REKLAMA

Xbox Game Pass trafi do wszystkich urządzeń, które posiadają gracze

Spekulowaliśmy na ten temat od dawna, a teraz nasze gdybania potwierdza sam Microsoft. Firma ogłosiła zamiar wprowadzenia usługi Xbox Game Pass na wszystkie urządzenia konsumenckie. W tym te, które z Windows nie mają nic wspólnego.

xbox game pass zgodne urządzenia
REKLAMA
REKLAMA

Xbox Game Pass (dostęp do ponad 150 gier w ramach relatywnie niskiego abonamentu) to usługa, która w ocenie Microsoftu zapewni mu długofalowy sukces. Póki co sytuacja zdaje się wyglądać dobrze dla tej firmy. Według informacji otrzymanych od operatora usługi, jak już ktoś zacznie płacić za Xbox Game Pass, niemal nigdy jej nie porzuca. Zwiększona popularność gier z oferty Game Pass wpływa korzystnie na ich wyniki sprzedaży – chociażby u osób bez Game Passa lub poprzez mikrotransakcje czy rozszerzenia – a Xbox One oferuje graczom coś unikalnego, obcego dla innych platform.

Nic więc dziwnego, że Microsoft wydaje górę forsy na promowanie usługi i docieraniu z nią do coraz większej liczby graczy. Zarówno do tych z konsolami Xbox One, jak i tych z PC z Windows 10 (gdzie Xbox Game Pass ma ponoć znacząco zwiększyć swoją obecność). Chce umacniać jej pozycję i istotność. Na tym jednak nie koniec.

Xbox Game Pass ma trafić do wszystkich urządzeń, jakie mają gracze.

Co ogłosił sam Phil Spencer, szef działu Xbox. Przy czym wspomniane urządzenia to również sprzęty mobilne z iOS-em i Androidem. Jakim cudem, skoro Microsoft nie ma nad nimi żadnej kontroli? Tu pomóc ma Project xCloud. Ale co na to twórcy gier? Co to oznacza dla konsol jako sprzętu, przynajmniej tych marki Xbox?

Mając już tak wiele oficjalnych informacji, możemy przestać spekulować i zacząć rysować przyszłość rynku gier oczami Microsoftu. Przyszłość, którą niewiele firm może z uwagi na brak możliwości technicznych kreować. Taką, w której firma z Redmond ma ogromne szanse stać się trendsetterem.

Konsola Xbox One ma być niezmiennie najlepszym sprzętem do grania.

Ambicje te to nie myślenie życzeniowe, a słowa tegoż samego Phila Spencera. Nadal uważa, że wydajny sprzęt przeliczający lokalnie zadania związane z działaniem gry wideo zapewni najlepsze doświadczenia z gry. Stąd wziął się pomysł na dopalenie konsol Xbox One znacznie wydajniejszym modelem Xbox One X. I dlatego też już powstaje kolejna edycja: ponoć z architekturą Zen 2, na której rozdzielczość 4K przy 60 klatkach na sekundę w grach ma być standardem.

Na chwilę obecną Xbox One X kosztuje jednak aż 1,7 tys. zł. Dlatego też firma planuje kontynuować oferowanie tańszego Xbox One S. Choć właściwie, to powinienem napisać jeszcze tańszego: Microsoft zamierza obniżyć cenę tej tańszej konsoli o koszt drogiego napędu Blu-ray UHD.

Xbox przyszłość gry class="wp-image-622687"

Nie jest jasne jakie przełożenie będzie to miało na cenę kosztującej aktualnie 900 zł wersji S. Wiele wskazuje na to – i to jedyna spekulacja w tym tekście – że Microsoft będzie sprzęt ten sprzedawał wręcz ze stratą. Wierząc, że odrobi na pobieranych cyklicznie płatnościach za opcjonalne Xbox Live Gold i Xbox Game Pass.

Propozycja mogłaby kształtować się następująco: Xbox One S „za złotówkę” oraz około 50 zł miesięcznie za Live Gold i Game Pass z dwuletnim zobowiązaniem. A więc za 4 gry za darmo miesięcznie wybrane przez Microsoft oraz kilkadziesiąt (kilkaset?) kolejnych gier udostępnionych na identycznych zasadach, co filmy i seriale na Netfliksie. Można będzie dalej kupować gry na własność. W tym na płytach: ponoć powstanie jakiś mechanizm wiążący wydaną na płycie grę z beznapędową konsolą.

To oferta przejściowa. Docelowo ma to wyglądać jeszcze lepiej.

Już teraz na terenie Stanów Zjednoczonych są prowadzone pilotażowe programy, traktujące konsolę Xbox jako usługę. Przystępując do nich otrzymujemy urządzenia Xbox One S lub Xbox One X „za darmo” – ale z miesięcznym zobowiązaniem abonamentowym. Niższym za wersję S, wyższym za wersję X. Oczywiście Xbox Game Pass i Xbox Live Gold są już w cenie. W przyszłości pojawi się jeszcze jedna wersja takiego abonamentowego planu. Bez konsoli.

Tu do akcji wchodzi wspomniany na początku tekstu Project xCloud. Microsoft (oraz Google, jako konkurent) są coraz bliżej uruchomienia platform strumieniujących gry wideo przy bardzo niskich opóźnieniach w sterowaniu i w wysokiej rozdzielczości. Gry na Xbox One będą mogły więc być rozgrywane z poziomu naszego telefonu czy prostego netbooka. Wystarczy szybkie łącze internetowe i wydajna karta sieciowa.

Xbox jako usługa w trzech wersjach.

Bez sprzętu, z tańszym sprzętem i tym droższym. Przy czym nawet dysponując tym najbardziej wydajnym nadal będziemy mogli korzystać ze strumieniowania gier – na przykład w delegacji czy na wakacjach, gdy jesteśmy z dala od naszego salonowego telewizora. Tak zwane gry ekskluzywne (dostępne na wyłączność na platformie Xbox) funkcjonowałyby tak, jak Netflix Originals. Przyciągając nowych graczy do usługi i utrzymując ich w niej przez kolejne sezony sequele i DLC.

W ten sposób Microsoft zadowala w zasadzie wszystkich. Konserwatywnych graczy: bo nadal będą mogli funkcjonować na dotychczasowych zasadach, kupując gry cyfrowo lub na płytach. „Postępowych” graczy, którzy nie potrzebują mieć gier na własność, preferując nieograniczony dostęp do większej liczby tytułów na zasadzie użyczenia. Zewnętrznych twórców gier przez zapewnienie im łatwej drogi dotarcia do znacznie powiększonej bazy klientów. I wreszcie samego siebie: bo przecież to Microsoft będzie od tego wszystkiego kasował prowizje.

Microsoft na chwilę obecną rzuca pieniędzmi na prawo i lewo, kupując coraz więcej i więcej uznanych studiów deweloperskich na własność – nie chcąc powtórzyć problemów Xbox One, krytykowanego za małą liczbę gier ekskluzywnych. Bez wątpienia jednak przyszłość gier – tak jak przyszłość w zasadzie wszystkiego – widzi w chmurze.

Znamienne jest to, że to nie Sony czy Nintendo stają się jego największym konkurentem.

Tylko dwie firmy są w stanie odpowiedzieć na wielkie plany Microsoftu, a są to Amazon i Google. Ta druga zresztą również już testuje swoją usługę gamingową, choć zdaje się nie planuje produkcji samej konsoli. Czy japońscy rywale zdecydują się na podobny krok? Z pomocą Amazonu lub bez niej? Tego na razie nie wiemy.

REKLAMA

Po prawdzie, nie wiemy też jak pomysł Microsoftu przyjmą gracze. Sony i Nintendo są przez nich darzeni ogromną sympatią i sporą lojalnością, i to już od dekad. Wydaje mi się jednak, że ostatecznie wygra pragmatyzm. A więc to jak atrakcyjna cenowo będzie oferta Microsoftu i na jakim poziomie technicznym będzie zrealizowana. Nie zapominajmy, że i Sega miała kultowe marki gier i dużą bazę oddanych graczy. Że nie wspomnę o Atari.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA