To nie jest kampania Gwinta, a rasowe RPG z Wiedźminem w tle. Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści - pierwsze wrażenia
Zbliża się premiera Thronebreakera, nowej gry w świecie Wiedźmina od CD Projekt RED. Wojna krwi to rasowy RPG, któremu bliżej do Heroes of Might and Magic niż do Gwinta, z którym dzieli tylko wybrane elementy mechaniki. Mieliśmy już okazję w nią zagrać.
Gwint był pierwotnie karcianką w uniwersum Sapkowskiego, którą studio CD Projekt RED opracowało na potrzeby gry Wiedźmin 3: Dziki Gon jako jedną z aktywności pobocznych dla Geralta. Okazała się na tyle wciągająca i popularna, że twórcy postanowili wydać jej sieciową wersję na komputery i konsole.
Jak na razie gracze mogą bawić się przy Gwincie w wersji beta, który niedawno doczekał się zapowiedzi gruntownego odświeżenia w ramach projektu Homecoming. Od samego początku twórcy planowali też do Gwinta dodać kampanię fabularną, która w toku produkcji wyewoluowała w osobny byt o nazwie Wojna krwi.
Dzięki temu dostaliśmy zupełnie nową grę RPG, która pozwoli nam powrócić do świata Geralta z Rivii.
CD Projekt RED nie planuje już wydawać kolejnych dodatków do gry Wiedźmin 3: Dziki Gon, chociaż fani z pewnością by się za takowe nie obrazili. Kolejnym głośnym tytułem AAA w portfolio polskiej firmy będzie futurystyczny Cyberpunk 2077. Nie oznacza to jednak, że ze światem Wiedźmina się żegnają.
Dowodem na to jest właśnie Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści, dystrybuowana na anglojęzycznych rynkach jako Thronebreaker: The Witcher Tales. Czeka nas nowa przygoda w regionach, których wcześniej na ekranie komputerów i konsol nie oglądaliśmy. Z bohaterami, o których słyszeliśmy wcześniej tylko przelotnie.
CD Projekt RED bardzo duży nacisk kładzie na to, by nie utożsamiać Wojny krwi z sieciowym Gwintem.
Przedstawiciele firmy podkreślali to na każdym kroku podczas spotkania w swojej warszawskiej siedzibie. Po kilku minutach spędzonych z grą zrozumiałem dlaczego. Można było spodziewać się kampanii fabularnej, która będzie tylko pretekstem, by rzucać gracza do kolejnych starć z botami. Nic z tych rzeczy.
Wojna krwi jest RPG-iem, w którym gracz kieruje królową Lyrii i Rivii, Meve. Gra osadzona jest fabularnie podczas inwazji Nilfgaardu na Królestwa Północy w 1267 roku. Pierwszym zadaniem gracza jest rozwiązanie problemów trapiących okoliczną ludność i walka z potworami, by potem - jak zakładam - odeprzeć najeźdźcę.
Akcja w Thronebreaker przedstawiona jest w rzucie izometrycznym.
Gracz porusza się po umownej planszy za pomocą klikania lewym przyciskiem myszy w grunt, a ręcznie rysowana mapa przypomina obraz olejny. Pełna jest postaci niezależnych, z którymi można prowadzić dialogi. Interfejs jest dość umowny, ale przygotowany został bardzo starannie i ma w sobie mnóstwo klimatu.
Gra rozpoczyna się w momencie, gdy Meve wraca z narady władców północy do domu. Dowiaduje się, że na jej ziemie najechali zbójcy, których zaczyna gonić. Po klimatycznym intro i kilku dialogach gracz dostaje kontrolę nad jej awatarem symbolizującym armię i zaczyna się właściwa rozgrywka.
Wojna krwi od razu przypadła mi do gustu, bo przypomina nieco kultowe Heroes of Might and Magic.
Nie ma tutaj co prawda podziału na tury, ale gracz porusza się po umownej mapie pełnej symboli. Aby wzmocnić armię królowej, trzeba wykonywać misje i zbierać zasoby: drewno, złoto i rekrutów. Meve ma też do dyspozycji mobilną siedzibę - w każdej chwili gracz może bowiem rozbić obóz.
W tym obozie trzeba rozbudowywać kolejne budynki, co pozwala zdobyć coraz to lepsze jednostki do prowadzenia kolejnych starć. Znajduje się tutaj między innymi warsztat, namiot treningowy dla żołnierzy oraz karczma, w której pojawiają się bohaterowie niezależni.
Tak naprawdę na pierwszy rzut oka wcale nie widać, by Thronebreaker miał cokolwiek wspólnego z Gwintem.
Genezę gry widać po rozpoczęciu starcia. Walki prowadzone są z użyciem kart. Z początku gracz otrzymuje predefiniowaną talię, a gra w ramach samouczka prowadzi go za rękę, ale w toku rozgrywki można swoją armię rozbudować o kolejne wirtualnej kartoniki symbolizujące coraz silniejsze jednostki.
Oprócz kart znanych z Gwinta w Wojnie krwi dostępne będą też takie przygotowane głównie z myślą o kampanii, które nie sprawdziłyby się w rozgrywkach multiplayer. Wszystko dlatego, że walki są częścią scenariusza, a starcia fabularne rządzą się własnymi zasadami.
Trzeba podkreślić, że Wojna krwi to coś zupełnie innego niż Gwint z botami.
Tylko niektóre pojedynki polegają na pokonaniu przeciwnika na online’owych zasadach. Wiele z nich to z kolei oskryptowane wydarzenia, w których trzeba osiągnąć konkretne cele. Na pokazie miałem okazję rozegrać kilkanaście walk, a każda kolejna była inna od poprzedniej. To bardzo miłe zaskoczenie.
Zadania podczas starć są różnorodne. Czasem wymagana jest likwidacja konkretnej karty przeciwnika symbolizującej powóz zbójów ze złotem przed upływem określonej liczby tur, a czasem walczymy z lawiną i trzeba bronić kartę Meve przed poruszającymi się w dół planszy kartami, które symbolizują… kamienie.
W świecie Wiedźmina nie zabrakło też potworów.
Na początku gry Meve ściga zbójców, którzy rozpanoszyli się na włościach pod jej nieobecność. Na jej drodze stają czasem znane z sagi o Wiedźminie potwory. Geralta ani jego druhów nie ma pod ręką, więc Meve wysyła swoich żołnierzy, którzy muszą uważać, bo np. słabe karty z jajkami potrafią zmienić się w groźne bestie.
Niektóre starcia są też napisane tak, by nie dało się ich wygrać na początkowym etapie rozgrywki. Wojna krwi zachęca w ten sposób gracza, by wracał do odwiedzonych uprzednio fragmentów mapy. Na szczęście dostępny jest system szybkiej podróży, a umożliwiające ją drogowskazy są gęsto rozsiane po mapie.
Jeszcze inaczej wyglądają starcia z bossami.
W pierwszej takiej potyczce gracz musi wykładać karty tak, by obok karty symbolizującej herszta bandy, która w dodatku losowo migruje między rzędami, pojawiła się jednostka od niego silniejsza. W tym scenariuszu to jedyny sposób na zadanie oponentowi obrażeń, który wymaga stosowanie zupełnie innej taktyki.
Sprawę utrudnia nieco fakt, że przeciwnik co turę wykłada swoje karty i podgryza jednostki gracza. Dzięki umiejętnościom specjalnym sytuacja na polu bitwy zmienia się jak w kalejdoskopie. Na szczęście Wojna krwi daje wiele sposobów na wzmocnienie jednostek i wygrałem bez większych przeszkód.
Do nieoczywistej mechaniki dochodzi też warstwa fabularna.
CD Projekt RED chwali się, że Wojna krwi to zabawa na około 30 godzin, a przy pisaniu scenariusza brali udział ludzie odpowiedzialni za Dziki Gon. W toku kampanii gracze będą mogli podejmować wybory fabularne, które mają wpłynąć na przebieg i finał opowiadanej historii, prowadząc do jednego z 20 zakończeń.
Gracz sam może zdecydować, jak potraktować kmiotków, którzy ukryli zbójców, albo ludzi, którzy rozpoczęli w miasteczku burdy na tle rasowym. Oprócz zmian w historii, podjęte wybory wpływają na ilość zdobywanych surowców oraz na morale armii. Podążanie ścieżką prawości może okazać się bardzo kosztowne…
Na oklaski zasługuje też oprawa audiowizualna Wojny krwi.
Mapa, po której porusza się awatar gracza, nie jest może tak czytelna, jak bym tego oczekiwał, ale wygląda za to prześlicznie. Ekran starć jest zaś istnym majstersztykiem, a na pole bitwy spoglądają trójwymiarowi dowódcy, którzy wodzą oczami za kursorem myszy. Uwielbiam w grach takie detale.
Bohaterowie i potwory widoczni na kartach też bywają trójwymiarowi i animowani. Nie zabrakło dodatkowych efektów podczas używania umiejętności specjalnych i wydawania rozkazów, a chociaż gra polega na wykładaniu kart, pole bitwy tętni życiem. Przynajmniej do momentu, gdy pożoga nie spali większości jednostek…
Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści lada moment trafi na sklepowe półki.
Dobrą wiadomością jest też to, że Wojna krwi: Wiedźmińskie opowieści oferuje dwa poziomy trudności. Oprócz normalnego przygotowano też łatwiejszy, który pozwoli ominąć starcia (aczkolwiek dopiero po jednej próbie), by osoby mniej obyte w grach karcianych mogły bezstresowo poznać historię.
Do tego dla osób, które kupią Thronebreakera, przewidziano też bonus w postaci paczki specjalnych kart, które będzie można wykorzystać w online’owym Gwincie. CD Projekt RED obiecuje przy tym, że każdą z tych kart gracze, którzy nie planują zakupu Wojny krwi, będą mogli wycraftować.
Thronebreaker trafił już do przedsprzedaży.
Premiera gry zaplanowana jest na komputerach osobistych na 23 października (tylko w ramach GOG). 4 grudnia pojawi się wersja na konsole (PlayStation 4 i Xbox One). Próbowałem się na miejscu dowiedzieć, co z wersją na Switcha, ale ktoś na pracowników CD Projekt RED rzucił urok i zmusił ich do milczenia w tej kwestii.
Udało mi się natomiast ustalić, że Wojna krwi to zamknięta opowieść o królowej Meve, ale jednocześnie to pierwsza z wiedźmińskich opowieści. Niewykluczone, że jeśli graczom ta formuła przypadnie do gustu, pojawią się kolejne gry na tym samym silniku opowiadające o innych bohaterach.