Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści, czyli fabularny Gwint, debiutuje na Switchu. Szkoda, że o miesiąc za późno
Gra o tytule Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści trafiła na konsolę Nintendo Switch. Szkoda tylko, że CD Projekt RED premierą Thronebreakera, czyli fabularnego Gwinta, się niemal nie chwali. Firma przegapiła też najlepszy moment na premierę.
Wiedźmin 3 na Switcha, pieszczotliwie nazywany Switcherem, nie jest już jedyną grą CD Projekt RED na konsole marki Nintendo. Do oferty producenta w sklepie eShop w cenie 79,99 zł dołączyła właśnie gra Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści, którą na anglojęzycznych rynkach zatytułowano Thronebreaker: The Witcher Tales.
Wojna krwi oczywiście nie jest nową grą, ale jeśli jej nie kojarzycie, to nic dziwnego. Premiera w 2018 r. na pecetach oraz późniejsza reedycja na konsolach przeszły bez większego echa. O tym, że spin-off serii The Witcher, czyli Thronebreaker od CD Projekt RED trafił na Switcha, dowiedziałem się przypadkiem z Twittera od innych graczy.
To nie pierwszy raz, gdy CD Projekt RED niemal w ogóle nie chwali się grą przed premierą i nie generuje szumu w social media.
W ostatnich latach największe emocje spośród gier tego polskiego studia budzi oczywiście Cyberpunk 2077. O premierze gry The Witcher 3: Wild Hunt na konsoli Nintendo Switch oraz gościnnych występach Geralta w SoulCalibur VI i Monster Hunter: World huczał cały internet, a nie tylko moja bańka.
Mam przy tym wrażenie, że Thronebreaker będący dla niego bazą Gwint otrzymują znacznie mniej uwagi ze strony działu marketingu CD Projekt RED oraz samych graczy. A szkoda, bo obu tym grom, a zwłaszcza pierwszej i zapewnie ostatniej odsłonie serii The Witcher Tales, naprawdę warto poświęcić sporo uwagi.
Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści to gra RPG wręcz skrojona na potrzeby Switcha.
Nie jest to bowiem tytuł z kategorii AAA, a pod względem mechaniki i oprawy graficznej przypomina… typowe indyki. Z początku Thronebreaker miał być zresztą jedynie kampanią w wieloosobowej grze karcianej, ale w toku prac ten dodatek urósł na tyle, że zdecydowano się na samodzielną dystrybucję.
Miałem okazję ogrywać pierwsze Wiedźmińskie opowieści przed premierą wersji na pecety i bardzo miło to wspominam. Spodziewałem się kilku starć z botami połączonych skleconą naprędce narracją. Zamiast tego dostałem RPG-a i pojedynki z mnóstwem niebanalnych modyfikatorów oraz wielowątkową historię.
Za scenariusz Thronebreaker: The Witcher Tales odpowiadają scenarzyści gry Wiedźmin 3: Dziki Gon.
Nie dziwię się, że CD Projekt miał nadzieję na to, że zrobi z Wiedźmińskich opowieści serię i cyklicznie będzie wypuszczał nowe przygody na tym samym silniku. Tak się jednak nie stało — a przynajmniej nie na pecetach i na stacjonarnych konsolach, które nie okazały się łaskawe nawet dla wieloosobowego Gwinta.
Mam wrażenie, że CD Projekt poza tytułami z kategorii AAA grami z serii Wiedźmin nie miał do tej pory szczęścia, jeśli chodzi o wybór platform docelowych. Z jakiegoś powodu Gwint trafił najpierw na pecety, a później na stacjonarne konsole, a nie na urządzenia mobilne, gdzie miał największy potencjał.
Na premierę Gwinta na iOS-a czekaliśmy w rezultacie kilka lat.
Z miejsca się okazało, że udana wersja mobilna jest znacznie bardziej dochodowa niż karcianka w modelu free-2-play na konsolach podpinanych do telewizora. Zaskoczenia nie było, a sam przewidywałem to już 3 lata temu. Niestety i tutaj CD Projekt RED popełnia błędy i ciągle nie da się odpalić mobilnego Gwinta poza iPhone’ami i iPadami.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że CD Projekt RED, chociaż jest na ostatniej prostej przed premierą Cyberpunk 2077 — a ta została ostatnio niestety opóźniona — znajdzie na tyle dużo mocy przerobowych, by przeportować Gwinta na smartfony i tablety z Androidem. Mogłoby to ten jak dotąd niszowy tytuł uratować.
Jeśli zaś chodzi o serię Wiedźmińskie opowieści, to Nintendo Switch jest dla nich ostatnią szansą.
Również i tutaj premiera nastąpiła jednak później, niż można było tego oczekiwać. Może dziwić, że w pierwszej kolejności CD Projekt RED postawił na konsoli Nintendo na Switchera, a nie na The Witcher Tales, które wydawały się rozsądniejszym wyborem na Switchu, ale firma nadrabia wreszcie zaległości.
Możliwe, że tytuł, który nie został doceniony na pecetach i konsolach, trafi w gusta fanów Nintendo i wreszcie otrzyma od graczy trochę miłości. Jest na to spora szansa, bo Thronebreaker był już wcześniej przystosowany do obsługi za pomocą pada, a mówione dialogi nie są tutaj clou rozgrywki i można grać poza domem bez słuchawek.
Niestety nawet najlepsza gra nie poradzi sobie w dzisiejszych czasach bez odpowiedniej promocji, a z tą na ten moment jest tak sobie. Szkoda też, że studio CD Projekt RED nie wyrobiło się z premierą Gwinta na Androida oraz Wojna krwi na Switcha na koniec grudnia ubiegłego roku, gdy debiutował serial Netfliksa…