OnePlus 7 Pro kontra reszta świata. Konkurenci powinni się wstydzić
OnePlus zaorał. Tylko tak można podsumować wczorajszą premierę najnowszego OnePlus 7 Pro. Żeby uzmysłowić sobie jak bardzo zaorał, przyjrzyjmy się, jak wypada na tle najbliższej konkurencji.
OnePlus wczorajszą premierą ostatecznie zerwał z „imidżem” marki budżetowej. Ok, do sprzedaży trafi też względnie niedrogi (jak na parametry) OnePlus 7, ale umówmy się, że do faktycznie tanich nowe OnePlusy należeć nie będą.
Paradoksalnie nie oznacza to jednak, że OnePlus stracił swoją koronę króla stosunku ceny do jakości. Ta nadal pyszni się na skroniach chińskiej firmy, tyle że od wczoraj król został władcą w nowym segmencie – urządzeń absolutnie topowych.
OnePlus 7 Pro kosztuje mniej od dowolnego rywala z najwyższej półki, oferując więcej od dowolnego rywala z najwyższej półki.
Dla przypomnienia, oto pełna specyfikacja nowego OnePlusa 7 Pro:
- Procesor: Snapdragon 855
- RAM: 6/8/12 GB
- Pamięć: 128/256 GB UFS 3.0
- Ekran: Fluid AMOLED 6,67”, 3120 x 1440, 90 Hz
- Akumulator: 4000 mAh z ładowaniem Warp Charging
- Aparat główny: 48 Mpix + 16 Mpix (ultra szeroki kąt) + 8 Mpix (3x zoom)
- Aparat przedni: 16 Mpix
- System: Android 9.0 z nakładką Oxygen OS
- Audio: Brak złącza słuchawkowego, głośniki stereo
- Czytnik linii papilarnych: optyczny, pod ekranem, 36 proc. większy od poprzednika
Ok, OnePlusowi 7 Pro brakuje oficjalnej certyfikacji wodoodporności – firma tłumaczy to faktem, iż uzyskanie certyfikatu kosztowałoby konsumentów +/- 30 dol. per urządzenie, a gwarancja u wszystkich producentów i tak nie obejmuje uszkodzenia wynikającego z zalania. Niezależne testy dowodzą, iż OnePlus 7 Pro istotnie jest wodoodporny, więc wszyscy na tym ruchu wygrywają.
Fakt, OnePlus 7 Pro nie ma też ładowania bezprzewodowego, ale ma za to jedną z najszybszych technologii szybkiego ładowania na rynku i akumulator, który starcza na długo. Niewielki kompromis.
Oprócz tego trudno jednak wytknąć nowemu urządzeniu jakikolwiek brak. Można jedynie rozpływać się nad zaletami, jak choćby nad wielkim, pięknym, pozbawionym jakichkolwiek wcięć czy otworów ekranem, który dodatkowo pracuje z częstotliwością 90 Hz i który – według pierwszych recenzji – można ręcznie skalibrować pod profesjonalne przestrzenie kolorów.
Mamy aparat, który – według pierwszych recenzji – nie jest najlepszy na rynku, ale i tak przebija wszystko, co OnePlus do tej pory pokazał oraz większość rywali z niższych półek cenowych. Według rankingu DxO przebija także najnowszego iPhone'a.
Mamy nowy czytnik linii papilarnych, który – według pierwszych recenzji – działa błyskawicznie i odblokowuje smartfon dwu- lub trzykrotnie szybciej niż wymienieni poniżej rywale, wyposażeni w podobne rozwiązania.
Mamy w końcu znakomity Oxygen OS, który – według każdego, kto miał styczność ze smartfonem OnePlusa – jest najlepszą iteracją Androida jaka istnieje, zdaniem wielu lepszą nawet od tego, co proponuje na swoich smartfonach Google.
A mówimy o sprzęcie, który w najtańszej konfiguracji (6/128 GB) kosztował będzie 3099 zł, zaś w najdroższej (12/256) – 3599 zł. I to w polskich sklepach, gdyż po raz pierwszy smartfony OnePlus trafią do oficjalnej dystrybucji, dzięki firmie NTT.
Już teraz nowy smartfon można zresztą nabyć w przedsprzedaży w sklepie x-kom.pl – w pozostałych miejscach OnePlus 7 Pro będzie dostępny od 3 czerwca 2019 r.
Żeby ta walka nie była taka do końca nierówna, za punkt odniesienia przyjmiemy środkowy wariant nowego smartfona, na który zapewne zdecyduje się najwięcej kupujących. Wersja z 8 GB RAM-u i 256 GB pamięci na dane kosztuje 3299 zł. Zobaczmy, ile kosztują i co oferują topowi konkurenci, których OnePlus właśnie zawstydził znacznie niższą ceną.
Huawei P30 Pro – 3699 zł
To najbliższy rywal OnePlusa na naszym rynku, zarówno pod kątem ceny, jak i geograficznego położenia kwatery głównej producentów.
Dwa chińskie smartfony idą łeb w łeb, jeśli chodzi o specyfikację, ale już na pierwszy rzut oka widać kilka istotnych różnic na korzyść tańszego urządzenia.
OnePlus 7 Pro za 3299 zł oferuje 256 GB pamięci na dane. Huawei – tylko 128 GB. OnePlus ma ekran 6,67” o rozdzielczości QHD, pozbawiony wcięcia. Huawei – 6,47” o rozdzielczości FHD+ z wcięciem w kształcie łezki.
Huawei P30 Pro ma bezsprzecznie lepszy aparat i odrobinę większy akumulator (4200 mAh kontra 4000 mAh), do tego obsługuje też bezprzewodowe ładowanie (w dwie strony). Na tym jednak kończą się – przynajmniej teoretycznie – jego przewagi nad OnePlusem.
Biorąc pod uwagę fakt, że zamiast cukierkowego i zaśmieconego do granic EMUI dostajemy jeszcze znakomity Oxygen OS, moim zdaniem konkurencji tu nie ma. Huawei P30 Pro wygrywa tylko wtedy, gdy aparat stawiamy ponad każde inne kryterium.
Samsung Galaxy S10+ - 4399 zł
Przyznam szczerze, zdążyłem zapomnieć, że najnowszy Galaxy S10+ tyle kosztuje i kiedy przypomniałem sobie, jakie wrażenie zrobił na mnie w czasie testów, dosłownie parsknąłem pod nosem. Czy istnieje choć jeden powód, by dopłacać 1100 zł do S10+ względem OnePlusa 7 Pro?
Nie mam wątpliwości, że S10+ w bezpośrednim starciu okaże się mieć lepszy ekran. I to pomimo mniejszego rozmiaru (6,4” kontra 6,67”), niższej rozdzielczości (3120 x 1440 kontra 3040 x 1440), okropnej dziury na podwójny aparat przedni i niższej częstotliwości odświeżania (90 Hz kontra 60 Hz).
Według Display Mate Samsung może w tej materii rywalizować tylko z samym sobą, ale czy będzie to różnica, która przekona konsumentów? Nie sądzę.
Nie sądzę też, by Galaxy S10+ okazał się mieć o wiele lepszy aparat od OnePlusa 7 Pro. Według pierwszych recenzji obydwa smartfony idą łeb w łeb.
Nie mam za to cienia wątpliwości, który smartfon będzie szybszy i przyjemniejszy w obsłudze. Już ubiegłoroczny OnePlus 6 zmiatał pod względem płynności działania topowe Samsungi z ich odchudzoną, ale nadal niezbyt piękną i obciążoną zbytecznymi animacjami nakładką. A teraz, kiedy do tego dojdzie ekran 90 Hz, wrażenie płynności w OnePlusie będzie dalece przewyższać to, czego doświadczymy w Galaxy S10+.
Samsunga możemy co prawda naładować bezprzewodowo, a jego akumulator ma taką samą pojemność jak ten w OnePlusie 7 Pro, ale po kilku tygodniach testów wiem, że dla Samsunga 4000 mAh to stanowczo za mało. Dla OnePlusa – według pierwszych recenzji – więcej niż wystarczająco.
Oczywiście dopiero bezpośrednie porównanie wykaże, czy OnePlus 7 Pro faktycznie jest lepszym smartfonem od Galaxy S10+, ale jedno wiem już dziś – na pewno nie jest na tyle gorszy, by z lekkim sercem dopłacać 1100 zł do Samsunga.
iPhone XS Max – 4999 zł
Kto się nie zaśmiał, ręka do góry. Tak myślałem. Polityka cenowa Apple’a, pomimo wszystkich plusów, emejzingu i latających jednorożców jest już zwyczajnie nieakceptowalna.
Nie istnieje żaden powód prócz „mam dużo pieniędzy i mogę sobie pozwolić”, by dopłacać 1700 zł (sic!) do najtańszej wersji iPhone’a XS Max, która ma ledwie 64 GB pamięci na dane. Chcąc cieszyć się taką samą ilością miejsca jak w OnePlusie, musimy dopłacić aż 2600 zł! Dla skali, tyle kosztuje nowy OnePlus 7…
I choćbym nie wiem ile szukał, nie ma ani jednego punktu, w którym iPhone XS Max byłby na tyle lepszy, by dopłacić takie pieniądze.
Tak – można go ładować bezprzewodowo i tak, prawdopodobnie to iPhone XS Max dłużej będzie pracował na jednym ładowaniu, pomimo mniejszego akumulatora. Tak, iPhone XS Max ma Face ID, które jest lepszym i bezpieczniejszym zabezpieczeniem niż optyczny czytnik linii papilarnych pod ekranem. Tak, aparat pewnie będzie marginalnie lepszy, ale też nie tak uniwersalny jak potrójny sensor w OnePlusie.
Ale naprawdę warto dla tych kwestii dopłacić aż 2600 zł? Znacie odpowiedź. Współczuję tym, którzy na tyle wrośli w ekosystem Apple’a, iż nie mogą lub zwyczajnie nie chcą porzucać iPhone’a na rzecz produktu innej marki. Patrząc na to, za jakie pieniądze można nabyć OnePlusa 7 Pro, cena iPhone’a XS Max to już nic więcej, jak zamach na zdrowy rozsądek i szacunek do konsumenta.
Wszystko wyjdzie w praniu.
Oczywiście powyższe wnioski oparte są o doświadczenie z poprzednimi urządzeniami OnePlusa i pierwsze zagraniczne recenzje tych szczęśliwców, którzy już od kilku tygodni korzystają z nowego 7 Pro – i jednogłośnie go chwalą.
Nam na testy przyjdzie jeszcze poczekać kilka dni i dopiero wtedy przekonamy się, czy OnePlus 7 Pro w istocie jest tak dobry, jak jawi się na pierwszy rzut oka.
Jeśli tak, no to przepraszam bardzo – albo pozostali producenci nieco zrewidują swoją politykę cenową, albo zostanie im zwiększyć nakłady na marketing, żeby przekonać konsumentów, że faktycznie warto wydać dużo więcej, by dostać tyle samo, lub… dużo mniej, co u konkurencji.