Nie testowałem lepszej walizki. Thule Crossover 2 Carry On Spinner - recenzja po dwóch miesiącach
Cztery podróże służbowe i dwa miesiące później mogę powiedzieć wprost, że Thule Crossover 2 to najfajniejsza walizka, jaką kiedykolwiek dostałem na testy. Czy warto jednak wydać na nią 1500 zł?
Walizki lotnicze to taka przedziwna kategoria bagażu. Bo niby wszystkie wyglądają tak samo i robią z grubsza to samo, ale ci, którzy dużo podróżują, zdają sobie sprawę, jak bardzo walizki mogą się od siebie różnić i jak bardzo te różnice są istotne.
Weźmy na tapet dwa inne sprzęty Thule z tej kategorii: sztandarową Thule Revolve i Thule Subterra Carry-on.
To ta pierwsza jest tą droższą i bardziej „premium”, ale tak naprawdę jest… tylko walizką na kółkach. Nie ma nawet żadnych dodatkowych kieszeni czy innych bajerów. Subterra zaś w jednej chwili może się przekształcić z walizki kabinowej bez kółek w torbę naramienną, a nawet w plecak.
Thule Crossover 2 Carry On Spinner leży gdzieś pośrodku.
W swojej formie jest to klasyczna walizka na kółkach o rozmiarach bagażu podręcznego: 35 x 33 x 55 cm.
Ma jednak więcej sprytnych rozwiązań niż Thule Revolve. Podobnie jak wspomniana walizka potrafi się „rozciągnąć” o całe 6 cm, jeśli chcemy zmieścić więcej bagażu, ale ma też wiele przydatnych kieszonek:
- przednią komorę, z oddzielną przestrzenią wydzieloną siatką
- wzmacnianą przegrodę Safe Zone
- podwójnie dzieloną komorę główną
- małe kieszonki w klapach pasków do przytrzymania ubrań
Jak na „zwykłą” walizkę, jest naprawdę nieźle. Thule Crossover 2 nie wygląda przy tym ani jak akcesorium bogatego gentlemana, ani jak torba sportowa. Zamiast tego jej design jest gdzieś pomiędzy walizką biznesową i casualową: pasuje zarówno do lotniskowego Maka, jak i do pawilonu dla lecących klasą biznes.
Thule Crossover 2 pasuje wszędzie nie tylko w kwestii decorum, ale też jakości wykonania. Tak się składa, że miałem przyjemność obserwować na własne oczy, jakim torturom poddawana była ta walizka przed wypuszczeniem do sprzedaży, gdy odwiedziłem fabrykę firmy w Hillerstorp. To produkt z gatunku tych kupowanych raz na całe życie.
Tę jakość czuć nawet przy prozaicznych czynnościach, jak odpinanie zamków, otwieranie przegródek czy zapinanie klipsów w głównej komorze. Mamy do czynienia z produktem premium, nie z walizką jakich wiele, kupioną na wyprzedaży w dyskoncie.
Trzymając się jeszcze jakości wykonania, na słowa pochwały zasługuje rączka. Jej mechanizm działa niezwykle płynnie, jak dobrze naoliwiona maszyna. Rączka jest też bardzo solidna i nie ma obaw, że się złamie, gdy np. będziemy chcieli się o nią oprzeć po wyczerpującym marszu między terminalami na lotnisku we Frankfurcie.
Mieszane uczucia mam natomiast co do kółek. Thule postawiło tu na kombinację dużych kół tylnych i małych kół przednich, dzięki czemu po pochyleniu walizka może przejechać bez problemu nawet przez londyńskie chodniki, których stan miejscami potrafi wzbudzić tęsknotę za polską szkołą układania polbruku. Gorzej natomiast sprawy się mają na idealnie gładkich powierzchniach, np. na lotniskowych podłogach, gdzie puszczona luzem walizka potrafi kręcić piruety, zamiast jechać prosto (tak przynajmniej działo się w moim egzemplarzu).
Co zmieści (a czego nie zmieści) walizka Thule Crossover 2 Carry On Spinner?
Na papierze jej pojemność wypada dość przeciętnie. 35 l to relatywnie niewielka wartość, ale dzięki powiększanej, dzielonej na pół komorze głównej, bez trudu zmieścimy tu ubrania na tygodniowy wyjazd.
