Amerykanie zwariowali na punkcie „surowej wody”. Jest droga i zdatna do picia przez jeden cykl Księżyca
Antyszczepionkowcy i płaskoziemcy widocznie przestali nas wystarczająco bawić. Oto pojawił się kolejny owoc zrodzony z naszej niewiedzy. Panie i panowie, oto surowa woda.
Surowa woda to autentyczny powrót do natury. W żaden sposób niefiltrowana, zapomnijcie też o jakiejkolwiek sterylizacji. To jest autentyczna woda, a nie jakiś przetworzony produkt naszej cywilizacji. Precz z cywilizacją!
Tego ostatniego zdania, to szczerze mówiąc, nie jestem pewien. Może ludzie, którzy zaczęli kupować „surową wodę” Live Water nie mają nic przeciwko cywilizacji jako takiej. Tutaj wypadałoby, żebym napisał: może są po prostu lekkomyślni, tyle że zbyt delikatne określenie tego, co myślę.
Surowa woda, czyli szarlatanizm XXI wieku.
Live Water reklamowana jest tym, że zawiera w sobie probiotyki, czyli pożyteczne bakterie, które mają pozytywny wpływ na nasz organizm. Te cudowne właściwości zostały wycenione na 127 zł za 2,5-galonową (ok. 9,5 l) butelkę. Dolewka jest trochę tańsza - kosztuje tylko 51 zł.
Taka zwykła, butelkowana woda tych drogocennych probiotyków nie zawiera, ponieważ oczywiście jest filtrowana. Ozonem, promieniami UV, odwróconą osmozą - metod jest sporo. Dzięki temu pijąc taką wodę mamy blisko 100 proc. pewności, że nie zawiera ona np. bakterii E. Coli, pasożytów, czy innej cholery. Pijąc Live Water takiej pewności mieć nie możemy. Ale ludziom to nie przeszkadza. Surowa woda jest droga i sprzedawana w sklepach ze zdrową żywnością - znaczy się, musi być super.
Do tego, w tekście opublikowanym przez New York Times, znaleźć można ciekawe wypowiedzi założyciela Live Water, Mukhande Singha. Moją ulubioną jest ta o dacie ważności surowej wody. Pan Singh twierdzi, że jego produkt zdatny jest do użytku tylko przez jeden cykl Księżyca. Potem surowa woda robi się zielona i jest już niedobra.
Kogo obchodzi jakaś tam nauka?
Ludzie, którzy zamieszkiwali tę planetę bardzo dawno temu, zorientowali się, że w miarę możliwości wypadałoby zainteresować się czystością wody, którą piją. Wodę filtrowano już w czasach starożytnych. Wydawało mi się, że w 2018 r. jest to dość powszechna wiedza, tymczasem wracamy do faz księżyca.
Kiedy pierwszy raz na Facebooku widziałem wpis o tym, że szczepionki odcinają ludziom sensory duchowe (cokolwiek to znaczy) i zawierają metale ciężkie, które zmieniają nas w cyborgi, zacząłem się zastanawiać co, i w którym momencie poszło nie tak. Potem okazało się, że teoria płaskiej Ziemi wcale nie jest wysublimowanym i bardzo niszowym żartem, tylko że niektórzy naprawdę, w nią wierzą. Dzisiaj czytam o surowej wodzie, która bez większego problemu jest w stanie wywołać jakąś lokalną epidemię.
O czym przeczytam jutro? Tolerowanie tego typu poglądów w sferze publicznej dyskusji jest wielce szkodliwe. W Polsce na przykład doprowadziło to do dość kuriozalnej sytuacji, w której duchowi uzdrowiciele spotykają się z naszą wiceminister zdrowia, żeby porozmawiać o możliwości refundowania ich usług polskim pacjentom. Za chwilę okaże się, że w ramach programu do walki z bezrobociem, polskie urzędy pracy będą oferowały bezrobotnym konsultacje u wszelkiej maści wróżbitów.
Co i gdzie poszło nie tak?