Poważna rządowa agencja musi tłumaczyć, że krew nastolatków nie posiada właściwości odmładzających
O startupie Ambrosia oferującym zabiegi transfuzji plazmy pozyskiwanej z krwi młodych osób zrobiło się już na tyle głośno, że do akcji wkroczyła Amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA).
Transfuzje krwi wykorzystywane są w medycynie od dawna. Dzięki temu zabiegowi lekarze są w stanie uratować życie wielu milionom ludzi. Nikt jednak jak dotąd nie oferował takiej usługi, jak Ambrosia Medical. Firma twierdzi bowiem, że transfuzja osocza pozyskanego z krwi osób w wieku 16-25 posiada magiczną moc wstrzymywania procesu starzenia u osób starszych.
Twierdzenie to jak na razie nie zostało podparte żadnymi, przekonywującymi dowodami, ale klientom Ambrosii zbytnio to nie przeszkadza. Firma na początku br. pochwaliła się, że oprócz kliniki działającej w Nowym Jorku, już wkrótce otworzy swoje placówki w 5 innych miastach. Za pojedynczy zabieg transfuzji plazmy klienci płacili 8 tys. dol., więc biznes widocznie kręcił się całkiem nieźle.
Ambrosia nie miała też większych problemów z pozyskiwaniem młodego surowca w atrakcyjnych dla siebie cenach. Dokładne dane dot. tego ile można było zarobić na sprzedaży młodej krwi są oczywiście tajne. Ale - bazując na materiałach reklamowych startupu, z których możemy się dowiedzieć, że najbardziej produktywni dawcy są w stanie zarobić nawet 365 dol. w miesiącu zakładam, że zysk z pojedynczej procedury był niemały.
Zresztą jeśli klient chciał kontynuować terapię, kolejne transfuzje otrzymywał z 50 proc. rabatem. Nic tylko żyć, nie umierać i wierzyć w cudowny sposób na powrót do młodości, niepotwierdzony żadnymi badaniami.
Bo dowody na skuteczność takiej terapii nie istnieją
Tzn. podobno istnieją, ale założyciel Ambrosii, Jesse Karmazin (bardzo pasujące nazwisko swoją drogą) nie chce ich ujawnić. Jedyne trochę zbliżone do tego, co oferuje Ambrosia Medical badania prowadzone były na… gryzoniach. Zresztą ich autor, Tony Wyss-Coray, który w 2014 r. prowadził badania dotyczące transfuzji młodego osocza na myszach, twierdzi, że nie ma absolutnie żadnych dowodów na uzdrawiającą moc takiej terapii.
Równie sceptycznie do całego pomysłu podchodzi Irina Conboy, która w 2016 r. prowadziła podobne badania. Zespół dr Conboy zauważył co prawda chwilową poprawę stanu tkanki mięśniowej u starszej myszy, której podano młode osocze, jednak naukowcy nie byli w stanie ustalić, czy nie stało się to na skutek chwilowego rozrzedzenia krwi.
Nieco podobne zabiegi oferuje też branża kosmetologiczna. Różnica jednak polega na tym, że plazma wykorzystywana jest do wygładzania i zwiększania sprężystości skóry pacjenta i pozyskiwana jest z jego własnej krwi. Żadnemu kosmetologowi na szczęście nie przyszło jeszcze do głowy, żeby ulepszyć ten zabieg zastępując krew pacjenta, krwią nastolatków.
Sprawą transfuzji młodej plazmy w końcu zainteresowała się FDA
Amerykańska Agencja Żywności i Leków postanowiła zareagować na całą sytuację, wydając oficjalne oświadczenie, w którym powtarza za naukowcami: nie ma żadnych dowodów na to, że transfuzja plazmy działa. Dodatkowo, Peter Marks, dyrektor FDA wyraził obawę, że firmy oferujące tego typu zabiegi żerują po prostu na naiwności swoich klientów i ich marzeniach o powrocie do bycia młodym.
To bardzo ciekawe studium przypadku, w którym poważna, rządowa agencja musi zabierać głos w sprawie, która nie wydaje się być zbyt skomplikowana. Ludzie jednak coraz mniej przejmują się nauką, więc takie interwencje wydają się być niezbędne. Szczególnie w Stanach, gdzie bardzo często powstają cudowne startupy oferujące magiczne kryształy, surową wodę, czy sposób na młodość bazujących na ludowych wierzeniach o wampirach. Coś, gdzieś musiało chyba pójść nie tak, skoro wciąż tego typu działalność jest w stanie przyciągnąć do siebie naiwnych klientów.
Ciekawe, czy ludzie, którzy decydują się na wydanie (co najmniej) 8 tys. dol. na zabieg, którego skuteczność można porównywać z homeopatią, wierzą w płaską Ziemię...