REKLAMA

Może jednak tego nie chcecie? Tak wyglądało życie gracza w klasycznym World of Warcraft

Nostalgia to niesamowite narzędzie stosowane przez nasz mózg. Pozwala nam spać spokojnie i zapomnieć o przykrych rzeczach, które wydarzyły się w przeszłości. Nie pozwala złym wspomnieniom się zakumulować, co uniemożliwiłoby nam codzienne funkcjonowanie. Ukazuje nam przeszłość nie taką, jaką była, ale przez różowe okulary.

Może jednak tego nie chcecie? Tak wyglądało życie gracza w klasycznym World of Warcraft
REKLAMA
REKLAMA

Mam wrażenie, że tak właśnie gracze patrzą na swoją przeszłość w grach. Czy zdarzyło się wam kiedyś wzdychać do jakiejś gry z dzieciństwa czy młodości, ale po sprawdzeniu jej współcześnie stwierdzić, że to jednak już nie to?

To samo szykują sobie zwolennicy klasycznych serwerów tzw. Vanilla World of Warcraft.

W czasie Blizzconu w 2013 r. J. Allen Brack, jeden z producentów gry, zapytany o możliwość dodania serwerów zawierających podstawową wersję gry, odpowiedział:

Wzbudził tym oburzenie rosnącej społeczności zwolenników serwerów legacy. Jak to? Przecież my gracze wiemy najlepiej, czego chcemy!

I faktycznie, Blizzard zdaje się wysłuchać wieloletnich petycji - cztery lata później w trakcie Blizzconu 2017 zapowiedziano World Of Warcraft Classic, umożliwiający granie jak za dawnych lat.

Oto dlaczego może to nie być takie fajne, jak mogłoby się zdawać.

Bo nie da się wejść ponownie do tej samej rzeki

Jednym z argumentów za wprowadzeniem klasycznych serwerów jest to, że... gra stała się podobno za łatwa. Faktycznie, w czasach podstawowej wersji WoW nawet wykonanie zwykłej misji często wymagało zebrania (spamując godzinami na czacie!) grupy chętnych, oraz dokładnego przeszukanie mapy - miejsca wykonania zadania wtedy nie były zaznaczane na mapie gry. Trzeba było następnie samemu wyśledzić tego stwora do zabicia, znaleźć wejście do jaskini nieoznaczone na mapie itd.

Niestety, gdy odpalimy kiedyś wersję Classic, nie dostaniemy tego samego doświadczenia. My jesteśmy już inni - my wiemy, gdzie iść, nawet jeśli nie mamy tego na mapie, bo graliśmy w tę grę. Wrażenie, że Classic pozwoli nam znów poczuć się jak nowicjusz stawiający swoje pierwsze kroki w grze MMORPG, jest złudne.

Bo w grze pojawiło się dużo usprawnień, o których na co dzień nie pamiętamy.

Oprócz zmian wprowadzających tak nielubiane przez hardcorowców ułatwienia w grze, pojawiło się w niej wiele zmian, które po angielsku określa się quality of life. Takich, które nie wpływają na grę, ale ułatwiają nam życie i sprawiają, że gra się nam przyjemnie.

Przykłady? Oto niektóre z nich. Oparte na wydaniu 1.12, czyli tym, na którym programiści najprawdopodobnie oprą wersję Classic:

  • Wierzchowce trzeba było trzymać w torbie. Tak, każdy z nich to jedno zajęte miejsce w bagażu, więc większość z nas zabierała na wycieczkę jednego rumaka. Był to przedmiot, który go wzywał. Wezwanie go trwało aż trzy sekundy - dwukrotnie dłużej niż teraz. Mounty się również nie skalowały - istniały osobne wersje epickie i normalne. O cenie szkolenia umiejętności jeździeckich i podstawowego rumaka nawet nie wspominam. Aha, do poziomu 40. biegałeś pieszo. Bez wyjątków.
  • Do każdego miejsca, wejścia do lochu, czy raidu trzeba było dojść. A było to często czasochłonne - każda kraina miała maksymalnie jedno miejsce, do którego dawało się dolecieć gryfem/nietoperzem. Jeśli biegnąc gdzieś, zginąłeś, miałeś pecha. W każdej krainie był również maksymalnie jeden cmentarz.
  • Bieganie do trenera, aby uaktualnić swoje umiejętności. Nowe zaklęcia nie pojawiały nam się od razu same - trzeba było iść do miasta się ich nauczyć. Jeśli udało ci się zdobyć nowy poziom w trakcie instancji - masz pecha. Nawet znane już zaklęcia nie skalowały się - jeśli zdobyłeś poziom, trzeba było iść ponownie i zdobyć ten 1 proc. większej skuteczności.
  • Zwierzaki zajmowały miejsce w twoich torbach, podobnie było z... nabojami dla łowców. W ogóle na raidy trzeba było się udać z torbami pełnymi flaszek z eliksirami, jedzenia i innych rzeczy.

Bo gra wcale nie była idealna

Jednym z sekretów powodzenia World of Warcraft przed ponad już dekadę jest stałe wsparcie od deweloperów. Nie mówię o scenarzystach, artystach i innych twórcach, którzy dostarczali nowe treści. Mam na myśli programistów poprawiających swój produkt. Dlatego właśnie WoW w wersji 1.12 i w wersji 8.0 to będą zupełnie inne gry.

  • Łowcy mieli martwą strefę, w której byli bezbronni. Jeśli przeciwnik znajdował się za blisko, aby strzelać i za daleko, żeby zaatakować wręcz, nie mogli nic zrobić.
  • Cała gra miała podobną martwą strefę gdzieś po 50 poziomie. W pewnym momencie brakowało już misji, a jedyne, co pozostawało graczom, to tzw. grind, czyli powtarzanie instancji i zabijanie potworków.
  • Nie wszystkie obszary gry były dopracowane. Popularny teraz Silithus (dzięki misjom wprowadzającym Battle for Azeroth) był praktycznie pusty.
  • Jeśli chciałeś coś sprzedać lub kupić, to... poszczególne domy aukcyjne nie były ze sobą połączone. Jeśli wystawiłeś coś w Stormwind, pojawiało się jedynie w Stormwind.

Bo czasy się zmieniły

  • Gra była o wiele bardziej zorientowana na no-life'ów niż teraz. Nawet najmniejsza instancja oznaczała godziny grania, podczas których ginąłeś wiele razy, nawet walcząc z pobocznymi przeciwnikami (mięsem armatnim zwanym trashem). Po każdej walce siadałeś zjeść posiłek, który regenerował siły i manę.
  • Aby wejść do najważniejszych raidów, trzeba było odbyć tzw. atunement, który składał się z wykonywania ogromnej liczby czynności, farmienia i wykonywania misji.
  • Aby korzystać z nowego rodzaju broni, trzeba było najpierw zdobyć umiejętność jej używania. A jak? Używając jej! Szło się więc z nowym toporkiem gdzieś w las i, jak w słynnym odcinku South Park, zabijało się godzinami niskopoziomowe odyńce.
REKLAMA

Jak z tą wanilią?

Nie tęsknimy za oryginalną grą - tęsknimy za poczuciem odkrywania czegoś nowego. Niestety, nie wiadomo czy to poczucie uda się odtworzyć poprzez granie na klasycznym serwerze. Na pewno znajdą się ich zwolennicy, ale czy będą wśród nich wszyscy wieszczący „koniec WoW, bo gra zrobiła się za łatwa”? Szczerze w to wątpię.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA