Ten ekran i tryb always-on robią robotę. Apple Watch Series 5 - pierwsze wrażenia
Nowy zegarek Apple’a jest już w naszych rękach. Na pozór nic nie odróżnia Apple Watch Series 5 od poprzednika, ale tryb always-on, mówiąc kolokwialnie, robi robotę.
Rok temu Apple po raz pierwszy w historii odświeżył wizualnie swój zegarek. Zaokrąglone rogi ekranu i węższe ramki sprawiły, że design modelu Apple Watch Series 4 był spójny pod względem designu z iPhone’ami z linii X.
Nic dziwnego, że tegoroczny smartwatch firmy z Cupertino nie wprowadza rewolucji. Rozmiary obudowy oraz wyświetlacza są identyczne, a nawet układ S5 napędzający zegarek to w zasadzie zeszłoroczny chip S4 z nową nazwą.
To, co odróżnia nowy model zegarka Apple Watch od poprzedniego, to ekran ze wsparciem trybu always-on.
Posiadacze smartwatchy konkurencji mogą w tym momencie ziewnąć i zakończyć lekturę. Oni z podobnych rozwiązań mogli korzystać od dawna. Dla osób mieszkających w rezerwacie to jednak prawdziwa rewolucja. Dzięki temu zegarek nie wygasza się całkowicie po np. opuszczeniu ręki lub po określonym w opcjach czasie.
Możliwe było to dzięki wykorzystaniu w OLED-owym wyświetlaczu Retina technologii LTPO (co jest skrótem od Low Temperature Polysilicone and Oxide). System operacyjny może regulować tempo odświeżania obrazu w zakresie od 1 Hz do 60 Hz. Wprowadza tez inne zmiany w tarczach w trybie ambient. Wygląda to tak:
Jak widać na zdjęciach, to nie jest tak, że tarcza cały czas wygląda tak samo - byłoby to zabójcze dla maciupeńkiego akumulatora. Z tego powodu w momencie, gdy Apple Watch Series 4 wyłączał ekran całkowicie, jego następca zmniejsza jasność i modyfikuje tarcze tak, by pobierały mniej energii.
To, w jaki sposób treści na ekranie się zmieniają po przejściu w tryb ambientowy, zależy od konkretnej tarczy.
W przypadku tarcz ze wskazówkami zawsze znika sekundnik. Zanikają też kolory na rzecz czerni, która ma znacznie mniejszy apetyt na prąd, bo w ekranach typu OLED czarne piksele w ogóle się nie podświetlają. Oprócz tego są jednak jeszcze inne zmiany:
- Meridian - białe tło cyfrowego cyferblatu staje się nagle czarna, a wskaźniki godzin z czarnych i wskazówki - białe. Korzystam na tej tarczy z komplikacji pokazującej hałas w otoczeniu, która w trybie ambientowym nie jest animowana;
- Dym - po przejściu w tryb ambient kolorowa animacja znika, a na tarczy widać jedynie krótkie białe wskazówki;
- Siri - tarcza z podpowiedziami w formie kafelków staje się ciemniejsza, a obraz jest przeskalowany. Po wybudzeniu zegarka treści nie tylko się rozświetlają, ale również sprawiają wrażenie, jakby wychodziły z ekranu;
- Cyfry Duo - tarcza nie jest może użyteczna, ale w trybie ambient zachowuje najwięcej kolorów i jest najczytelniejsza w trybie ambient ze wszystkich, które do tej pory przetestowałem;
- Kalifornia - wpadła mi w oko ze względu na wyjątkowy jeansowy kolor oraz połączenie cyfr arabskich i rzymskich, ale niestety w trybie ambient również jest wygaszana do czerni. Tyle dobrego, że wskaźniki godzin i wskazówki w obu przypadkach są białe.
Wiele osób może być tym rozczarowanych. Chociaż zegarek wspiera tryb always-on, to i tak po wygaszeniu ekranu mało na nim widać - a skoro nie sposób przeczytać godziny bez wybudzania zegarka, to po co właściwie tryb ambient?
Z tarczami będę jeszcze kombinował, bo nie wszystkie, które lubiłem w poprzednim modelu, dobrze wyglądają w Series 5. Możliwe, że znajdę wreszcie takie, które będą mi się podobały w obu trybach.
Szkoda też, że LTE w zegarku Apple Watch Series 5 mi się na razie marnuje.
W tym roku zdecydowałem się na zegarek ze wsparciem bezprzewodowej transmisji danych. Niestety na razie z tego modułu nie skorzystam. Planuję migrację na ofertę Orange Flex, ale na ten moment wsparcia dla modułów ESIM w zegarku w niej brakuje. Nie wiadomo też, kiedy dokładnie się pojawi.
Aby skorzystać z LTE w Apple Watchu już dziś, musiałbym przejść na abonament. Niestety porównywalna oferta pod względem liczby gigabajtów do taryfy Flex jest… dwukrotnie droższa. W dodatku trzeba podpisać umowę na dwa lata, podczas gdy z Flex można uciec w dowolnym momencie. Pozostało uzbroić się w cierpliwość.
Problem mam również z kompasem.
Poza trybem always-on w Apple Watch Series 5 pojawił się kompas. Nie jest to jednak nowość, na którą jakoś specjalne czekałem - i całe szczęście, bo bym z tej funkcji nie skorzystał. No, a przynajmniej nie bez zmiany mojej mediolańskiej bransolety na inne zapięcie.
Apple ostrzega jednak w wielu miejscach, że metalowe bransolety z magnetycznym zapięciem mogą sprawiać, że kompas zgłupieje. Nie są to słowa rzucane na wiatr, bo dokładnie to się dzieje w moim przypadku - fizyki nie oszukamy. Na szczęście jak założę gumowy pasek, to wszystko gra.
Apple Watch Series 5 - czy warto?
Odpowiedź na to pytanie brzmi: to zależy. Osobom, które posiadają iPhone’a, ale nie mają jeszcze żadnego zegarka firmy z Cupertino, z pewnością mogę ten model polecić. Apple Watch Series 4 nie jest dużo tańszy od swojego następcy, a z kolei znacznie bardziej przystępny cenowo Series 3 wygląda dziś jak z poprzedniej epoki.
Posiadacze zegarków od Series 0 do Series 3 również mogą rozważyć przesiadkę. Jeśli ktoś ma Apple Watch Series 4, to zmiany nie rekomenduję. To prawda, że tryb always-on jest fajnym dodatkiem, ale w mojej opinii nie na tyle, by taka zmiana była racjonalna. Lepiej poczekać rok czy dwa na Apple Watch Series 6.
Sam zdecydowałem się na zakup Apple Watch Series 5 w zestawie z iPhone'em 11 Pro tylko dlatego, że wierzę, że jeszcze w tym roku skorzystam z modułu LTE w ofercie Orange Flex. Mój poprzedni zegarek nie wspierał łączności komórkowej, więc i tak czekałaby mnie wymiana.
W dodatku mój Apple Watch Series 4 trafił teraz do mojej narzeczonej, która korzystała dotychczas z Apple Watch Series 0 - czyli tego pierwszego smarwatcha firmy z Cupertino, który od roku nie dostaje już aktualizacji. Gdyby nie to, sam bym na przesiadkę się nie zdecydował.