Orange nie żartował. Orange Flex faktycznie zmienia reguły gry, a puzzle zaczynają wpadać na swoje miejsce
Pomarańczowy telekom zapowiedział trzęsienie ziemi i słowa dotrzymał. Orange Flex może zmienić status quo, ale na efekty jeszcze trochę poczekamy.
Orange zapowiedział wczoraj start nowej oferty, z której dziś mogą skorzystać wszyscy chętni. Co prawda w ogólnym zarysie widać tu odpowiedź na propozycję nieistniejącego już operatora typu MVNO o nazwie Folx oraz konkurencyjne Play Next, ale telekom ma tajną broń. Takim „związkiem X” jest wsparcie dla modułu ESIM.
Na wstępie trzeba tylko zaznaczyć, że niska cena nie jest clou w Orange Flex.
Bardzo drogo i tak nie jest, ale jeśli ktoś patrzy przede wszystkim na stosunek gigabajtów do złotówek, nadal lepszym wyborem będzie Orange na kartę, Nju Mobile lub zwykły abonament w ramach Orange Love. Pamiętajmy też, że zamknięcie operatora w aplikacji to dopiero pierwszy krok na drodze ku rewolucji na rynku telekomunikacyjnym.
Na zmiany jednak liczę. Konieczność podpisywania papierowej umowy pod koniec drugiej dekady XXI w. to zaszłość. Operatorzy chcą zaś wyglądać nowocześnie w oczach klientów, zwłaszcza tych określanych mianem mobile natives, którzy żyją w świecie z powszechnych dostępem do mobilnego internetu.
Abonament w klasycznym tego słowa rozumieniu idzie powoli do lamusa.
Współcześni internauci mogą subskrybować najróżniejsze usługi kiedy tylko chcą, a także rezygnować z nich na żądanie. Nie jest konieczne nawet siadanie do komputera. Klientem firm takich jak Spotify czy Netflix można zostać z poziomu smartfona, stojąc w kolejce w sklepie lub nawet - nie przymierzając - siedząc na tronie.
Orange chce, by zostanie klientem telekomu było równie łatwe. Możliwość pobrania aplikacji i aktywacji nowego numeru lub przeniesienia swojego z jej poziomu to spore udogodnienie. Do tego dochodzi możliwość modyfikowania pakietów w locie i opcja załatwienia wszystkich spraw poprzez wbudowany w aplikację chat.
Orange Flex ma też kilka innych zalet.
W rozmowie z przedstawicielami Orange ustaliłem, że takich dodatków jest kilka. Jednym z nich jest możliwość korzystania z aplikacji Orange Flex nawet bez aktywnego pakietu roamingowego. Dzięki temu od razu po wylądowaniu w np. Stanach Zjednoczonych lub w Szwajcarii można go łatwo wykupić i to bez szukania sieci Wi-Fi.
W nowej taryfie nie trzeba się też obawiać wysokiego rachunku za krótkie połączenie za granicą bez pakietu - za paczki roamingowe płaci się z góry. Do tego jeśli telefon wykryje, że chcemy zadzwonić np. na numer zagraniczny, sam otworzy aplikację Orange Flex na ekranie, na którym można wykupić pakiet minut.
Takie rzeczy to coś, co wyróżnia Orange Flex na tle konkurencji.
Oferta skierowana jest do osób, które są w stanie dopłacić za wygodę i dodatki takie jak kolejna karta SIM z tym samym numerem i pakiety wyłączające z limitu danych treści audio i wideo. A ja to podejście rozumiem, bo sam już dopłacam do np. cyfrowych kopii gier i ebooków, chociaż za fizyczne kopie mógłbym płacić mniej.
Orange Flex to też dobra opcja dla niecierpliwców. Wąskim gardłem w kontaktach z telekomami zawsze była konieczność odebrania fizycznej karty SIM. Oczekiwanie na kuriera lub konieczność udania się do punktu obsługi może skutecznie zniechęcić klienta.
Wsparcie dla modułów ESIM w Orange sprawia, że klientem sieci w ramach oferty Orange Flex można zostać w pięć minut.
Weryfikacja polega na porównaniu zdjęcia dowodu ze zdjęciem typu selfie. Na razie osoby, które dzięki temu ominą konieczność odbioru fizycznego SIM-a, to oczywiście wąska grupa potencjalnych klientów, ale jestem przekonany, że za kilka lat ESIM się upowszechni, a za kilkanaście o zwykłych kartach mało kto będzie pamiętał.
Oczywiście zostaje jeszcze kwestia przenoszenia numerów pomiędzy operatorami. Jak na razie ESIM wspiera wyłącznie Orange, a oddawanie numerów konkurencji jest w dodatku każdemu operatorowi nie w smak. W przyszłości jednak zmiana operatora może, jeśli wszystko pójdzie po myśli konsumentów, sprowadzać się do kilku kliknięć.
Pytanie tylko, którym sieciom to się faktycznie opłaci.
Liderem w kwestii przenośności numerów na polskim rynku jest Plus, który może i nie przejmuje największej liczby klientów od konkurencji, ale za to relatywnie mało ich traci, co daje mu dodatni bilans. Play z kolei ma ogromny przemiał. Przyjmuje i oddaje ogromne liczby kart SIM i jest grubo pod kreską.
T-Mobile pod względem bilansu netto ze względu na niewielką migrację w porównaniu do reszty operatorów uplasował się na drugiej pozycji. A gdzie w tym wszystkim jest Orange? Okazuje się, że pomarańczowy telekom ma trzecią lokatę. Być może to właśnie dlatego chce ułatwić klientom konkurencji migrację.
Osobną kwestią jest to, czy Orange w długoterminowej perspektywie dobrze na tym wyjdzie.
Zmiana reguł gry może co prawda na chwilę zahamować niebezpieczny trend, ale jeśli konkurencja wdroży podobne do Orange Flex taryfy wraz ze wsparciem ESIM, utrzymanie klientów w przyszłości może okazać się jeszcze trudniejsze niż teraz. Operator mocno stawia jednak na Flex i planuje już kolejny krok.
Niedługo w ramach aplikacji mobilnej operatora będzie można dokupić sprzęt, w tym smartfony, które potem będzie się spłacało razem z comiesięczną opłatą za usługi. Do tego mogą dojść serwisy multimedialne, w tym np. wideo na żądanie lub streaming muzyki opłacane u operatora poprzez ten sam program.
Nie mam za to dobrych wiadomości dla firm. Mogą wykupić co prawda usługi w aplikacji, ale dedykowanej oferty biznesowej z cennikiem netto nie ma. Warto też nadmienić, że na ten moment Orange Flex nie jest też częścią pakietów konwergentnych Orange Love, ale to się zapewne zmieni w przyszłości.