie, to zapewniam, że Football Manager nie powinien mieć w tej materii absolutnie żadnych kompleksów.
Był kiedyś taki dowcip: co zabrałby Mateusz Borek na bezludną wyspę? Odpowiedź brzmiała: żel, Romana Kołtonia i żel dla Romana Kołtonia. Ale żart ten być może błędnie zakładał, że znany mejwen nie zna serii Football Managera. A w takiej sytuacji odpowiedź musiałaby być inna. Football Manager sprawia, że nie przeraża nawet filozoficzno-religijna koncepcja życia wiecznego.
Bo nie istnieje taki zasób czasu, którego gra Sports Interactive nie jest w stanie zagospodarować. Nasza kariera, jako menedżera, to jedno. Ale są przecież nasi chłopcy. Wyszukiwani na afrykańskich wioskach, wygrzebywani w drugiej lidze Serbii lub wprowadzani za rękę do świata wielkiego futbolu prosto ze szkółki - choć asystenci kiwają głowami nie dostrzegając przy niskim potencjalne, ukrytej obsesji zdobywania bramek z niczego. Pamiętam każdego z nich, jeśli tylko dał mi powody, by o sobie pamiętać.
Nie przytoczę z pamięci składu Chelsea z finału Ligi Mistrzów 2012, ale przytoczę skład mojego Glasgow Rangers z Football Managera 2012. Z najmniejszymi szczegółami. Tym jest właśnie Football Manager. I my to rozumiemy, choć wyjaśnienie innym na czym polega ta rujnująca związki lub kariery obsesja "Excela", może być zadaniem niewykonalnym, nawet jeśli poprosimy Zarząd o dodatkowy czas na przebudowanie społecznego odbioru gry w tabelki ze statystykami.
Nakładem wydawnictwa SQN do sprzedaży trafia właśnie sentymentalna literacka podróż po kartach wielkiej piłki, tej wirtualnej, ale wcale nie mniej poważnej od tego, co na co dzień widzimy na ekranach telewizorów. Jesteśmy jej patronami, a tutaj możecie ją kupić wraz zestawem gadżetów. Autorzy przedstawiają kulisy powstawania kultowej produkcji, wspominają naiwniaków, którzy dziś nie zarabiają na wydawaniu tego tytułu kroci i wspominają - jak mogliby nie wspominać - niespełnione talenty, z Freddym Adu na czele. Są jednymi z nas. Oni rozumieją.