Google słucha, obserwuje, czyta i analizuje. To my stworzyliśmy tego potwora
Przepraszam. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Lata temu chwaliłam i analizowałam Google, zachwycałam się myśleniem perspektywicznym i możliwościami Knowledge Graphu.
Oczywiście to nie moja wina, że praktycznie wszystko, co Google pokazał na I/O jest nieco przerażające, ale nie mogę pozbyć się poczucia winy. To my stworzyliśmy tego potwora.
Praktycznie cała prezentacja nowości na konferencji deweloperskiej Google I/O oparła się na tym, co sztuczna inteligencja i uczenie maszynowe potrafią zaoferować w postaci usług i w prawdziwym świecie. Autosugestie pojawią się w praktycznie każdej usłudze Google’a. Gmail ma przewidywać całe zdania i zwroty, których chcemy użyć w wiadomości. Aplikacja Zdjęcia będzie podpowiadać akcje, ale również to, z kim chcemy podzielić się zdjęciem - system ma wiedzieć, co chcemy zrobić.
Asystent głosowy Google’a nie tylko będzie zintegrowany głębiej w systemie i zewnętrznych aplikacjach, ale dostanie też nowe głosy i przede wszystkim możliwość prowadzenia konwersacji, w bardziej naturalny sposób, bez konieczności ciągłego powtarzania OK Google i zastanawiania się czy Google słucha.
Świetnym przykładem były dwie rozmowy, które asystent przeprowadził z prawdziwymi ludźmi w imieniu swojego właściciela. Ulepszony głos asystenta nie tylko brzmi naturalniej, ale zawiera też... chrząkanie w stylu mmm czy ummm. Asystent jest w stanie umówić wizytę w salonie fryzjerskim, a niczego niespodziewający się rozmówcy pewnie nawet nie wiedzą, że rozmawiają z maszyną.
Google analizuje dane zdrowotne i zapowiada współpracę ze szpitalami i centrami badawczymi w celu wykorzystania sztucznej inteligencji do diagnozowania, czy nawet przewidywania nawrotów chorób. Wprowadza narzędzia dla deweloperów służące do integracji sztucznej inteligencji wewnątrz aplikacji. Pokazuje ulepszone sprzęty służące do uczenia maszynowego.
Google w końcu zebrał wystarczająco danych, by wykorzystać je do kompletnego oparcia swoich produktów na sztucznej inteligencji. Google słucha, obserwuje, czyta i analizuje, tworząc nowy wspaniały świat, w którym samouczące się algorytmy służą podobno nam. Im więcej wiedzą z kim, kiedy i jak, tym bardziej usłużne się stają.
Problem w tym, że Google nie służy zwykłym szaraczkom, takim jak ja czy wy.
Owszem, wykona telefon, by umówić nas na wizytę u dentysty czy pokoloruje stare, czarno-białe zdjęcie z dzieciństwa, ale nie po to, by usprawnić życie właścicielowi urządzenia. AI zrobi to, by właściciel chętnie korzystał z usług i oddawał jeszcze więcej swoich danych. Danych, które są produktem przetwarzanym, produktem z którego powstają później targetowane reklamy.
Zachwycając się nowościami z takich konferencji trzeba zawsze pamiętać o tym jednym, nie takim znowu drobnym fakcie - użytkownicy usług i produktów Google’a są produktem. Klientami, którzy generują przychody i zyski są reklamodawcy. To przez ten pryzmat powinniśmy patrzeć na kolosy takie, jak Google czy Facebook i zadawać sobie pytanie: czy to wszystko jest warte utraty prywatności.
Google jest już tak ślepy na oczywistą ironię, że nie widzi jej w swoich nowościach. Zaprezentowane funkcje, mające na celu poprawienia jakości życia przez pokazywanie czasu jaki spędzamy w aplikacjach, jak używamy smartfonów czy blokując konkretne aplikacje, gdy są zbyt długo używane, to wykorzystywanie technologii do leczenia problemu spowodowanego technologiami.
Tak zwane FOMO, Fear Of Missing Out to uzależnienie od powiadomień, aplikacji i możliwości podłączenia się do świata internetu zawsze i wszędzie. Jeśli nie radzisz sobie z ograniczeniem czasu spędzanego ze smartfonem i czujesz się przez to źle, użyj smartfonu do naprawy problemu!
To niemal genialne. Google próbuje wmówić nam, że nie mamy wystarczająco dużo silnej woli i świadomości, by poprawić własną jakość życia przez limitowanie sobie czasu z urządzeniem, uzależniając nas od smartfonów jeszcze bardziej.
Google wraca też z Google News, w którym sztuczna inteligencja zdeterminuje wartość informacji i tego, co jest jakościową wiadomością, a co nie. Nie ufam w tym temacie Google’owi, bo firma ta od zawsze ma własne interesy do rozgrywania, swoje preferencje polityczne i skrzywienia w perspektywie. Powierzanie Google’owi roli patrona dziennikarstwa jest strzałem w stopę tegoż właśnie dziennikarstwa.
Jest mi wstyd, że przez lata zachwycałam się zdolnościami perspektywicznego myślenia Google’a. Przez ten czas przyzwyczailiśmy się wszyscy do bezmyślnego oddawania danych, płacenia za urządzenia do zbierania informacji i zaczęliśmy zachwycać się tym, że im więcej intymności się pozbawiamy, tym wygodniejsze staje się życie. Odbije się to nam mocną czkawką.