W odpinanej sekcji możemy schować np. garnitur, albo wykorzystywać ją do oddzielania rzeczy brudnych od czystych.
Przednie komory bez problemu pomieszczą za to książkę lub czytnik e-booków, gazetę, powerbank, okulary, dokumenty, jakieś drobiazgi, które lepiej mieć pod ręką np. podczas przejścia przez security.
Natomiast nie da się do zewnętrznych komór zmieścić laptopa ani tabletu większego niż 11,6”, nad czym – jako posiadacz Surface’a Pro – wielce ubolewam. Jeśli chcemy przewieźć 15-calowy laptop, możemy co najwyżej dokupić inną torbę z kolekcji Thule Crossover 2, np. model Boarding Bag.
Jeżdżę na wyjazdy służbowe z torbą fotograficzną, więc tego typu akcesorium nie znalazło u mnie żadnego zastosowania, ale podczas podróży biznesowych może się okazać ciekawym dodatkiem.
Bez problemu pomieści 15-calowy komputer mobilny (z zapasem miejsca), a na krótkie wypady wystarczy także do zapakowania ubrań na 1-2 dni i wszystkich niezbędnych dodatków. Ostatecznie ma aż 25 l pojemności.
Jeśli zaś zechcemy jednocześnie używać walizki i Boarding Baga, obydwa elementy pasują do siebie jak dwie części tej samej układanki. Zarówno stylistycznie, jak i funkcjonalnie.
Do ideału nieco zabrakło.
Wspominałem już o co najmniej dwóch wadach: kręcących piruety kółkach i nieco za mało pojemnej kieszeni z przodu. Na tym jednak nie koniec. Thule nie ustrzegło się kilku problemów, projektując tę walizkę.
Weźmy np. rączkę. Jako całość, zasługuje na wszelkie słowa pochwały. Jednak gdy rączka jest złożona, po jej bokach jest bardzo mało miejsca, przez co momentami trudno jest ścisnąć przyciski boczne, by ją rozsunąć.
Niezbyt dobre wrażenie sprawiają też uchwyty do przenoszenia walizki. Po kilku podróżach robią się luźne i nieco nie przystają do jakości wykonania reszty konstrukcji.
Thule Crossover 2 Carry On niestety także strasznie się brudzi. Po kilku wyjazdach pokrywający całość materiał wygląda okropnie. Pomniejsze zabrudzenia na szczęście łatwo jest usunąć wilgotną szmatką, ale np. krawędzie i okolice zamków dość szybko zaczynają wyglądać na lekko przetarte. O ile więc Thule Crossover 2 z pewnością przeżyje długie lata, tak coś czuję, że nie zestarzeje się jak Krzyszof Ibisz wino.
Największą wadą tej walizki pozostaje jednak jej cena.
1499 zł za bagaż podręczny to dużo. Dla większości ludzi – po prostu za dużo. Cenę tego kalibru mogłem jakoś usprawiedliwić przy okazji Thule Revolve, gdzie sam biznesowy sznyt pozwalał niejako wywindować cenę. Ale tutaj? Ta walizka ani nie wygląda jak milion dolarów, ani nie wyróżnia się na tyle, by wydać na nią tak dużo pieniędzy.
Co nie zmienia faktu, że lepszej walizki od Thule nie testowałem.
Jeśli pominąć modularną Subterrę, która mimo wszystko jest w mojej ocenie produktem o wiele ciekawszym (i niepomiernie bardziej wartym swojej ceny), Thule Crossover 2 bez dwóch zdań ląduje na szczycie listy moich ulubionych walizek.
Jest świetnie zaprojektowana, przemyślana, wytrzymała i przyjazna w obsłudze. Mieści więcej od przeciętnego bagażu podręcznego, a po czterech podróżach służbowych w Polsce i za granicą wiem też, że nie sprawia żadnych problemów.
Kosztuje za dużo, to fakt. Jeśli jednak dla kogoś cena nie stanowi problemu, to ośmielę się powiedzieć, że kupno Thule Crossover 2 ma nawet więcej sensu, niż kupienie jeszcze droższego modelu Revolve.