REKLAMA

Technologia ośmieszyła beton futbolowego świata. VAR jest błogosławieństwem futbolu

Przez lata wzbraniali się, zarzekali, twierdzili, że to niemożliwe. Wystarczy jednak mieć w głowie jeden mecz Polski z Litwą sprzed paru dni, by mieć jasność, że VAR jest błogosławieństwem futbolu.

var
REKLAMA
REKLAMA

Nie chcę wylewać wiadra pomyj na FIFA, ponieważ dowodzący organizacją Gianni Infantino (którego przekonania piłkarskie są więcej niż słuszne) tapla się właśnie w błocie, którego narobili jego poprzednicy. Fakt, że w chwili gdy piszę te słowa siedzi pomiędzy dyktatorem Rosji i królem Arabii Saudyjskiej to sytuacja, w której postawił go Sepp Blatter.

Bo już Mundial 2026 wędruje w całkiem sensownym kierunku. Przynajmniej geograficznie. Próba wepchnięcia na turniej ogromnego rynku chińskiego poprzez rozszerzenie formuły do 48 drużyn to już odrębna dyskusja, jeśli przypomnimy sobie jakie wspaniałe spektakle urządzały nam na tym turnieju takie tuzy Arabia Saudyjska, Australia, czy Maroko z Iranem...

Ale przejdźmy do VAR-u

Infantino minimalizując szkody poczynione przez swoich poprzedników (następny Mundial będziemy oglądali zza choinki) popchnął przynajmniej Mistrzostwa Świata w kierunku VAR i to była fantastyczna decyzja. Już kilka dni temu na Bezprawniku przekonywałem, że przepisy wprowadzające system powtórek sędziowskich to absolutna rewelacja w świecie futbolu. I tak oto na przykładzie ligi włoskiej:

Zapewne oglądaliście mecz Polski z Litwą i nawet jeśli nie śledzicie Serie A czy Ekstraklasy, to mogliście zauważyć jak gigantyczną rolę na przebieg meczu ma system VAR - na jego podstawie przyznawano karne, których normalnie raczej by nie odgwizdano. Na jego podstawie anulowano i zaliczano gole. Gdyby nie VAR - sędzia (a zdaje się, że właśnie kończący tamtym meczem karierę) pewnie zaliczyłby kompromitację starannie wypaczając wynik spotkania.

Tego też trochę mi zabrakło u Szymona Marciniaka w starciu Argentyny z Islandią - był VAR, a sędzia do systemu nie sięgał, choć moim zdaniem rozłożenie karnych w czasie wyglądałoby wtedy nieco inaczej.

Generalnie jednak VAR na Mistrzostwach Świata jest i się przydaje. I będzie odgrywał gigantyczną rolę, a zwycięzca tych rozgrywek - kto wie - może będzie najbardziej "sprawiedliwym" zwycięzcą w historii futbolu.

Mam przed oczami RPA 2010, jakiś mecz Argentyny. W tle grają wuwuzele, nad stadionem unoszą się gigantyczne telebimy. Sędzia widzi na telebimie powtórkę, widzi, że została nieprawidłowo zdobyta bramka, ale mimo wszystko decyduje się na jej uznanie. Mógł wtedy napisać historię.

Na tę historię poczekaliśmy jednak 8 kolejnych lat.

8 kolejnych lat bredzenia o tym jak wprowadzenie technologii i wprowadzenie namiastki sprawiedliwości w jakikolwiek sposób zabije ducha sportu. Tymczasem pierwsze sezony VAR w europejskich ligach czy rozgrywkach międzynarodowych kompromitują cały ten skostniały beton świata wielkiego futbolu. Ośmieszają całą tę "konserwę", która przez lata mniej lub bardziej intencjonalnie zmierzała do całej rzeszy wypaczeń.

REKLAMA

Nie przypominam sobie, żeby w ostatnich latach ktoś wygrał na przykład Ligę Mistrzów bez błędów sędziowskich po drodze. Niestety beton VAR-u do Champions League w najbliższym sezonie jeszcze wprowadzać nie zamierza.

Kto wie, być może wraz z Finansowym Fair Play, w rzeczywistości troszczącym się o to, by nie można było nawiązać rywalizacji z hegemonami lub oszustami posługującymi się kreatywną księgowością, UEFA zależy na tym, by sędziowie zawsze mieli margines błędu. Tak to przynajmniej wygląda z boku, jeśli weźmiemy pod uwagę zbawienny wpływ VAR na ducha sportu, przy jednoczesnym braku wad.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA