Małe, ale wariaty. Apple AirPods Pro - pierwsze wrażenia
Od tygodnia towarzyszą mi nowe słuchawki. Na pierwszy rzut ucha AirPods Pro nie wprowadzają zbyt wielu nowości, ale w praktyce zmieniło się niemal wszystko.
AirPods to jeden z moich ulubionych gadżetów. To też dowód na to, że Apple nadal potrafi być innowacyjny. Słuchawki może nie grają jakoś przesadnie super, a w porównaniu do przewodowych pchełek podobnej jakości są niebotycznie drogie, ale jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, nie jest to dla mnie problemem.
Słuchawki najczęściej wykorzystuję nie do odtwarzania muzyki, a do prowadzenia rozmów, słuchania audiobooków i oglądania seriali. Sama jakość dźwięku nie jest u mnie kluczowa. Wygoda - i owszem. Brak kabli wraz z opcją przełączania jednym tapnięciem źródła dźwięku na inne urządzenie Apple’a to ogromna zaleta.
Nie wyobrażam już sobie korzystać z zestawu, który nie ma chipu W1 - a mimo to byłem pewien, że nie kupię AirPods Pro.
I miałem ku temu dobry powód! Nie lubię klasycznych słuchawek dokanałowych. Tak po prostu. Zdecydowanie wolę takie klasyczne pchełki jak EarPods i zwykłe AirPods. Właśnie dlatego, chociaż w poprzednim modelu byłem zakochany, AirPods Pro - chociaż mają kilka naprawdę fajnych funkcji - nie zamówiłem na premierę.
Po premierze złapało mnie jednak FOMO. Zacząłem rozmawiać z osobami, które nowy produkt Apple’a nabyły. Wyszło na to, że nie są to takie zwykłe słuchawki dokanałowe. Nawet nasz redaktor naczelny, Przemek Pająk, który tak jak ja nie przepada za tego typu zestawami dokanałowymi, był zadowolony z zakupu.
No i dałem się namówić na nową wersję AirPods.
Zdobycie słuchawek po premierze nie było łatwe, a w sklepie Apple Store Online czas dostawy przewidziany był dopiero na grudzień. Na szczęście tydzień temu udało mi się dorwać jedną parę u resellera. A chociaż od początku byłem bardzo sceptyczny, to potwierdziło się to, co mówili inni posiadacze AirPods Pro.
Wiem, że wystawiam się tutaj na ostrzał, no ale nie będę kłamał - to naprawdę nie są takie zwykłe słuchawki dokanałowe. Leżą w uchu pewnie (jak na słuchawki dokanałowe), a dzięki temu, że nie mają kabla, który je cały czas ciągnie, nie szeleszczą jak typowe zestawy tego typu. Coś czuję, że się polubimy.
Mam tylko problem z dobraniem odpowiednich końcówek.
Apple nie zastosował tu takich zwykłych kawałków gumy, które się nasuwa na uchwyt. Mają one taki twardszy koniec, który musi kliknąć i wskoczyć na swoje miejsce. Podważyć palcem go nie sposób i za każdym razem, gdy je zdejmuję, boję się, że urwę gumę, zanim końcówka się odkliknie.
A ja jak zwykle w przypadku słuchawek dokanałowych nie wiem, które powinienem wybrać. Zmieniałem je z duszą na ramieniu kilka razy i każda leży w uchu… dobrze. Nie idealnie, ale dobrze. Możliwe, że po prostu takie mam uszy, że pasuje każda z nich - w opcjach telefonu znajduje się bowiem menu, które pozwala przeprowadzić test.
Wedle tego testu każda z końcówek wygłusza u mnie dźwięk w dostatecznym stopniu.
Aby sprawdzić, czy słuchawka dobrze wygłusza otoczenie, Apple w trakcie testu włącza na chwilę odtwarzanie muzyki. Za pomocą wbudowanego w słuchawkę mikrofonu bada, czy dźwięk został odpowiednio wygłuszony. Finalnie wróciłem do środkowych i zakończyłem eksperymenty.
Nie mogę jednak powiedzieć, że słuchawki leża perfekcyjnie. Dwukrotnie się zdarzyło, że prawa wypadła mi z ucha. W przypadku poprzednich AirPods, które są zwykłymi pchełkami, było to nie do pomyślenia. Mógłbym pokombinować, ale to olałem, bo zmiana gumki na inną jest… strasznie upierdliwa.
Wkurza mnie też konstrukcja etui.
Tim Cook twierdzi, że AirPods Pro i AirPods to słuchawki komplementarne, ale Apple chyba sam w to nie wierzy. Jakby to były zestawy do używania na zmianę, to nie różniłyby się tak pod względem konstrukcji. I nie chodzi nawet o to, że jest większe, nadal się brudzi i otwiera się je teraz na dłuższym, a nie na krótszym boku.
Problemem jest to, jak słuchawki są umieszczone w środku etui. W przypadku starego modelu wystające z uszu pałąki są umieszczone wewnątrz, a w nowym - na zewnątrz. W rezultacie po kilku latach korzystania z AirPods i tygodniu z AirPods Pro nie umiem bez patrzenia włożyć do etui nowych słuchawek.
To wszystko jestem w stanie wybaczyć ze względu na ANC.
Testy rozpocząłem w tramwaju. Po sparowaniu zestawu i włożeniu słuchawek do uszu byłem pewien, że pojazd, którym jadę, na przystanku… zgasił silnik. Jakże było moje zdziwienie, gdy ruszył z miejsca, a do moich uszu nie dotarł wtedy żaden dźwięk. Wrażenie było niesamowite.
I tak, doskonale wiem, jak działają słuchawki z aktywnym wygłuszaniem szumów - to nie jest przecież nowa technologia. Nie chciało mi się jednak wierzyć, że ANC w bezprzewodowych słuchawkach dousznych Apple'a będzie czymś więcej niż picem na wodę - a to faktycznie działa.
Aktywne wygłuszanie szumów w AirPods pracuje w trzech trybach.
Wśród nich jest oczywiście ten zwykły - słuchawki grają wtedy jak zwykłe dokanałówki, a za odseparowanie użytkownika od otoczenia odpowiadają same gumki. Jest on na starcie wyłączony i to nie bez powodu. AirPods Pro przełączają się domyślnie jedynie pomiędzy dwoma trybami aktywnymi.
Pierwszy z nich to wspomniane aktywne wygłuszanie szumów. Słuchawka próbkuje sygnał audio 200 razy na sekundę i wysyła sygnał wygłuszający szum. Dzięki temu muzyka albo głos rozmówcy są czyste i dużo łatwiej jest zrozumieć poszczególne słowa. Dla osoby, która ma problemy ze słuchem, to świetna wiadomość.
Działa to, tak po prostu, fantastycznie.
Oczywiście słuchawki douszne nie zastąpią dobrych słuchawek nausznych, ale za dobry sprzęt z ANC od np. Sony trzeba zapłacić podobne pieniądze, co za AirPods Pro - ale jest on nieporęczny w transporcie. Słuchawki od Apple’a chowam do etui, a etui leci do tej małej kieszonki po prawej stronie jeansów.
AirPods Pro mają jednak trzeci tryb, za którego sprawą poza domem naprawdę rzadko je zdejmuję - nie ma już takiej potrzeby. To tzw. przezroczystość. Słuchawki przechwytują dźwięk z otoczenia i podbijają go tak, by był słyszalny na takim samym poziomie, jak po zdjęciu słuchawki.
Pomiędzy trybami można przełączyć się w Centrum Sterowania lub nawet bez wyciągania telefonu z kieszeni.
Obie słuchawki mają na wystającym z ucha pałąku (na oko o połowę krótszym niż w pierwszej wersji AirPods) powierzchnię dotykową wrażliwą na nacisk. Jest ona spłaszczona, więc łatwo ją wyczuć palcem. Dotknięcie słuchawki w tym miejscu pozwala sterować odtwarzaniem, a przytrzymanie go - zmienia tryb pracy.
W opcjach AirPods można wybrać, pomiędzy którymi trybami słuchawki będą się przełączać. Domyślnie są to ANC oraz przezroczystość i właśnie na takie ustawienie się zdecydowałem. Do pełni szczęścia brakuje jedynie dodatkowego trybu, który wzmacniałby dźwięk dochodzący z zewnątrz…
Jeśli zaś chodzi o jakość rozmów, to moi rozmówcy też nie narzekają.
Co więcej, gdy telefonowałem do nich zaraz obok ruchliwej ulicy w centrum miasta - gdy mówiłem dość cicho, bo sam nie słyszałem jadących obok aut - byli przekonani, iż łączę się z nimi z zamkniętego osiedla. Mikrofony w AirPods Pro naprawdę nieźle zbierają głos i odsiewają hałas z otoczenia.
Biorąc to wszystko pod uwagę, jestem więcej niż zadowolony. Co prawda nie miałem okazji przetestować jeszcze zestawu w samolocie, ale w tramwajach oraz w metrze sprawdza się naprawdę bardzo dobrze. A do tego AirPods Pro mają wszystkie zalety poprzedniej edycji AirPods. To był naprawdę dobry zakup - a przynajmniej na razie wszystko na to wskazuje.