REKLAMA

Teraz na serio boję się o przyszłość Apple’a

Podobno nie ma ludzi niezastąpionych. Patrząc na odejście Jony’ego Ive’a z Apple’a, mam skrajnie odmienne odczucia. Nie o nim jednak, a o firmie, którą opuszcza chciałbym tu podyskutować.

01.07.2019 16.15
Teraz na serio boję się o przyszłość Apple’a
REKLAMA
REKLAMA

Ive, obok Jobsa, był dla mnie współtwórcą tego, co górnolotnie można nazwać filozofią Apple’a. Puryści mogą się oburzać, ale po powrocie Jobsa do firmy 1997 r. na nowo ukształtowane zostały ramy jej funkcjonowania i na długie lata wyznaczono ścieżkę jej rozwoju.

Leander Kahney, biograf Ive’a i Tima Cooka wymienia cechy Jobsa, które zostały wpisane w DNA Apple’a. Perfekcjonizm i pogoń za doskonałością czy despotyzm trudno identyfikować dziś z jakąkolwiek korporacją. Patrzymy bowiem na produkty i usługi, a nie cechy liderów firm. W przypadku Apple’a należy je postrzegać jako klucz do działalności firmy.

Przemysław Pająk słusznie zauważył, że odejście Ive’a to prawdziwy koniec ery Steve’a Jobsa w Apple. Nie chodzi tylko o relację, jaka łączyła obu menadżerów, ale wspólną wizję produktów, którą obaj dzielili. W zasadzie jedno wynika z drugiego, bo codzienne lunche Jobsa i Ive’a oraz częste wizyty szefa Apple w dziale Ive’a, owocowały produktami, które zmieniły świat technologii. Bez przesady można powiedzieć, że zmieniły również sposób naszej interakcji ze sprzętem i oprogramowaniem.

Nikomu dziś nie trzeba powtarzać, że Apple po powrocie Jobsa stworzył produkty ikoniczne, na miarę Macintosha, a może przewyższające tego ostatniego. iPod, iPhone, iPad, MacBook Air - to urządzenia, które nie tylko zdefiniowały swoje kategorie produktowe, ale zmieniły świat. Celowo przy tym oddzielam pierwszy okres działalności Jobsa w firmie od drugiego, bo tak naprawdę po swoim powrocie wyznaczył nowe ramy dla firmy, z której produktów dziś korzystamy.

Trudno wyobrazić sobie Apple bez Jonathana Ive’a

Większość użytkowników kupujących elektronikę użytkową nie zastanawia się nad tym, w jaki sposób powstał ich smartfon, jaka idea przyświecała projektantom, dlaczego coś działa tak, a nie inaczej.

To zupełnie normalne, że kupując jakieś urządzenie sprawdzamy jego specyfikację, jakość wykonania, próbujemy się dowiedzieć, jaka będzie jego żywotność. Ważnym kryterium wyboru, oprócz wyżej wymienionych, staje się również cena.

Dziś trudno zachwycić się smartfonami, bo ich nowe wersje nie różnią się zbytnio od tego, co produkuje konkurencja. Trwa nieustanna pogoń za króliczkiem. A moda zmienia się praktycznie co sezon. Dziś mamy notcha, jutro dziurkę, pojutrze wysuwany aparat. Jakoś się to kręci.

Wielu z was prychnie z dezaprobatą, gdy napiszę, że w przypadku Apple’a tak nie było i jest to zasługa Jobsa i Ive’a oraz ich sposobu postrzegania wzornictwa.

Kluczem do każdego produktu Apple’a, który powstał pod okiem Jobsa była jego funkcja. Forma miała drugorzędne znaczenie. W jednym z wywiadów szef Apple’a mówił:

Wzornictwo to zabawne słowo. Niektórzy myślą, że oznacza wygląd, ale jeśli przyjrzeć mu się bliżej, tak naprawdę chodzi o zasady funkcjonowania.

Wygląd według Jobsa był częścią produktu, która wypływała z jego funkcji. Coś, co pięknie działa, musiało też pięknie wyglądać. CEO Apple podsumował swoje rozważanie o wzornictwie stwierdzeniem, że „większość ludzi nie znajduje na to czasu”.

Jony Ive był powiernikiem Steva’a Jobsa i podzielał nie tylko jego wizję, ale zależało mu również na tworzeniu doskonałych produktów.

Gdy dziś śmiejemy się z porażek designerskich Ive’a nie powinniśmy zapominać, że jego podejście do wzornictwa cechował totalny nonkonformizm.

Apple staje się firmą konformistyczną, idącą z prądem

Gdy Jobs wyrzucał napęd CD ze swoich komputerów na całym świecie rwano włosy z głowy. Duch założyciela Apple’a unosił się w pokoju, w którym podjęto decyzję o zlikwidowaniu wyjścia mini jack w iPhonie. Z czasem jednak firma coraz rzadziej chciała iść pod prąd.

Wnosząc z doniesień medialnych możemy przypuszczać, że Ive’owi coraz mniej się to podobało. Weźmy przykład Watcha, który według Ive’a nie miał być rozszerzeniem iPhone’a, ale produktem modowym. Gdy spojrzymy na App Store dla watchOS 6.0 łatwo zrozumiemy, jak wizje Cooka i Ive’a zaczęły się rozmijać.

To wszystko nie oznacza oczywiście, że Jony Ive to geniusz-wizjoner, a Tim Cook pełni jedynie rolę księgowego i podkopuje pozycję Apple’a. Musimy pamiętać, że Cook jest również człowiekiem Jobsa i stanął na czele firmy dzięki jego namaszczeniu.

Przede wszystkim dał się poznać jako błyskotliwy logistyk i świetny organizator. To on był współodpowiedzialny za przeniesienie produkcji sprzętu Apple’a poza Stany Zjednoczone. On wreszcie wdrożył system zarządzania sprzedażą, dzięki któremu można bardzo precyzyjnie planować produkcję, oszczędzając przy tym miliony na magazynowaniu. Wreszcie za jego rządów Apple bił kolejne rekordy kapitalizacji i zarabiał grube miliardy.

Sercem bliżej mi do Ive’a niż Cooka

Nie śmiem twierdzić, że wizja Cooka jest gorsza od tej Ive’a, ale znacznie bliżej mi właśnie do Ive’a i jego odwagi tworzenia produktów nietuzinkowych i wyróżniających się z tłumu, czego dowodem pośrednim są owe nieszczęsne wpadki projektowe.

Wizja Cooka jest bliższa klasycznemu sposobowi zarządzania, w którym liczy się przede wszystkim efekt końcowy w postaci bardzo dobrej kondycji spółki. Nie dajcie się zwieść konferencjom Apple’a, podczas których słowo amazing pada co kilka sekund, a Cook podkreśla skupienie się firmy na produkcie. I - umówmy się - takie podejście jest zrozumiałe, gdy stoi się na czele dużej korporacji.

Trudno winić Cooka za to, że nie jest geniuszem jak Jobs, który potrafił łączyć cechy przywódcze z wizją produktów zmieniających branżę. Poza tym z całą pewnością można stwierdzić, że gdyby Jobs żył również zderzyłby się z rzeczywistością płaskiego wykresu sprzedaży iPhone’a. Być może jednak potrafiłby wprowadzić kolejny produkt, który na miarę iPoda czy iPhone’a zrewolucjonizowałby branżę. Niewykluczone jednak, że to tylko pobożne życzenia wynikające z przeceniania jego roli.

Jony Ive stronił od rządzenia. Wolał projektowanie niż zarządzanie. Brakowało mu też predyspozycji psychologicznych do kierowania dużym przedsiębiorstwem. Dlatego nie zastąpił Jobsa na czele firmy.

REKLAMA

Cook z kolei jest świetnym menadżerem, ale brak mu tej umiejętności Jobsa (albo szeregu umięjętności), które uczyniły z Apple’a firmę zupełnie wyjątkową.

Patrząc na symbolikę i być może tworząc ją, możemy traktować odejście Ive’a jako kropkę dla Apple’a wyjątkowego, pełnego amazingu. Będzie to już tylko jedna z wielu firm. Dobrze naoliwiona maszyna, zarabiająca krocie i sprzedające dobre produkty, ale pozbawiona tego czegoś, co porywało miliony klientów na całym świecie i utwierdzało ich w poczuciu, że dokonali wspaniałego wyboru.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA