Mamy go. iPhone 11 Pro - pierwsze wrażenia
iPhone 11 Pro jest już w naszych rękach. Pora ocenić, jak nowy topowy telefon Apple’a wygląda z perspektywy posiadacza zeszłorocznego sztandarowego modelu, czyli iPhone’a XS.
Co roku biję się z myślami, czy wymieniać telefon na nowy. Taki zakup nie jest przecież działaniem racjonalnym - topowy iPhone posłuży z powodzeniem kilka lat. Mój wewnętrzny gadżeciarz jednak co roku bierze górę i spełniam jego zachciankę - ale nie bez wątpliwości. Po raz kolejny nie stałem w kolejce do kasy z wypiekami na twarzy.
iPhone 11 Pro nie był moim telefonem marzeń.
Jego protoplasta, czyli iPhone X, w dniu premiery zachwycał. Widać było wyraźny postęp technologiczny względem siódemki. Teraz, po dwóch latach patrzenia na podobną bryłę, iPhone 11 Pro nie porywa. Ba, jego obiektywy wyglądały na pierwszych zdjęciach wręcz gorzej niż rok i dwa lata temu! Można powiedzieć, że Apple nie tyle stoi w miejscu, co cofa się w kwestii designu... i to nie pierwszy raz, gdy o telefonie Apple’a można powiedzieć coś podobnego.
Podobnie chłodno nastawiony byłem do iPhone’a 7, który od iPhone’a 6s nie różnił się prawie wcale. Byłem wtedy o krok od odpuszczenia sobie zakupu. Zdecydowałem się w końcu na wersję z Plusem... ze względu na akumulator oraz dodatkowy obiektyw. Tym razem też myślałem, czy nie odpuścić sobie przesiadki - notch po dwóch latach zaczyna nieco straszyć - a jeśli już kupować nowy telefon, to czy nie pora zmienić go na model Max.
Na szczęście okazało się, że iPhone 11 Pro od iPhone’a 11 Pro Max różnią tylko gabaryty - podobnie jak w przypadku iPhone’a XS i iPhone’a XS Max. Szerokokątny obiektyw nie trafił wyłącznie do najdroższego wariantu. W dodatku Apple rzekomo poprawił w mniejszym akumulator tak, że pracuje na jednym ładowaniu dłużej niż dotychczasowy lider w tym segmencie, iPhone XR. Ja z kolei dwa lata temu po zmianie iPhone’a 7 Plus na iPhone’a X utwierdziłem się w przekonaniu, że wolę mniejsze smartfony.
iPhone 11 Pro, chociaż wyglada prawie tak samo jak iPhone X i iPhone XS, przekonał mnie właśnie akumulatorem.
Oczywiście jeśli chodzi o ogniwo w nowym modelu, to na jego ocenę przyjdzie czas za kilka dni, jak już telefon zacznę normalnie używać po wstępnej konfiguracji. Jeśli jednak iPhone 11 Pro przebije zeszłorocznego iPhone’a XR, a wszystko na to wskazuje, będę ukontentowany. To, co mogę na ocenić na ten moment, to przede wszystkim wygląd nowego urządzenia.
Ten, jak wspomniałem na wstępie, nie porywa. I wiem, że znowu w komentarzach będziecie pisać, że Grabiec sobie racjonalizuje zakup, ale… po raz kolejny telefon Apple’a lepiej prezentuje się na żywo niż na zdjęciach. Serio! Ten garb z obiektywami nie straszy tak, jak można było się obawiać. Nie musicie mi jednak wierzyć na słowo - ale zanim krzykniecie, że nie mam racji, pójdźcie sobie do sklepu i sprawdźcie sami.
Miło zaskoczył mnie natomiast kolor urządzenia - zdecydowałem się na wariant Silver, czyli białe plecki ze srebrną ramką.
Zgniły zielony, czyli Midnight Green, oczywiście korcił. Na taki kolor zdecydował się Przemek Pająk w swoim iPhonie 11 Pro Max. Po obejrzeniu go na żywo - telefonu, nie Przemka - nie żałuję. Zielony jest na swój sposób wyjątkowy i kojarzy się nawet z postacią Boby Fetta z Gwiezdnych wojen, ale nie wiem, czy chciałbym spędzić w jego towarzystwie kolejny rok. Białe plecki ze srebrną ramką były dużo bardziej bezpiecznym wyborem.
Dla mnie to spora zmiana, bo do tej pory decydowałem się w ciemno na te nowe kolory telefonów - Rose Gold (6s), matowy czarny (7 Plus), srebrny, czyli de facto z białymi pleckami (X) i pudrowy róż, nazywany złotym (XS). I praktycznie za każdym razem byłem zadowolony… nie licząc ostatniego. Patrzyłem z zazdrością na białe plecki w iPhonie X narzeczonej, podczas gdy ramki i obudowa w moim iPhonie XS zaczęła mi przeszkadzać.
iPhone 11 Pro w wersji Silver to z jednej strony powrót do tego, co znam, a z drugiej - coś zupełnie nowego.
Nowa linia telefonów Apple’a, niezależnie od wersji kolorystycznej, ma matowe plecki. W telefonach iPhone X i iPhone XS były one błyszczące, więc de facto to jest nowy kolor. Nie jestem jeszcze do niego w pełni przekonany, bo połysk miał swój urok i za bielą w tym wykończeniu tęskniłem, ale mam nadzieję, że się polubimy.
To, co rzuciło mi się natomiast w oczy, to fakt, że plecki iPhone’a 11 Pro w wersji Silver wyglądają jakby… ktoś zapomniał ściągnąć z nich folii. Kilkukrotnie się upewniałem, czy na pewno ją ściągnąłem, ale tak - były gołe. Mam przy tym wrażenie, że wbrew temu, co mogłoby się wydawać, obudowa jest dużo bardziej śliska.
Ciekawi mnie też, jak próbę czasu zniesie ramka. W złotych iPhonie XS po roku wygląda ona dużo lepiej niż w po roku wyglądała w srebrnym iPhonie X - ale nie wiem, czy to zasługa materiału, czy koloru. Możliwe, że w iPhonie 11 Pro srebrna stal będzie się dużo łatwiej rysować niż złota, ale tego dowiemy się dopiero za kilka tygodni lub miesięcy.
No ale dobra - jak ten iPhone 11 Pro właściwie działa?
Nie powinno nikogo zdziwić, że w w zasadzie… tak samo, jak poprzedni. Po przywróceniu kopii zapasowej wszystkie moje aplikacje trafiły w dokładnie to samo miejsce i obyło się bez zaskoczeń, bo na iPhonie XS korzystałem już wcześniej z iOS 13. Jeśli chodzi o prędkość działania, na razie zmian też nie widzę - ale telefon mieli mi teraz indeksowanie danych w tle.
To, czy i jak procesor Apple A13 Bionic wpływa na codzienne korzystanie z telefonu, okaże się dopiero po czasie. W dodatku na razie iPhone działa pod kontrolą systemu iOS 13, którą Apple wysłał do fabryk bardzo dawno temu i nie dostał na start żadnej aktualizacji, więc spodziewam się wielu błędów. Na szczęście już we wtorek pojawi się iOS 13.1, który załata najgorsze bugi.
To, czego również nie ocenię od razu, to Face ID.
Co prawda faktycznie mam wrażenie, że dużo łatwiej jest odblokować twarzą telefon leżący na stole, ale sam moduł nie radzi sobie tak dobrze jak w iPhonie XS… przynajmniej na razie. Face ID uczy się z czasem twarzy użytkownika i działa coraz lepiej.
Problem w tym, że danych Face ID nadal nie da się przenieść z jednego urządzenia na drugie - nie są zapisane w chmurze, a w chipie w tzw. Secure Enclave. Liczę na to, że sztuczna inteligencja szybko zbuduje sobie dokładniejszy obraz mojej twarzy.
Nie oznacza to jednak, że iPhone 11 Pro niczym nie zaskoczył po pierwszym uruchomieniu.
W nowym modelu nie tylko pojawił się dodatkowy ultraszerokokątny obiektyw, którego wcześniej w iPhone’ach nie było, ale zmieniła się też sama aplikacja aparatu. Poświęcimy jej jeszcze osobny tekst, ale już teraz widzę sporo zmian na plus. Ma teraz więcej funkcji, ale są one sprytniej pochowane. W dodatku obraz z szerszego obiektywu może wypełniać przestrzeń poza fotografowanym kadrem, aczkolwiek nie wiem, czy tego nie wyłączę - nieco rozprasza.
Jedną świetną zmianą jest przemodelowanie przycisku migawki. Od teraz jego przytrzymanie uruchamia nagrywanie wideo. Aby włączyć nagrywanie od razu, trzeba przesunąć palcem po migawce w prawo. Z kolei przesunięcie w lewo uruchamia tryb zdjęć seryjnych - do tej pory realizowało się go poprzez dociśnięcie spustu. I nie wiem jak inni, ale ja wideo kręcę bardzo często, a zdjęć seryjnych nie robię w ogóle.
Pojawiły się też dodatkowe opcje kadrowania - oprócz 4:3 i 1:1 można robić zdjęcia 16:9. W dodatku po zrobieniu zdjęcia w innych proporcjach można z poziomu galerii przywrócić oryginalny obraz z matrycy. Super zapowiada się też aparat do selfie. Obiektyw przedni wreszcie ma szersze pole widzenia. Pozwoli się to fotografować z więcej niż jedną osobą w kadrze wszystkim, a nie tylko ludziom o nienaturalnie długich rękach.
Na test aparatu też jednak przyjdzie pora, bo nie oszukujmy się, za dnia w zasadzie każdy telefon z górnej półki robi świetne zdjęcia. Dopiero po zmroku pojawiają się diametralne różnice i możecie być pewni: już dziś wieczorem będziemy testować aparaty w nowych iPhone’ach wraz z Marcinem Połowianiukiem. A jeśli macie jakieś pytania - zadawajcie je w komentarzach!
PS W ekranie zabrakło 3D Touch, ale wiecie co? Przypomniałem sobie o tym dopiero po napisaniu tekstu, gdy spojrzałem w swoje notatki, gdzie zapisałem sobie rzeczy, które trzeba sprawdzić. To fakt, że do zmienionego odblokowania trzeba się przyzwyczaić, ale nie jest to tak duży problem, jak się spodziewałem…