Facebook nie daje za wygraną. Pomoże użytkownikom sprawdzić czy wpadli w sidła rosyjskich trolli
Facebook nie tylko przyznał, że w serwisie działali rosyjscy trolle, próbujący wpłynąć na wybory w USA. Zamierza pokazać użytkownikom czy byli podatni na ich wpływ.
Pod koniec października wyszło na jaw, że grupa rosyjskich trolli wykorzystywała Facebooka i usługi Google do swoich celów. Chodzi o tzw. Internetową Agencję Badawczą, firmę z Petersburga, nazywaną często trollami z Olgino ze względu na prowadzoną działalność. Firma nazywana jest również czasem ministerstwem prawdy. To nawiązanie do powieści "Rok 1984" George'a Orwella.
Już ponad 3 lata temu niemieckie media doszukiwały się powiązań między rosyjską firmą i tamtejszą władzą. Szacowano wówczas, że dostaje ona na swoje działania w sieci około 1 mln dol. miesięcznie. Znalezienie tych powiązań nie było zresztą trudne, bo na czele spółki finansującej Internetową Agencję Badawczą stał przyjaciel Władimira Putina, Jewgienij Prigożyn.
Określenie "trolle" w stosunku do pracowników firmy nie ma w sobie nic z karykatury. Ich praca polega na prokremlowskiej działalności w Internecie, szczególnie w rosyjskich mediach społecznościowych. Są to zatem komentarze, polubienia, tworzenie memów, słowem wszystko to, co ma wpłynąć w mikroskali na opinię publiczną i roznieść się viralowo w sieci.
Firma nie ogranicza się wyłącznie do oddziaływania w Rosji. Miała swoje "oddziały" np. na Ukrainie i wykorzystywała je w czasie aneksji Krymu i wydarzeń na wschodniej Ukrainie. Niecały miesiąc temu wyszło na jaw, że Internetowa Agencja Badawcza próbowała również swych sił podczas kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych.
Ze śledztwa Google wynika, że firma kupiła reklamy z dwóch kont na kwotę 4700 dol. Używała też 18 zidentyfikowanych kanałów na YouTubie, na których opublikowano ponad 1100 filmów. Wyświetliły się one 309 tys. razy od czerwca 2015 do listopada 2016 r. Google podkreślił, że działalność ta była marginalna. Porównując ją ze skalą działania firmy, trudno się z tym nie zgodzić. Z kolei na Facebooku treści trolli z Olgino miały się wyświetlić Amerykanom 126 mln razy za sprawą 29 mln postów.
Facebook chce, by jego polityka reklamowa była przejrzysta.
Facebook zdecydował się na zmianę swojej polityki reklamowej. Zamierza wprowadzić system, który pozwoli użytkownikowi łatwo identyfikować twórców reklamy. Ma to utrudnić działalność podmiotom podobnym do Internetowej Agencji Badawczej. Zwiększą się również wymagania dotyczące weryfikacji kont, które prowadzą działania reklamowe na Facebooku.
Serwis idzie za ciosem i do końca roku ma umożliwić Amerykanom sprawdzenie czy w okresie kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych polubili strony czy konta na Instagramie, stworzone przez Internetową Agencję Badawczą. Na specjalnie przygotowanej stronie znajdą oni listę kont, które zidentyfikowano oficjalnie jako należące do Rosjan.
Działania Facebooka to znana z powiedzenia musztarda po obiedzie.
Przede wszystkim powyższe kroki mają znaczenie wizerunkowe i pokazywać, że serwis bardzo poważnie traktuje sprawę. Zwróćmy uwagę, że mamy do czynienia tylko z jednym podmiotem. Nie wiemy też jaki procent kont z nim związanych zidentyfikowano. O wiele ważniejsze są zatem zmiany w polityce reklamowej, choć i to nie uchroni Facebooka, ale również innych firm przed działalnością tego specyficznego rodzaju agentury wpływu w Internecie.
Pamiętajmy też o sprytnym zabiegu z zakresu public relations, który polega na prostym podziale: dobrzy Amerykanie - źli Rosjanie. Identyfikuje on więc wroga i usprawiedliwia poniekąd Facebooka. To duże uproszczenie, bo szef Facebooka, Mark Zuckerberg bardzo długo nie dopuszczał myśli, że jego serwis może być wykorzystywany do wpływania na decyzje wyborcze. Mimo że był ostrzegany choćby przez byłego prezydenta, Baracka Obamę.