REKLAMA

Miało być lepiej, wyszło jak zawsze. Facebook łykał fałszywe reklamy, wykupowane przez dziennikarzy

Rozwiązanie, które miało poprawić przejrzystość życia politycznego na Facebooku, może być świetnym narzędziem dezinformacji. Dziennikarze bez problemu wykupowali reklamy rzekomo opłacane przez senatorów, ISIS, a nawet, o ironio, Cambridge Analytica. 

Wybory w Stanach Zjednoczonych
REKLAMA
REKLAMA

W maju tego roku w Stanach Zjednoczonych Facebook wprowadził narzędzie, które miało sprawić, że politykowanie w mediach społecznościowych stanie się nieco bardziej przejrzyste. Idea była prosta — jeśli chcesz zapłacić za polityczną reklamę na największym portalu społecznościowym świata, musisz się pod nią podpisać. To system, który od lat sprawdza się w tradycyjnych mediach. Dzięki niemu trudniej podszyć się pod kogoś lub publikować skandaliczne kampanie reklamowe bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji. Debata publiczna miała zyskać na przejrzystości.

Dziennikarze podszywali się pod polityków i różne organizacje. Facebook łykał wszystko.

Okazało się, że w praktyce to narzędzie może przede wszystkim ułatwić życie oszustom. Vice postanowił przetestować jego działanie. Dziennikarze z fałszywych, pustych kont zaaplikowali o wykupienie reklamy politycznej opłaconej rzekomo przez każdego ze 100 senatorów Stanów Zjednoczonych. Wszystkie wnioski zostały rozpatrzone pozytywnie. Reklamy miały być wyświetlane ze stron takich grup politycznych jak Cookies for Politcal Transparency (niestety w rzeczywistości taka grupa nie istnieje) czy Ninja Turtles PAC (to, co gorsza, też nie).

Co gorsza, Facebook wiedział już o potencjalnym problemie. Tydzień wcześniej Vice zrobił niemal to samo, podając się za ISIS i Mike'a Pence'a, wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. Fakt, że za każdym razem dziennikarze musieli skanować prawo jazdy, w niczym im nie popsuł szyków.
Do zabawy dołączył też Business Insider, który opublikował reklamy, informując, że opłaca je niesławna Cambridge Analytica. Reklamy krążyły przez dwa dni w serwisie.

Kampania polityczna na Facebooku miała być przejrzysta. Jest wręcz przeciwnie.

REKLAMA

Sprawa jest o tyle pilna, że w Stanach Zjednoczonych wielkimi krokami zbliżają się wybory, a to oznacza zintensyfikowaną obecność polityków w mediach społecznościowych.

Facebook jest do tej pory rozliczany z tego, co działo się na platformie przy okazji kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa i Hilary Clinton. Mark Zucekrberg zaprezentował wiele zmian, zadeklarował walkę z fake newsami i większą przejrzystość. Wydawało się, że serwis zrobi wiele, żeby tym razem zaprezentować się jako prymus i uniknąć powtarzania starych błędów. W tym celu między innymi wprowadzono wiele zmian w reklamach. Zwykły użytkonik dostał dostęp do historii reklamowej danego serwisu czy jego poprzednich nazw. Najważniejsze było jednak dodawanie informacji o tym, kto za reklamę zapłaci. Okazało się, że to potencjalnie rzeczywiście jest świetne narzędzie. Szkoda tylko, że dezinformacji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA