REKLAMA

Mamy nowy rekord głupoty. Wynosi on 3 metry. Tylko tyle zabrakło, by dron uderzył w Airbusa

Zaledwie 3 metry - taka odległość dzieliła dron od Airbusa A320 z 230 pasażerami na pokładzie. Co trzeba zrobić, by skutecznie walczyć z takimi incydentami?

02.07.2018 18.13
DJI Inspire 2
REKLAMA
REKLAMA

Airbus A320 to standardowy samolot pasażerski średniego zasięgu, który jest dobrze znany osobom podróżującym po świecie. To jeden z podstawowych modeli we flocie największego europejskiego przewoźnika, Lufthansy.

Jest bardzo duża szansa, że leciałeś tym samolotem. Wyobraź sobie teraz, że kilka metrów za oknem widzisz drona. Wszystko działo się w ułamku sekundy, którego pasażer mógł nawet nie odnotować, ale ten incydent od razu wychwycili piloci samolotu.

Piloci w oświadczeniu stwierdzili, że nie było wystarczająco dużo czasu, by wykonać manewr omijający drona.

 class="wp-image-762253"
Airbus A320. Fot. Julian Herzog / Wikipedia na licencji CC BY 4.0

Do incydentu doszło w pobliżu lotniska Luton leżącego nieopodal Londynu. Airbus A320 wznosił się na wysokość przelotową, kiedy na wysokości ok. 2100 m piloci zauważyli drona znajdującego się zaledwie 3 metry od kursu samolotu. Do incydentu doszło 6 maja, ale teraz został on upubliczniony.

Na szczęście tym razem nie doszło do kolizji. Niestety jest to kolejny przykład skrajnie nieodpowiedzialnego lotu dronem przy lotnisku, tym razem w rekordowo bliskiej odległości od samolotu. W styczniu Airbus 319 minął drona o 6 metrów. W 2015 roku mieliśmy głośny incydent nad Lotniskiem Chopina w Warszawie, choć tam dron znajdował się 100 m od samolotu.

Co może się stać po kolizji drona z samolotem?

Powyższe wideo to na szczęście tylko efekt pracy grafika komputerowego, ale na świecie były już niegroźne zderzenia dronów z samolotami pasażerskimi. Taki przypadek odnotowano jesienią ubiegłego roku w Kanadzie. Kolejny incydent dotyczył drona i helikoptera, w którym pilot odbywał próbne loty.

Czy takie zderzenia są niebezpieczne? Samoloty są zaprojektowane w taki sposób, by znieść zderzenia z ptakami. Do takich incydentów dochodzi częściej, niż sądzą pasażerowie. Wobec tego zderzenie z dronem nie musi oznaczać poważnej awarii, ale szkopuł w tym, że jest takie prawdopodobieństwo. Lotniska mogą już korzystać z systemów antydronowych, ale to nadal za mało.

Prawo powinno być zaostrzone.

To niepopularna opinia, ale uważam, że prawo lotnicze powinno być zaostrzone. O ile lotniska i ważne obiekty są dobrze chronione prawnie, to w miastach sytuacja wygląda inaczej. Obecnie w Polsce mając drona o masie do 600 g możemy latać w miastach w zasięgu wzroku, o ile nie naruszamy zamkniętych struktur powietrznych, które najcześciej są naniesione m.in. na porty lotnicze i morskie, kopalnie, ujęcia wody, wodociągi, oczyszczalnie, itd.

 class="wp-image-701223"

Problem polega na tym, że prawo nie nadąża za rozwojem rynku dronów. W momencie projektowania obowiązującego rozporządzenia, drony o masie do 600 g były zabawkami. To się jednak zmienia poprzez takie premiery jak np. DJI Mavic Air. Dron waży 430 g, może latać do wysokości 5000 m n.p.m. (co jest teoretyczną wartością, w praktyce Air bez modyfikacji osiągnie maksymalnie do 500 m), maksymalna prędkość to 68 km/h, a czas lotu to 20 minut. To zdecydowanie nie są zabawkowe parametry.

A teraz wyobraźmy sobie, że wspomniany DJI Mavic Air traci jeden z silników będąc nad ulicą.

Z przerażeniem oglądam wysyp zdjęć robionych przy użyciu Mavica Air i innych lekkich dronów. Operatorzy coraz częściej pokazują zdjęcia robione w centrach miast: nad parkami i placami pełnymi ludźmi, a nawet nad węzłami drogowymi. Owszem, wygląda to spektakularnie, ale czy operatorzy choć przez chwilę pomyśleli o tym, co mogłoby się stać w momencie awarii silnika?

REKLAMA

Pocisk o masie 430 g mógłby spaść prosto na drogę. Nie chcę nawet myśleć co by było, gdyby trafił na przednią szybę jadącego auta.

Dlatego często zdarza mi się komentować zdjęcia z dronów zrobione w miejscach stwarzających zagrożenie. Staram się zwrócić uwagę fotografa, że lot mógł być niebezpieczny. Z reguły w prywatnej rozmowie fotografowie przyznają rację, ale zdjęcie i tak zostaje w serwisie społecznościowym, bo przecież zyskuje dużo polubień. Myślę, że polskie środowisko dronowe powinno aktywniej uczestniczyć w takiej edukacji. Niestety nawet pod jawnie nielegalnymi zdjęciami najczęściej dominują tylko zachwyty i słowa uznania.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA