Czy naprawdę potrzebujesz czegoś więcej? Motorola Moto G6 Plus - recenzja
Ten telefon jest tak dobry, że przez ponad miesiąc za każdym razem wolałem sięgnąć po niego zamiast po dwukrotnie droższe urządzenia leżące na biurku. Motorola Moto G6 Plus to najlepszy smartfon, jaki można kupić za 1200 zł.
Krajobraz smartfonowego rynku wygląda tak, że dziś każdy zakup smartfona powyżej określonego pułapu to nic więcej jak fanaberia albo bardzo konkretne potrzeby. W tym wyścigu producentów o uwagę konsumenta, w ramach którego dostajemy coraz to nowsze i coraz to mniej przydatne funkcje, wiele marek zapomina o najważniejszym: o realnych potrzebach użytkownika.
Motorola wyznaje zupełnie inną filozofię. Najważniejszymi produktami Moto są od lat smartfony budżetowe – seria Moto C, Moto E i w końcu Moto G, czyli najlepsze z najtańszych. I śmiało można powiedzieć, że szósta iteracja tej ostatniej osiągnęła poziom maestrii, o jakim wielu konkurentów może tylko pomarzyć.
Motorola Moto G6 Plus oferuje wszystko, czego potrzebują użytkownicy i nic, czego użytkownicy nie potrzebują. Jest smartfonem tak przemyślanym, że przez ostatni miesiąc wolałem używać urządzenia za 1200 zł zamiast blisko dwukrotnie droższego OnePlusa 6.
Moto G6 Plus ma niewiele istotnych wad
Na tyle niewiele, że postanowiłem rozpocząć od nich tę recenzję. W czasie ponad miesięcznego testu znalazłem tak naprawdę… dwie kwestie, które są obiektywnie do poprawki.
Wada numer 1 – aparat.
Przepraszam, Motorolo, znów się nie udało. Aparat od zawsze był najsłabszym elementem smartfonów Moto, niezależnie od półki cenowej i Moto G6 Plus nic w tym zakresie nie zmienia.
W ciągu dnia można z aparatu wycisnąć całkiem przyzwoite ujęcia, nie powiem:
Niestety, wysiłek sensora jest kompletnie marnotrawiony przez agresywne przetwarzanie software’owe. Finalne zdjęcie jest zawsze przesadnie wyostrzone, często przepalone, a kolory sztucznie nasycone:
Niejako w ramach rekompensaty dostajemy względnie „plastyczne” jpegi, które mogą zacząć wyglądać nawet ładnie po krótkiej zabawie w aplikacji do obróbki:
Niestety ani jednego dobrego słowa nie można powiedzieć o zdjęciach nocnych. Jest po prostu źle. Aparat ma problemy z ostrzeniem, zdjęcia często wychodzą rozmyte, a jakość obrazka jest w gruncie rzeczy bezużyteczna:
Aplikacja aparatu jest bardzo podstawowa. Mamy tu tylko kilka dodatkowych funkcji i żadnych wymyślnych trybów czy filtrów.
Do dyspozycji użytkownika jest przynajmniej tryb manualny, ale prawdę mówiąc na niewiele się on zdaje.
Duży plus należy się za wbudowany skaner dokumentów, nieco mniejszy za całkiem niezły tryb panoramiczny:
Przednia kamera nie rozczarowuje, ale też nie powala. W dobrych warunkach oświetleniowych radzi sobie przyzwoicie:
Za to tryb portretowy Motorola (jak zresztą i wszyscy pozostali producenci…) mogłaby sobie odpuścić, bo robi więcej szkody niż pożytku:
W wideo wcale nie jest lepiej. Jakość obrazu jest przeciętna, autofocus "myszkuje", a cyfrowa stabilizacja bardzo szarpie, co możecie zobaczyć na nagraniu Karola:
Jeśli więc szukacie najlepszego aparatu w tym przedziale cenowym, nie znajdziecie go w Moto G6 Plus. A szkoda.
Wada numer 2 – śliska i łatwo brudząca się obudowa.
Dla pełnej jasności – od strony wizualnej obudowa Moto G6 Plus ogromnie mi się podoba. Telefon jest śliczny, a światło przepięknie załamuje się na szklanych pleckach.
Problem polega na tym, że są to najbardziej śliskie plecki, z jakimi kiedykolwiek miałem do czynienia. Ten telefon potrafi sam zjechać ze stołu, jeśli tylko nie stoi on w idealnym poziomie. Trzeba się bacznie pilnować, by nie wypuścić Motoroli z ręki, szczególnie gdy ta się spoci.
Producent chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo do opakowania dorzuca sylikonowe etui. Sęk w tym, że… wygląda ono bardzo, bardzo źle. Kto o zdrowych zmysłach zakryłby tak ładny telefon tak brzydkim etui?
Obudowa również bardzo łatwo się brudzi. I wcale nie mówię tu o zbierających się odciskach palców. Otóż między ramką urządzenia a pleckami jest niespełna milimetrowa szpara. Po miesiącu w kieszeni zebrało się tam mnóstwo brudu i pyłu, którego nie da się w prosty sposób usunąć.
Na tym koniec wad. Pod każdym innym względem Motorola Moto G6 Plus to telefon wzorowy.
Zacznijmy od tego, co widać na pierwszy rzut oka: od ekranu.
5,9-calowy panel IPS LCD jest znakomity w swojej klasie. Wystarczająco jasny, z pięknymi kolorami i doskonałymi kątami widzenia. Rozdzielczość 2160 x 1080 również jest więcej niż wystarczająca, a przy tym pozytywnie wpływa na czas pracy urządzenia z dala od gniazdka.
Nie można mówić o ekranie w Motoroli nie wspominając o genialnej funkcji Moto Display. Przyznaję, że to jeden z moich ulubionych dodatków do Androida w ogóle i brakuje mi go okrutnie za każdym razem, gdy oddaję telefon Motoroli po testach.
Moto Display wyświetla widget z godziną, pogodą i stanem akumulatora, a także dymki powiadomień. Każdy z dymków możemy rozwinąć jednym dotknięciem palca i zdecydować, czy to coś ważnego, czy raczej nieistotnego. W drugim przypadku możemy od razu odrzucić powiadomienie. W pierwszym – jeśli to SMS lub wiadomość w kompatybilnej aplikacji, od razu odpisać, bez odblokowywania ekranu.
Moto Display pozwala również na kontrolowanie multimediów bez odrzucania ekranu blokady. Cieszy też fakt, że Moto G6 Plus ma wbudowany czujnik ruchu. Nie trzeba więc podnosić telefonu z blatu albo pukać w niego, żeby podejrzeć powiadomienia. Wystarczy machnąć nad nim dłonią, a Moto Display włączy się sam. To nie są droidy, których szukacie.
Pod ekranem mamy szybki i dokładny czytnik linii papilarnych. Służy on nie tylko do odblokowywania ekranu, ale może też być uniwersalnym przyciskiem nawigacji. Zamiast wirtualnych klawiszy u dołu wyświetlacza, możemy operować telefonem przy użyciu pociągnięć kciuka. Przeciągnięcie w lewo zastępuje przycisk cofania, a w prawo – menu ostatnich aplikacji.
Muszę też pochwalić (tak, pochwalić!) Motorolę za decyzję o wykorzystaniu szkła Gorilla Glass 3 zamiast nowszej wersji. Smartfony wyposażone np. w Gorilla Glass 5 okrutnie się rysują. Może i są nieco bardziej odporne na pękanie (choć jak smartfon spadnie „twarzą do dołu”, to i tak nic mu nie pomoże…), ale za to rysują się od samego patrzenia. Gorilla Glass 3 może nie wykazuje takiej odporności na upadki, ale za to po ponad miesiącu testu, obejmującego bardzo intensywne użytkowanie i tygodniowy wypad w góry, na panelu nadal nie ma ani jednej ryski.
Pod ekranem mamy podzespoły, które zadowolą praktycznie każdego.
Sercem Moto G6 Plus jest procesor Qualcomm Snapdragon 630, wspierany przez 4 GB RAM-u i 64 GB pamięci na dane, rozszerzalne o kartę microSD. Warto dodać, że kartę można włożyć jednocześnie z dwoma kartami SIM.
Motorola umieściła w G6 Plus najdłuższą tackę na karty, jaką w życiu widziałem, więc nie ma tu mowy o kompromisie między większą ilością przestrzeni na dane, a używaniem dwóch numerów.
Co do reszty podzespołów, to spodziewałem się przeciętnej pracy, a zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony. Oczywiście, Snapdragon 630 demonem wydajności nie jest. Na pierwszy rzut oka widać, że pracuje wolniej od topowego Snapdragona 845 czy nawet ciut nowszego Snapa 660.
Tyle że nie ma to absolutnie żadnego znaczenia, bo o ile Moto G6 Plus nie jest najszybsza na rynku, tak pracuje z idealną płynnością. Animacje nigdy nie gubią klatek. Przełączanie się między otwartymi programami następuje bez przycięć. Nawet pod obciążeniem Moto G6 Plus nie łapała zadyszki, a muszę zaznaczyć, że obciążałem ją mocno i często.
4 GB RAM-u również okazały się więcej niż wystarczające. Regularnie słuchałem podcastów strumieniowanych przez sieć komórkową, jednocześnie używając innych aplikacji, a czasem jeszcze nakładając na to wszystko Netfliksa lub Google Maps w trybie PiP. Ani razu nie zdarzyło się, żeby Motorola musiała zamknąć jedną aplikację, by utrzymać działanie drugiej.
Jedyne miejsce, gdzie podzespoły Moto G6 Plus mogą okazać się niewystarczające, to zaawansowane graficznie gry mobilne. Wtedy faktycznie Snapdragon 630 nie gwarantuje fajerwerków graficznych jak topowe SoC, a do tego szybko się nagrzewa. Jeśli jednak trzymamy się produkcji nie bardziej wymagających niż Alto’s Oddyssey, wszystko będzie w porządku. Z takimi grami Motka radzi sobie bez zająknięcia.
Oprogramowanie w Motorolach to mistrzostwo świata. Nie inaczej jest z Moto G6 Play.
Smartfony Moto to aktualnie jedyne urządzenia z Androidem, w których nie zmieniam domyślnego launchera. Nawet w OnePlus 6, który również plasuje się w czołówce pod tym względem, ostatecznie wywaliłem launcher Oxygen OS na rzecz Novy. W Moto G6 Plus niczego nie ruszałem.
Oprogramowanie jest doskonale zoptymalizowane. Przez ponad miesiąc testów nie zdarzył się też ani jeden crash aplikacji, ani jeden bug, ani jeden problem z działaniem. Szok i niedowierzanie, bo takich słów nie mogłem napisać o wielu dużo droższych telefonach.
Wisienką na torcie tego dopracowania Androida 8.0 Oreo są dodatki Moto.
Pozostałe również są szalenie użyteczne. Wystarczy pokręcić nadgarstkiem, by uruchomić aparat. Wystarczy machnąć dwukrotnie telefonem, by włączyć lub wyłączyć latarkę. Czytnik linii papilarnych może służyć do nawigacji po systemie, a gdy go naciśniemy ponownie, blokuje wyświetlacz. Ekran Moto Display uwalnia od konieczności ciągłego pilnowania powiadomień. Tryb nocny z filtrem światła niebieskiego odciąża wzrok podczas wieczornych sesji z telefonem.
To wszystko praktyczne i użyteczne dodatki, z których korzystałem każdego dnia. Mało tego, Motorola oferuje też swoje autorskie rozwiązanie Moto Key, które pozwala się zalogować do komputera przy użyciu czytnika linii papilarnych w telefonie. Super przydatna rzecz.
Akumulator z powodzeniem wystarczy na cały dzień pracy.
3200 mAh pojemności przekłada się na spokojne 24 godziny w użyciu. Nieco mniej, jeśli bardzo katujemy telefon. W praktyce podczas testów ani razu nie zabrakło mi energii przed końcem dnia, a muszę podkreślić, że z reguły były to bardzo długie dni. Jednak nawet w sytuacjach, gdy składały się one z kilku godzin YouTube’a, kilku godzin nawigacji, kilku rozmów telefonicznych i stałego podłączenia do słuchawek Bluetooth lub samochodu, Moto G6 Plus dzielnie dotrzymywała mi tempa. Nie jest to smartfon na dwie doby użytkowania, ale na jedną solidną – jak najbardziej.
A gdyby nawet komuś udało się rozładować smartfon wcześniej, to dołączona do zestawu ładowarka Turbo Power naładuje go do pełna w nieco ponad pół godziny.
Korzystanie z Moto G6 Plus na co dzień to przyjemność.
Rozmowy telefoniczne, zasięg i szybkość działania sieci były dokładnie takie, jak spodziewalibyśmy się po smartfonie firmy o telekomunikacyjnym DNA – wzorowe.
Na ogromną pochwałę zasługuje też głośnik u szczytu ekranu. Nadal żałuję, że jest tylko jeden, ale za to jest on głośny, gra czysto i nie da się go w żaden sposób zakryć dłonią w czasie oglądania filmów. Podczas rozmów telefonicznych gwarantuje on też idealną słyszalność osoby po drugiej stronie.
Nieco gorszą, ale nadal satysfakcjonującą jakość audio zapewnia gniazdo słuchawkowe. Nie ma ono dość mocy, by napędzić słuchawki powyżej 32 Ohm, ale z pozostałymi radzi sobie wystarczająco dobrze. Zadowoli wszystkich prócz najbardziej wymagających melomanów.
Co by nie mówić o śliskiej i brudzącej się obudowie, ona również zdała egzamin. Przyciski głośności i blokady ekranu są od siebie wyraźnie oddzielone i mają idealny skok. Niby drobiazg, ale istotny.
Obawiałem się nieco o wytrzymałość tego telefonu, ale kompletnie niesłusznie. Podobnie jak na ekranie, tak i na obudowie nie ma ani jednej ryski. Co ciekawe, Moto G6 Plus jest również do pewnego stopnia odporna na zachlapanie. Nie spełnia żadnej z norm IP, ale pokryta jest powłoką stworzoną przez P2i, odpychającą płyny.
Motorola oficjalnie mówi, że telefonu można używać w lekkim deszczu, ale… w ostrym deszczu Moto G6 Plus również nic się nie stanie. Sprawdziłem to organoleptycznie, idąc na Giewont od strony Doliny Strążyńskiej w czasie ulewy. Blisko cztery godziny marszu i górskiej przeprawy w przemoczonych spodniach nie zrobiły na Motoroli żadnego wrażenia, podobnie jak robienie zdjęć pod strugami deszczu.
Nie można przeoczyć też faktu, że Moto G6 Plus wyposażona jest w NFC, podobnie zresztą jak mniejsza, kosztująca 900 zł Moto G6. To bardzo istotne, bo dzięki chipowi NFC możemy używać telefonu do płatności zbliżeniowych Google Pay, a wiele urządzeń za mniej niż 1000 zł nie posiada tego dodatku.
No właśnie… a co z Moto G6?
Celowo nie pisałem osobnej recenzji dla mniejszej Motoroli, bo byłoby to kompletnie bez sensu. Jedyną różnicą między wersją z plusem i bez plusa (prócz gabarytów), jest słabszy procesor i mniej RAM-u.
Porównałem ze sobą Moto G6 i Moto G6 Plus i w praktyce… różnica między Snapdragonem 450 i 3 GB RAM-u a Snapdragonem 630 i 4 GB RAM-u nie jest aż tak odczuwalna, jak mogłoby się wydawać. Mniejsza Motorola działa równie płynnie, choć uczciwie trzeba przyznać, że nie radzi sobie z przytrzymaniem w pamięci równie wielu aplikacji, a wymagające gry nierzadko klatkują.
Oprócz tego jednak można Moto G6 przypisać dokładnie te same zalety i te same wady co Moto G6 Plus. Jeśli o mnie chodzi, bez wahania dopłaciłbym do większej wersji, głównie przez wzgląd na większą ilość RAM-u. Jeśli jednak takie rozciągnięcie budżetu nie wchodzi w grę, to Moto G6 nadal pozostaje urządzeniem wartym uwagi.
Jeszcze nigdy smartfon ze średniej półki mnie tak nie zaskoczył.
Motorola Moto G6 Plus pod wieloma względami bije na głowę droższych rywali. Działa niebywale płynnie, jest dopracowana we wszystkich aspektach użytkowych, a jej jedyną naprawdę istotną wadą jest mocno przeciętny aparat.
Gdybym sam dziś musiał kupić telefon i miał na to tylko 1200-1300 zł, z marszu poszedłbym do sklepu po Moto G6 Plus, nawet nie oglądając się na Xiaomi czy inne podrabiańce.
Wizualnie Motorola również nikogo nie kopiuje, stawiając na swój autorski, charakterystyczny design. Wyciągając taki telefon z kieszeni nie narażamy się na komentarze „o, podróba iPhone’a”.
Motorola stworzyła prawdziwy smartfon „dla ludzi”. Skupiający się od początku do końca na realnych potrzebach użytkowników, idąc na kompromisy tylko tam, gdzie nie wpływa to w istotny sposób na korzystanie z urządzenia.
Patrząc na to, jak kapitalnym smartfonem jest Moto G6 Plus, zdecydowanie trzeba zadać sobie pytanie – czy naprawdę potrzeba czegoś więcej?
Jeśli aparat w smartfonie nie jest twoim priorytetem, odpowiedź na to pytanie brzmi – zdecydowanie nie potrzeba.