REKLAMA

Fabularna kampania Gwinta to uzależniający RPG. Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści - recenzja

Zbierzcie się w kółku i weźcie do ręki kufle z zimnym trunkiem. Spędziłem bite 20 godzin w świecie Wiedźmina i najwyższa pora opowiedzieć, jak wypadła gra Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści.

wojna krwi wiedzminskie opowiesci thronebreaker the witcher tales recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Deweloperzy z CD Projekt RED odpowiedzialni za serię Wiedźmin pracują teraz nad nową grą AAA, którą jest Cyberpunk 2077. Minie jednak jeszcze co najmniej rok, zanim tytuł traktujący o futurystycznej dystopii trafi na sklepowe półki.

Jego twórcy chcą umilić fanom czas oczekiwania zupełnie nową produkcją osadzoną w uniwersum Wiedźmina. Jest nią Thronebreaker: The Witcher Tales, która na polskim rynku zadebiutuje pod tytułem Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści.

To klasyczna gra RPG, w której potyczki prowadzi się z użyciem kart.

Thronebreaker zaczął swój żywot jako kampania fabularna do Gwinta, który jest online’ową karcianką CD Projekt RED. Ta z kolei powstała jako rozwinięcie aktywności pobocznej dla Geralta z gry Wiedźmin 3: Dziki Gon. Z początku myślałem, że nowa opowieść będzie tylko pretekstem, by gracz mógł poprowadzić serię pojedynków z botami. Nic bardziej mylnego.

W świecie gry na przestrzeni ostatniego tygodnia spędziłem ponad 20 godzin. Zarwałem ładnych kilka nocy, bo nie mogłem się doczekać, aż poznam dalsze losy głównej bohaterki i jej towarzyszy. Udało mi się przejść wątek główny i większość zadań pobocznych, aczkolwiek ekrany podsumowujące kolejne rozdziały wskazywały na to, że i tak nie odkryłem wszystkiego.

Thronebreaker The Witcher Tales Wojna Krwi Wiedźmińskie opowieści Gwint class="wp-image-810607"

Na początku postawmy sprawę jasno: Thronebreaker nie jest dodatkiem do gry Wiedźmin 3: Dziki Gon.

Wojna krwi to zupełnie nowa gra na nowym silniku. Przypomina bardziej indyki niż typowe AAA. Umowny świat prezentowany jest w rzucie izometrycznym, a plansza, po której porusza się awatar gracza symbolizujący całą armię, przypomina animowany obraz olejny. Cała gra utrzymana jest w takiej nietypowej, acz ślicznej stylistyce. Umowność jest tu zresztą słowem-kluczem.

Jeśli miałbym Wojnę krwi przyrównać do innej gry, byłoby to Heroes of Might and Magic. Podobieństw jest wiele - od świata gry pełnego symboli, a nie realistycznych modeli, po turową walkę, na możliwościach rozwoju swojego obozu kończąc. Do tego dodano wciągającą fabułę i charakterystyczne dla serii Wiedźmin wybory moralne i doprawiono to mechaniką walki opartą o karty.

Główną bohaterką gry Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści jest Meve, królowa Lyrii i Rivii.

Gracz kieruje losami władczyni przyszywanej ojczyzny Geralta podczas inwazji Nilfgaardu na Królestwa Północy. Podróżując przez kolejne krainy rodem z prozy Sapkowskiego, Meve walczy z najeźdźcą, zawiera sojusze i spotyka na swojej drodze kolejne postaci. Pojawiają się zadania poboczne, które można wykonać na kilka różnych sposobów. Do tego dochodzą liczne zwroty akcji.

Thronebreaker The Witcher Tales Wojna Krwi Wiedźmińskie opowieści Gwint class="wp-image-810574"

Mapy są zgrabnie kamuflującymi się korytarzami z licznymi odnogami. Gracz miarowo czyści je z zasobów i wrogów - zarówno wrogich oddziałów, jak i potworów. Co jakiś czas grę przerywają naprawdę zróżnicowane zdarzenia losowe. Jedną z aktywności gracza jest kolekcjonowanie złota, drewna i rekrutów. Pozyskane środki może wykorzystać do ulepszania swojego obozowiska, rozwiązywania zadań i do tworzenia nowych jednostek.

Sercem gry są pojedynki na karty.

W podstawowej wersji są to starcia rodem z online’owego Gwinta po aktualizacji Homecoming, ale zdarzają się też scenariusze ze specjalnymi modyfikatorami. Podczas rozgrywki na planszy pojawiają się podczas nich dodatkowe karty, zaprojektowane z myślą o Wojnie krwi, a przeciwnik ma specjalnie dobraną talię pełną jednostek niespotykanych w trybach online.

Trzecim typem starć są zagadki logiczne. Gracz dostaje predefiniowany zestaw kart i musi zrealizować określony cel. Często, by przejść dalej, trzeba zagrać nimi oraz użyć umiejętności specjalnych w odpowiedniej kolejności. W ten sposób zwykle prezentowane są walki z potworami, gdzie np. jedna karta przeciwnika może być głową stwora, a inna jego skrzydłem.

Thronebreaker The Witcher Tales Wojna Krwi Wiedźmińskie opowieści Gwint class="wp-image-810592"

Wojna krwi wbrew obawom nie nuży powtarzalnością rozgrywki.

Zwiedzanie mapy wydawało się z początku monotonne, ale tak naprawdę na każdym kroku, zwłaszcza w kolejnych rozdziałach, na gracza czekają niespodzianki, które rozbudowują tzw. lore. A to wygrzebany z kufra list od wrogiego komendanta, który wyjaśnia, dlaczego okoliczny las został wykarczowany, a to grupa wieśniaków, która świętuje właśnie wesele, a to jakaś kopalnia, z której można wyciągnąć skarby.

W przypadku potyczek z użyciem kart też trudno narzekać na nudę, bo w zasadzie każdy pojedynek jest inny. Stosowanie tej samej taktyki i talii przez całą grę w moim przypadku nie było możliwe. Twórcy gry przygotowali masę modyfikatorów, dzięki czemu klasyczne pojedynki przypominające rozgrywkę multiplayer z botami są raczej ewenementem niż standardem.

Do tego gracz co chwila odblokowuje nowe karty.

Co prawda jak to zwykle w karciankach bywa, wiele z nich to zapychacze, które pod kątem mechaniki nie wnoszą nic specjalnego, ale na graczy i tak czeka kilkadziesiąt wirtualnych kartoników. Szkoda tylko, że za każdym razem przy zmianie taktyki trzeba mozolnie od zera budować talię i nie można zapisać wybranych układów, by się między nimi przełączać jednym kliknięciem.

Thronebreaker The Witcher Tales Wojna Krwi Wiedźmińskie opowieści Gwint class="wp-image-810583"

Cieszy natomiast to, że zdobywanie (i tracenie!) nowych kart jest uzasadnione fabularnie. Najsilniejsze jednostki ze złotą obwódką to często bohaterowie, którzy towarzyszą Meve podczas jej podróży. Jeśli w wyniku podjętych wyborów taki bohater postanowi opuścić gracza - albo straci dla niego przez niego głowę, trzeba się z taką silną jednostką na stałe pożegnać.

Historia w Wojnie krwi naprawdę mnie wciągnęła.

Z początku nie mogłem się przekonać do mechaniki rozgrywki i wydawało mi się, że wybory fabularne są czysto kosmetyczne, ale to wrażenie na szczęście minęło. Rozgrywka co prawda jest liniowa i prowadzi gracza przez kolejne rozdziały wytyczoną uprzednio ścieżką, ale im dalej w las, bagno i śnieg, tym bardziej odczuwalne były efekty podejmowanych decyzji. Epilog był szalenie satysfakcjonujący.

W toku rozgrywki uświadomiłem też sobie, że wysokobudżetowe gry akcji z elementami RPG w formule open-world nieco wypaczyły to, czym są tak naprawdę gry w odgrywanie ról. Wojna krwi zachęca właśnie do tego, by postawić się na miejscu królowej Meve i postępować tak, jak w naszym mniemaniu bohaterka by postępowała - razem z całym dobrodziejstwem inwentarza, jaki to niesie.

Thronebreaker The Witcher Tales Wojna Krwi Wiedźmińskie opowieści Gwint class="wp-image-810562"

Pod tym względem Wojna krwi przypomina mi produkcje 11 bit studios.

W grach takich jak This War of Mine czy Frostpunk od konkurencyjnego studia świat przedstawiony też jest umowny, a na pierwszy plan wysuwa się zarządzanie zasobami oraz podejmowanie niejednoznacznych wyborów moralnych. Wojnie krwi w praktyce pod względem mechaniki bliżej w sumie do nich niż do Wiedźmina, z którym Thronebreaker dzieli uniwersum.

Ta umowność nie oznacza oczywiście, że gra jest brzydka. Chociaż gra polega na wykładaniu kolejno wirtualnych kartoników symbolizujących jednostki, to okraszono je mnóstwem animacji i efektów dźwiękowych. Po każdym ruchu słychać kwestię żołnierza albo szczęk oręża. Podczas pojedynków fabularnych Meve i jej towarzysze często komentują sytuację na planszy.

Jestem jednak przekonany, że Thronebreaker nie spodoba się wszystkim fanom Wiedźmina.

Gracze, którzy pokochali trylogię CD Projekt RED za możliwość zwiedzania otwartego świata w trójwymiarze i zręcznościową walkę z potworami w czasie rzeczywistym, mogą być po instalacji Wojny krwi zdziwieni. Jeśli jednak istotniejsza była dla nich historia i otoczka od sposobu prezentacji świata, to pierwszy rozdział Wiedźmińskich opowieści może okazać się strzałem w dziesiątkę.

Thronebreaker The Witcher Tales Wojna Krwi Wiedźmińskie opowieści Gwint class="wp-image-810595"

Starsi stażem fani twórczości Sapkowskiego pewnie zresztą pamiętają, że kilka dekad temu do sklepów trafiła papierowa gra RPG inspirowana przygodami Geralta z Rivii. Nazwano ją Wiedźmin: Gra wyobraźni, a właśnie ta wyobraźnia w Thronebreakerze jest kluczowa. Przed każdym pojedynkiem klimat zostaje zarysowany książkowym opisem, a narrator to taki mistrz gry.

Wojna krwi nie jest jednak grą idealną.

Podoba mi się pomysł na rozgrywkę i oprawa audiowizualna, w tym klimatyczna muzyka przygrywająca w tle, ale kilka rzeczy mnie podczas zabawy uwierało. Grałem co prawda w wersję jeszcze przed ostatnim patchem, a na większość błędów albo graficznych artefaktów przymknąłem oko, ale spory problem sprawiała mi obsługa interfejsu za pośrednictwem kontrolera.

Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści zadebiutuje na komputerach osobistych już w najbliższy wtorek, 23 października 2018 roku. Na konsole PlayStation 4 i Xbox One trafi dopiero 3 grudnia, ale już teraz w wersji pecetowej awatarem można poruszać się za pomocą pada. Niestety czasem w menu obozowiska znika kursor, którym steruje się za pomocą gałki analogowej. Pomaga tylko restart gry.

Thronebreaker The Witcher Tales Wojna Krwi Wiedźmińskie opowieści Gwint class="wp-image-810592"

Oprócz tego mógłbym ponarzekać nieco na fakt, że gra nie karze gracza za przegrane potyczki.

Przed każdym starciem gra jest zapisywana i można podchodzić do niego tyle razy, ile graczowi się podoba. Przegranie go nie powoduje utraty zasobów, a po wygranej zawsze wojsko gracza jest silniejsze, bo pokonana armia zostawia złoto i drewno. W rezultacie na dwa rozdziały przed końcem gry miałem już w pełni rozbudowane obozowisko, talię dokładnie taką, jak chciałem mieć, a ze złotem w skarbcu nie było już co robić.

Możliwe jednak, że wybrałem po prostu zbyt niski poziom trudności, który nie wymagał craftowania zbyt wielu kart. Co prawda nie zdecydowałem się na ten najniższy, gdzie po jednej próbie można starcia pominąć - służy on odkrywaniu historii bez przejmowania się mechaniką - tylko średni, ale gra i tak była nieco za łatwa. Jeśli gracie w Gwinta online, a w trzecim Wiedźminie wygraliście ostatni turniej, to w Thronebreakerze idźcie na całość.

Szkoda też, że nie ma możliwości innego zapisu rozgrywki niż poprzez nadpisanie poprzedniego save’a.

Nie da się przez to w prosty sposób sprawdzić, jakie są konsekwencje podjęcia innych wyborów fabularnych bez ponownego przechodzenia gry. Zdaję sobie sprawę, że to sposób studia na zachęcenie graczy, by spędzili z Wojną krwi nieco więcej czasu, a gra wydawała się dłuższa, ale gracze, którzy chcieliby poznać grę od podszewki, mogą być tym nieco rozczarowani.

Thronebreaker The Witcher Tales Wojna Krwi Wiedźmińskie opowieści Gwint class="wp-image-810598"

Taki ruch jest też o tyle dziwny, że Thronebreaker krótką grą bynajmniej nie jest. A jeśli ktoś będzie chciał zagrać ponownie, to i tak to zrobi. Kampanię kończyłem goniony przez termin embargo i większość linii dialogowych pomijałem - szybciej czyta się opisy niż słucha lektora i aktorów - a i tak zajęło mi to 20 godzin z okładem. Jak na tryb singleplayerowy z wieloosobowej gry karcianej, jest naprawdę przyzwoicie.

Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści może być początkiem świetnej serii.

REKLAMA

Wypuszczenie gry z takim podtytułem sugeruje, że to tylko pierwsza z historii, jaka może zostać przedstawiona w tej formie. Przedstawiciele firmy w rozmowie nie wykluczali zresztą tego scenariusza. Zaznaczali jednak, że historia Meve jest skończona i zamknięta, ale powstanie kolejnych gier z cyklu The Witcher Tales zależy już od tego, jak gracze najnowszą wiedźmińską produkcję przyjmą.

Mam ogromną nadzieję, że tytuł odbiorcom do gustu przypadnie, bo bawiłem się przy nim wyśmienicie. Raz jeszcze kampanii z Meve w roli głównej przechodzić nie zamierzam, bo i tak mam już za dużą kupkę wstydu, ale kolejna gra na tym samym silniku z innym bohaterem w roli głównej? Z pewnością by mnie zainteresowała. Świat, z którego pochodzi Geralt, jest w końcu kopalnią scenariuszy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA