Zrobili lokalizator dla całej rodziny. iOS? Android? Bez znaczenia
Jeden niewielki lokalizator, który posłuży zarówno osobom korzystającym z iPhone'ów, jak i tym, którzy korzystają ze sprzętów z Androidem? Takie urządzenie trafiło do mnie kilka tygodni temu i właściwie jestem w stanie wskazać tylko trzy wady.

Tym urządzeniem, żeby nie przeciągać, jest TravelTag od marki Xtorm. Przy czym strona producenta sugeruje, że TravelTag to tak naprawdę dwa różne produkty - albo ten, który ja mam, albo taki bardziej kwadratowy. W każdym razie - chodzi o wersję o poetyckiej nazwie XTAG2GA11, której nie należy mylić z XTAG2A0 (tylko iOS) ani XTAG2A1 (tylko iOS, ale breloczek jest czarny)
Xtorm TravelTag - co to dokładnie jest?

Lokalizator, a dokładniej - lokalizator sprzedawany w komplecie od razu z gumową obudową i zaczepem. Z plusów fizycznych - zaczep jest na tyle spory, że udało mi się bez problemu przypiąć go do niemal wszystkiego, do czego chciałem go przypiąć. Gumowa obudowa - którą w razie czego można bez trudu zdjąć - odrobinę pewnie też chroni urządzenie w razie upadków.
Minusy? Jak na urządzenie z napisanym na obudowie "Made for Travel", poziom zbierania zabrudzeń przez gumową obudowę jest niesłychany. Jeśli wrzucicie taki lokalizator do kieszeni spodni czy kieszonki plecaka - doskonale będziecie potem widzieć, co w tej kieszeni czy kieszonce było. Jasne, z daleka tak bardzo nie rzuca się to w oczy, ale "gładkie" lokalizatory tego problemu nie mają.
Xtorm TravelTag faktycznie jest jednak w dużym stopniu "Made for travel".
Aczkolwiek - nie w stopniu perfekcyjnym. Zgodnie ze stroną producenta urządzenie jest "water restistant", co potwierdza spełnienie wymagań normy IP64. Mamy więc całkowitą odporność na pył i ochronę przed "bryzgami wody z dowolnego kierunku".
Sprawdziłem przy tym, czy TravelTag przeżyje przetrzymanie przez tydzień w starym plecaku na dworze - i przeżył. Z drugiej strony - przy tym napisie "Made for travel" wolałbym, żeby mój lokalizator przetrwał nawet zostawienie go na dłużej w najgorszych możliwych warunkach. Tym bardziej, że taką pancerność sugeruje też obudowa i cała otaczająca lokalizator stylówka.
Aczkolwiek - już IP64 jest niezłe, więc zróbmy z tego plusa, ale z ukruszoną jedną kreską.
To, czym TravelTag wygrywa, to jednak coś zupełnie innego.
A dokładniej - współpraca z sieciami lokalizatorów zarówno od Apple'a, jak i Google'a. Nie jest to więc uniwersalność międzyplatformowa bazująca na osobnej aplikacji i potencjalnie osobnej sieci - po prostu możemy z tego urządzenia korzystać w systemowych aplikacjach tu i tu. Z jednym dużym ograniczeniem, ale to za chwilę.
Sam proces łączenia lokalizatora z siecią trwa sekundy i właściwie nie wymaga od nas niczego - poza uruchomieniem odpowiedniej aplikacji na telefonie.
I tak na iOS lokalizator integruje się z usługą Znajdź:

Pozwalając na wszystkie podstawowe akcje, takie jak odtworzenie dźwięku (działa szokująco szybko i jest zaskakująco głośne), wyznaczanie trasy do urządzenia, udostępnianie lokalizacji innym, włączanie powiadomień czy ustawianie statusu na "utracony". Nie ma tu niestety wsparcia dla UWB i ultra precyzyjnego namierzania, ale coś za coś.
Na Androidzie wygląda to natomiast tak:

I podobnie jak w przypadku iOS, również i tutaj możemy sprawdzić lokalizację przedmiotu na mapie, włączyć dźwięk czy udostępnić komuś urządzenie.
Haczyk? Albo to, albo to.

Przez ostatnie tygodnie korzystałem z TravelTaga w różnych warunkach - w domu (serio, przydaje się), jako lokalizator samochodu, jako lokalizator walizki pokonującej kawał kontynentu (w tym w wydaniu ekstremalnym, tj. Ryanairem), jako lokalizacyjne zabezpieczenie torby i plecaka ze sprzętem foto i jako lokalizator do domowych i samochodowych kluczy. W każdym z tych scenariuszy TravelTag spisywał się absolutnie bez zarzutu, po prostu... działając.
Na sprawdzenie tego, czy jedna standardowa "pastylka" bateryjna wystarczy na rok, jest oczywiście zbyt wcześnie, ale przez tych kilka tygodni i w kwestiach energetycznych żadnego problemu nie było.
Jedyne, co trochę smuci - aczkolwiek nie dziwi - to fakt, że owszem, jest to rozwiązanie obsługiwane zarówno przez Androida, jak i iOS, ale nie jednocześnie. W skrócie - jeśli dodamy TravelTaga do Znajdź na iOS, to nie dodamy go już do Androida bez fabrycznego resetu. I w drugą stronę - jeśli Android będzie na początku, to o iOS zapomnijcie. Niestety tak to musi działać.
To co w tym takiego "rodzinnego"?
Głównie to, że TravelTaga opłaca się kupić w pakiecie 3 sztuk. O ile pojedyncza kosztuje jakieś 90 zł, o tyle trzypak można kupić nawet w dużych sklepach za około 180 zł, a czasem nawet trochę mniej. To sprawia, że pojedyncza sztuka robi się rozsądnie tania albo możemy nawet założyć, że jedną dostajemy gratis.
I w takim układzie nie tylko zaczyna mieć to sens, ale jeszcze gwarantujemy sobie, że a) możemy rozdać te lokalizatory po rodzinie, niezależnie od tego, kto z jakiego telefonu korzysta i b) mamy pewność, że nawet jeśli zmienimy system operacyjny, to ten lokalizator z nami zostanie.
A to już całkiem przyjemna świadomość, biorąc pod uwagę, że inaczej zostalibyśmy po prostu ze zbędnym breloczkiem.
Xtorm TravelTag - zalety:
- iOS i Android - w jednym lokalizatorze;
- sensowna gumowa obudowa od razu z zaczepem;
- po prostu działa;
- standardowa bateria, którą łatwo wymienić;
- głośny głośnik;
- odporność na poziomie IP64;
- w trzypaku cena na bardzo przyjemnym poziomie.
Xtorm TravelTag - wady:
- cena pojedynczego egzemplarza mało kusząca - choć nie taka zła, biorąc pod uwagę możliwości;
- Android i iOS nie zadziałają jednocześnie;
- gumowa obudowa piekielnie zbiera wszystkie kłaki i drobinki.







































