Motorola zrobiła podróbkę iPhone’a X. Zgadza się nie tylko wygląd, ale nawet tapeta
WTF, Motorolo? – chciałoby się zapytać. Ostatnia firma, którą bym o to posądził, właśnie wypuściła w świat ordynarną kopię iPhone’a X. Tak wygląda Motorola P30.
Patrzę i niedowierzam. To naprawdę ta sama Motorola, która od lat bierze sobie za punkt honoru bycie „innym”? Pisząc te słowa mam na sobie koszulkę z logo marki, a tam, jak byk, wielkimi literami, napisane jest „different is better”.
No to skoro „inne jest lepsze”, to… dlaczego Motorola P30 w ogóle ujrzała światło dzienne?
„Inne” nie sprzedaje.
Wygląda na to, że innowacja kończy się tam, gdzie kończą się pieniądze. Czy może zaczyna się konieczność zarabiania. Modułowe Motorole Moto Z są jednymi z najciekawszych telefonów na rynku, ale sprzedażowo stanowią jego margines, głównie przez wzgląd na zbyt wysoką cenę względem możliwości. Znakomite Motorole Moto G to w mojej opinii najlepsze budżetowe telefony dostępne w wolnej sprzedaży, ale nadal nie cieszą się popularnością równą tanim Xiaomi czy Honorom.
A w Motoroli, czy może raczej w Lenovo (bo P30 wygląda mi na mocno chińską myśl techniczną) nie śpią. Mądre głowy w korporacji dodały dwa do dwóch i stworzyły takie oto równanie:
Design iPhone’a X + tapeta z iPhone’a X + oprogramowanie przypominające z wyglądu iPhone'a X + wystarczające podzespoły + niska cena = profit.
I tak powstała Motorola P30.
Gdyby nie to, że Moto P30 jest bezczelną kopią, oczekiwałbym tego telefonu z wypiekami na twarzy. Ma bowiem wszystko, czego tylko można wymagać od smartfonu w 2018 roku:
- Procesor Snapdragon 636
- 6 GB RAM-u
- 64 lub 128 GB pamięci flash
- Wyświetlacz IPS o przekątnej 6,2” i rozdzielczości 2246 x 1080
- 3000 mAh akumulator z super-szybkim ładowaniem Turbo Charge
- Podwójny aparat główny (16 Mpix + 5 Mpix)
- 12 Mpix aparat przedni
- Odporność na wodę i pył
- Czytnik linii papilarnych na pleckach, ukryty pod logo marki
I – co najważniejsze – kosztuje zaledwie 300 dol., co po przeliczeniu i dodaniu podatków powinno się przełożyć na około 1300, max 1500 zł. A to plasuje Moto P30 tuż nad Motorolą Moto G6 Plus, co może oznaczać, iż seria P zastąpi Motorolę Moto X.
Wszystko byłoby piękne, gdyby Motorola odziała nowe urządzenie w swoją własną, charakterystyczną stylistykę, zamiast kserować iPhone’a X oraz… Huaweia P20. Nowa Motorola trafi bowiem na rynek w trzech kolorach: czarnym, białym, oraz barwie „aurora”, do złudzenia przypominającej specyficzny kolor „twilight”, w jakim dostępny jest Huawei P20 i P20 Pro. Ach, byłbym zapomniał – tapeta również wydaje się dziwnie znajoma…
Jakby tego było mało, przynajmniej w chińskiej wersji urządzenia na Androida 8.0 nałożona jest nakładka Lenovo ZUI 4.0, która – tak, zgadliście – łudząco przypomina iOS-a.
Mam nadzieję, że gdy Motorola P30 trafi do wolnej sprzedaży w Europie w połowie września, będzie pozbawiona nakładki Lenovo. Ostatecznie… to, co wszyscy cenią w Motorolach najbardziej (oprócz stosunku jakości do ceny), to doskonałe oprogramowanie. Korzystałem wiele razy z nakładki ZUI i – podobnie jak wszystkim chińskim klonom iOS-a – z doskonałością nie ma ona wiele wspólnego.
Zaszliśmy za daleko w kopiowaniu.
Ostatnio szerokim echem niesie się po Internecie tweet, że ostatnio wszystkie telefony projektuje Jony Ive:
I choć bardzo chciałbym się nie zgodzić, to z bólem muszę przyznać mu rację. No bo co nam zostało? Z producentów głównego nurtu w zasadzie tylko Samsung, Sony i BlackBerry oparli się temu bezmyślnemu trendowi klonowania dzieła z Cupertino. Cała reszta to parada mniej lub bardziej bezczelnych kopii, a już Motorola P30, wespół z Xiaomi Mi8, należy do tych najmniej pozbawionych tupetu.
A jakby tego było mało… to się pewnie sprzeda. Internet i branża technologiczna mogą drwić do bólu, ale przeciętnego użytkownika nie bardzo obchodzi, że ktoś kogoś skopiował. Bo przeciętny użytkownik ma w nosie innowacje i „inność”. Przeciętny użytkownik chce mieć iPhone’a X, ale za ułamek ceny iPhone’a X. No i ma. Dziesiątki, setki podróbek, w których może przebierać do woli, żeby tylko mieć namiastkę prawdziwego produktu.
Szkoda. Jako fan Motoroli patrzę na to z wielkim bólem. Smartfony Motoroli dotychczas były dla mnie synonimem wyjątkowości. Innego podejścia do rynku. A teraz?
Teraz patrzę na nadruk na mojej koszulce, i w zasadzie jedyne, co pozostaje, to wyrzucić ją do kosza. Tak jak Motorola właśnie wyrzuciła do kosza swoją własną ideę „inności”.